HomePiłka nożnaUrban: Nie Bayer, Stuttgart czy Bayern. Oto największa sensacja Bundesligi

Urban: Nie Bayer, Stuttgart czy Bayern. Oto największa sensacja Bundesligi

Aktualizacja:

Bayer mistrzem? Wow. Stuttgart wicemistrzem? Jeszcze większe wow. Heidenheim w pucharach? Bundesligo, idź do domu, jesteś pijana.

1. FC Heidenheim

1. FC Heidenheim. Fot. Alamy

Dla mnie to największa sensacja tego sezonu. Klub skazywany przed startem rozgrywek na pożarcie i przez wielu typowany do roli totalnego autsajdera, będzie w sobotę czekał z wypiekami na twarzy na wynik finałowego starcia w Pucharze Niemiec, pomiędzy Bayerem Leverkusen a Kaiserslautern. I jeśli faworyt nie zawiedzie, na najwyżej położony stadion w profesjonalnej niemieckiej piłce (555 metrów nad poziomem morza) zawitają europejskie puchary.

Przewidywania a rzeczywistość

Nieśmiało przebąkiwaliśmy z Marcinem Borzęckim przed sezonem w studiu Viaplay, że może być odwrotnie. Że jeśli któryś z beniaminków może się utrzymać w lidze, to bardziej Heidenheim niż Darmstadt. Śledziliśmy ich mecze w 2. Bundeslidze i mieliśmy świadomość, że choć nie jest to najbardziej wyszukana piłka na świecie, to jednak niezwykle intensywna i niewygodna dla przeciwnika. Heidenheim imponowało wybieganiem i dyscypliną taktyczną. Ich „pressen und stressen”, bo tak Frank Schmidt definiuje swoje podejście do piłki, było nie do okiełznania dla rywali. Można było mieć nadzieję, że w 1. Bundeslidze wystarczy to do do utrzymania. Może z trudem, może w bólach, może cudem, może po barażach, ale kto wie…?

Rzeczywistość parę miesięcy później – po domowej wygranej w 28. kolejce nad Bayernem, Heidenheim miało 10 punktów przewagi nad strefą barażową i praktycznie już wtedy przyklepało sobie utrzymanie, które, tak naprawdę, ani przez chwilę nie było zagrożone. Opuścili strefę spadkową już po 4. kolejce i ani na moment do niej nie wrócili. Frank Schmidt i jego chłopcy, jak na możliwości tego małego klubu, dokonali rzeczy wręcz niebywałej.

“Podaj piłkę, Frank!”

Pierwsze skojarzenie z Frankiem Schmidtem? Swój chłop, po prostu. To absolutnie nietuzinkowa i charyzmatyczna postać, która ma swoje zasady w życiu i nigdy ich nie zmienia. Do legendy przeszły obrazki z konferencji prasowej po ubiegłorocznym wyjazdowym meczu z Jahnem Regensburg, po którym gospodarze spadli, a Heidenheim wywalczyło awans od 1. Bundesligi. Piłkarze Schmidta, celebrując swoją radość, wpadli do salki konferencyjnej i nie przestając śpiewać, polewali swojego trenera szampanem. Ten ani drgnął. Przyjmował całą sytuację z zażenowaniem. Po kilku sekundach piłkarze zorientowali się, że trener nie jest zachwycony ich zachowaniem, więc szybciutko opuścili pomieszczenie prasowe. Schmidt z marsową miną przeprosił gospodarzy za swoich piłkarzy, podkreślał zrozumienie dla trudnej chwili, w jakiej znalazł się klub z Ratyzbony i życzył jak najszybszego powrotu do 2. Bundesligi. I to nie była poza. On po prostu taki jest. Szacunek dla drugiego człowieka jest dla niego najważniejszy.

Pytany o to, jakie zdarzenie z jego piłkarskiej kariery zapadło mu najbardziej w pamięć, wspomina legendarny mecz Pucharu Niemiec z roku 1994. TSV Vestenberggreuth, z Frankiem Schmidtem w składzie, mierzył się wtedy z wielkim Bayernem Monachium i wyeliminował go z rozgrywek po sensacyjnym zwycięstwie 1:0. Ale nie wynik utkwił Schmidtowi po tym meczu najbardziej w głowie. W pewnej prozaicznej sytuacji, kiedy Bayern miał wznowić grę rzutem z autu, Lothar Matthaeus krzyknął do niego: ‚Hej, Frank, daję tę piłkę!’. Schmidt zdębiał. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem wielki Matthaeus wie, z kim ma do czynienia.

Niezniszczalny

Schmidt to człowiek mocno doświadczony przez życie, a przez to twardo stapiający po ziemi. Jak sam mówi – w trakcie swojej kariery przeszedł 11 poważnych operacji. Do tego 7 razy miał złamany nos. Kilka lat temu, kiedy zerwał mięsień w nodze, tak się zafiksował na dalszej pracy, że niewiele zabrakło, by przypłacił to życiem. Zupełnie się nie oszczędzał, co spowodowało, że nabawił się zakrzepicy, a ta doprowadziła do zatoru w obu płucach. Przez 6 dni leżał na OIOM-ie, na szczęście udało się go postawić na nogi. Kiedyś jeden z trenerów, po meczu z drużyną Schmidta, powiedział na konferencji prasowej, że Heidenheim ze swoim intensywnym sposobem gry, jest „unkaputtbar”, czyli niezniszczalne. Pojęcie to przypadło Schmidtowi na tyle do gustu, że właśnie w ten sposób zatytułował swoją biografię, a koszulki z tym hasłem były prawdziwym hitem sprzedażowym wśród kibiców Heidenheim, którzy od dłuższego czasu mogli w nich świętować utrzymanie w lidze. Po raz 30 z rzędu, bo od tylu sezonów ekipa Heidenheim nie zaznała goryczy spadku z żadnej ligi, w której występowała.

Stałość

Frank Schmidt pracuje w roli trenera Heidenheim od 2007. To rekord w historii niemieckiej piłki. We wrześniu ubiegłego roku Schmidt przebił pod tym względem kadencję Volkera Finkego we Freiburgu. W tym czasie zdołał zbudować w swej rodzinnej miejscowości coś z niczego. Awansował z piątego poziomu rozgrywkowego do 1. Bundesligi, a za chwilę może nawet zakosztować europejskich pucharów. Zaczęło się oczywiście od przypadku. Jako były piłkarz, miał poprowadzić drużynę w dwóch meczach, bo ta została chwilowo bez trenera. Poszło mu na tyle dobrze, że z tych dwóch meczów zrobiło się siedemnaście lat, w trakcie których jego drużyna każdorazowo zdobywała minimum 40 punktów w sezonie i tylko dwa razy kończyła rozgrywki poza pierwszą dziesiątką w tabeli. Zżyma się, gdy ktoś stawia tezę, ze nie poradziłby sobie w w innym klubie. Uważa, że dałby sobie radę, ale nie odczuwa potrzeby, by to sprawdzać i udowadniać. Ceni sobie życie w miejscu, z którego się wywodzi. Stałość to coś, co go charakteryzuje, zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym – jego pierwsza dziewczyna została jego żoną i są razem już od 30 lat.

W Heidenheim znają go oczywiście wszyscy. Jest dumą miasta i regionu. Ale nie chce, by doceniano go w sztuczny sposób: – Pomnik? Nie chcę żadnego pomnika! Po co ktoś miałby potem na niego sikać… – opowiada w swoim stylu, krzywiąc przy tym charakterystycznie głowę. To efekt skostnienia kręgosłupa w odcinku szyjnym. Ale Schmidtowi to w niczym nie przeszkadza. On jest po prostu niezniszczalny.

TOMASZ URBAN, DZIENNIKARZ VIAPLAY

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Kulisy wyboru Thomasa Tuchela. Jak wyglądała sprawa z innymi kandydatami?
Pep Guardiola coraz bliżej podjęcia decyzji. Wyrok nie będzie kluczowy
Dramat byłego klubu Marcina Bułki! Drużynie grozi najgorsze
Niedoszły reprezentant Niemiec może zmienić narodowość! Nietypowa decyzja
Lech Poznań ma plan na zastąpienie lidera. Pełna gotowość
Feio skomentował swoją przyszłość. Jasna deklaracja
Radomiak ma nowego zawodnika. Egzotyczne wzmocnienie
Lamine Yamal mógł napisać historię. Joan Laporta wszystko ujawnił
FC Barcelona walczy z La Liga. Laporta wyjaśnia sytuację finansową klubu
Oto największe talenty piłkarskie! Lista Golden Boy ogłoszona