Widzew mógł wyjść na prowadzenie w końcówce
Widzew Łódź miał przed sobą poważny sprawdzian. W sobotę na stadion przy al. Piłsudskiego przyjechała Wisła Płock, a więc sensacyjny lider Ekstraklasy. Przez pierwsze dwa kwadranse brakowało jednak stuprocentowych sytuacji. W 36. minucie wynik spotkania otworzył Łukasz Sekulski. Doświadczony napastnik oszukał interweniującego Ricardo Visusa, a następnie z łatwością umieścił piłkę w siatce.
Radość kapitana gości nie trwała długo, bowiem pięć minut później do siatki trafił kapitalnie dysponowany Juljan Shehu. Albański pomocnik strzelił swojego drugiego gola w sezonie 2025/26. Rafał Leszczyński nie miał nic do powiedzenia.
Pod koniec pierwszej połowy bramkarze obu drużyn mieli sporo roboty. Po przerwie obraz gry uległ zmianie. Jedni i drudzy mieli problem, jeśli chodzi o kreowanie okazji.
W 77. minucie pozytywny impuls dał Mariusz Fornalczyk. Sędzia Tomasz Kwiatkowski uznał, że skrzydłowy był faulowany przez Marcusa Haglinda-Sangre w polu karnym płocczan. Po interwencji systemu VAR arbiter postanowił cofnąć swoją decyzję. Nie mógł w to uwierzyć Żeljko Sopić. Chorwacki trener wpadł w szał. Trzeba przyznać, że w sobotnim meczu nie brakowało kontrowersji sędziowskich. W 57. minucie Ricardo Visus nie dostał drugiej żółtej kartki za tzw. “stempel” na Łukaszu Sekulskim.
Choć sędzia doliczył aż dziesięć minut, mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 1:1. Wisła Płock straciła punkty po raz pierwszy w sezonie 2025/26. Co więcej, już w niedzielę do lidera PKO BP Ekstraklasy może doskoczyć Cracovia, która gra z Jagiellonią Białystok. Na ten moment beniaminek wciąż ma przewagę trzech “oczek” nad Pasami. Jeśli chodzi o Widzew, po remisie z Wisłą łodzianie wskakują na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Wiadomo jednak, że Żeljko Sopić będzie rozczarowany tym, co się stało.