A zaczęło się tak pięknie
Chronologię katastrofalnych miesięcy Śląska Wrocław rozpocznijmy od cofnięcia się o rok wstecz. Na początku marca 2024 roku był liderem Ekstraklasy, a zmieniła to dopiero porażka 1:3 z Jagiellonią Białystok. W stolicy Dolnego Śląska czuć jednak było, że w zasięgu są nie tylko puchary, ale przede wszystkim mistrzostwo, a już na pewno wicemistrzostwo kraju.
Mecz z późniejszym mistrzem Polski rozpoczął czarną serię siedmiu kolejnych spotkań z zaledwie jednym zwycięstwem, co skutkowało spadkiem na czwarte miejsce. Na szczęście dla Śląska, w samej końcówce zdołał się podnieść, wygrał cztery kolejne starcia i sięgnął po, mimo wszystko, niespodziewany srebrny medal. Nie da się jednak ukryć, że gdyby nie fatalna druga połowa sezonu, złoto wcale nie byłoby tak odległym marzeniem.
Naturalną konsekwencją tak dobrego okresu Śląska było zaufanie Jackowi Magierze, który na początku marca ubiegłego roku podpisał nowy kontrakt, obowiązujący do 2026 roku. Być może mało kto się wtedy spodziewał, że nie tylko nie zdoła go wypełnić, ale nie da rady nawet dotrwać do jego połowy.
Uszczuplenie kadry o czołowych zawodników
Początek bieżącego sezonu niemal od samego początku naznaczony był wydarzeniami, które zwiastowały niechybne szusowanie Śląska w dół. Zaczęło się od utraty kluczowych piłkarzy – najpierw był to Erik Exposito, czyli czołowa postać drużyny w poprzednich rozgrywkach, a następnie Matias Nahuel, na którego sprzedaży klub zdołał zarobić 2,5 miliona euro. Kolejne pieniądze przypłynęły z europejskich pucharów.
Nie były one jednak imponujące, bowiem Śląsk wygrał tylko jeden dwumecz w eliminacjach Ligi Konferencji – z FC Rygą (choć w pierwszym meczu przegrał 0:1). W kolejnej rundzie mocniejsze okazało się FC St. Gallen, choć okoliczności spotkania rewanżowego, owianego kontrowersyjnymi decyzjami arbitra, na długo siedziały w pamięci kibiców jako kompletnie niesprawiedliwe.
Europejskie puchary i czystki
Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że europejskie puchary były dla kibiców Śląska pewnego rodzaju wybawieniem. Gdyby nie wygrane 3:1 z FC Rygą i 3:2 z FC St. Gallen, na pierwszy triumf wicemistrzów Polski trzeba byłoby czekać do… drugiej połowy października, kiedy to w zaległym meczu 8. kolejki wygrali 2:1 ze Stalą Mielec. Na niewiele się to wtedy zdało, bowiem i tak nie pozwoliło im to opuścić strefy spadkowej.
Fatalna seria w Ekstraklasie sprawiła, że w połowie listopada ubiegłego roku doszło do istnej czystki w Śląsku. Ze stanowiskiem pożegnał się nie tylko Jacek Magiera, który raptem ponad pół roku wcześniej podpisał dwuletni kontrakt. Z klubu odszedł również dyrektor sportowy David Balda, na którego spadła duża krytyka za działania na rynku transferowym i nieumiejętne skompletowanie kadry na sezon.
Degrengolada na każdym szczeblu zarządczym i sportowym w Śląsku sprawiła, że wicemistrz Polski zakończył 2024 rok na ostatnim miejscu w tabeli, z bilansem zaledwie jednego zwycięstwa w 18 rozegranych spotkaniach. Szybko stało się jasne, że problemem będzie nie tylko powrót do poziomu prezentowanego w poprzednich rozgrywkach, ale także pozostanie na najwyższym poziomie, o ile w klubie nie doszłoby do gruntownych zmian.

Finalizacja sezonu, czyli spadek z kretesem
Mogłoby się wydawać karkołomnego zadania w postaci zrekonstruowania i zdefiniowania Śląska na nowo podjął się Ante Simundza. Trzykrotny mistrz Słowenii i jednokrotny Bułgarii rozpoczął pracę pod koniec 2024 roku, dlatego miał sporo czasu na to, aby przygotować zespół do walki w rundzie wiosennej. Czekało go nie lada wyzwanie – chodziło nie tylko o poprawę gry, ale generalnie nastrojów i atmosfery w szatni, które były dalekie od oczekiwanych.
Mimo delikatnej poprawy rezultatów, sytuacja Śląska w tabeli Ekstraklasy przez kolejne tygodnie wcale nie ulegała poprawie. Dość powiedzieć, że odkąd w sierpniu wpadł do strefy spadkowej, nie zdołał się z niej wydostać choćby na chwilę. Nie pomogła w tym nawet seria pięciu kolejnych meczów bez porażki (trzy zwycięstwa i dwa remisy), którą jeszcze aktualni wicemistrzowie Polski zanotowali na przełomie marca i kwietnia.
Przypieczętowaniem degradacji Śląska było zwycięstwo Lechii Gdańsk nad Koroną Kielce, po którym podopieczni Ante Simundzy stracili choćby matematyczne szanse na zajęcie wyższego miejsca, niż 16. Ich jedyną nadzieją może być jeszcze kwestia licencji dla gdańskiej drużyny, ale po 1. – wcale nie musi dojść do tego, że jej nie otrzyma, a po 2. – Śląsk musiałby skończyć sezon na 16. miejscu. A i to nie jest pewne.
Przeboje i wyboje Jacka Sutryka
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że w Śląsku i jego otoczeniu w ostatnich miesiącach po prostu wszystko sypało się jak domek z kart. Immanentnym “elementem” całej układanki stał się Jacek Sutryk, kontrowersyjny prezydent Wrocławia, którego działania dopełniały krajobraz żalu i rozpaczy, jaki roztoczył się wokół wicemistrzów Polski od początku sezonu.
Choć nie było to bezpośrednio powiązane z klubem, zdarzenie z listopada 2024 roku w pewnym stopniu uzupełnia to, co stało się ze Śląskiem. Jego większościowy właściciel został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne i usłyszał zarzuty dotyczące wręczenia łapówki w zamian za wydanie mu dyplomu MBA przez Collegium Humanum oraz wykorzystania tego dyplomu do uzyskania stanowisk w radach nadzorczych miejskich spółek. Zaledwie pół roku po objęciu drugiej kadencji, na jego życiorysie politycznym pojawiła się nie pierwsza skaza. A chcąc nie chcąc, wielu utożsamia jego niewłaściwe działania z katastrofą, która ma miejsce w klubie.
Co jeszcze zarzucano Sutrykowi? Regularnie korzystał z 12-osobowej loży VIP na stadionie podczas meczów Śląska. Radny Tomasz Darłak próbował ustalić, kto finansuje tę lożę i według jakich kryteriów zapraszane są osoby. Ani Urząd Miejski, ani klub nie udzieliły jasnych odpowiedzi, co wzbudziło podejrzenia o brak transparentności w zarządzaniu publicznym mieniem.
Pomimo obietnic przeprowadzenia audytów w miejskich spółkach, w tym w Śląsku Wrocław, komisja rewizyjna Rady Miejskiej zablokowała kontrolę w klubie. Decyzja ta wywołała oburzenie wśród radnych i mieszkańców, którzy domagali się większej przejrzystości w zarządzaniu klubem. Jakby tego było mało, mimo wielokrotnych zapowiedzi prywatyzacji Śląska Wrocław, proces ten nie został skutecznie przeprowadzony. Zmiany wyceny klubu i brak transparentności odstraszały potencjalnych inwestorów, a klub nadal pozostaje w rękach miasta, co budzi obawy o dalsze finansowanie z publicznych środków.
Przyszłość klubu w nie tak kolorowych barwach
17-letni pobyt Śląska Wrocław w Ekstraklasie właśnie dobiegł końca. Na jak długo? Na ten moment nie jest łatwo to ocenić, ale jeśli w klubie nic się nie zmieni względem działań sportowych i okołoboiskowych, to sytuacja wcale nie musi tak szybko ulec poprawie. Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że w ostatnich miesiącach symptomów poprawy było bardzo mało.
Co najbardziej uderzające w całym tym kataklizmie Śląska, to fakt, że mowa przecież o wicemistrzu Polski, uczestniku europejskich pucharów i klubie, na którego stadionie odbędzie się finał tegorocznej edycji Ligi Konferencji. Ostatni z tych faktów niekoniecznie przekłada się na sytuację w klubie, ale z drugiej strony pokazuje, jak wiele złego musiało się wydarzyć, aby doszło do spadku.