Papszun o przerwie na oprawę
W ostatnim sobotnim spotkaniu Raków Częstochowa podzielił się punktami z Motorem Lublin po remisie 2:2. Co ciekawe, wieczór pod Jasną Górą trwał prawie tyle, ile liczy mecz z dogrywką, bo ostatni gwizdek sędziego wybrzmiał w 109. minucie gry.
Taki stan rzeczy spowodowało m.in. zadymienie przez oprawę kibiców gospodarzy, którzy zamierzali z przytupem zakończyć ligowe granie w Częstochowie. Dołączając do tego inne przerwy na zmiany, kontuzje czy VAR, wyszło łącznie aż 16 minut doliczonego czasu.
Całą sytuację w związku z racowiskiem Medalików skomentował Marek Papszun, który ma pewnego rodzaju żal do kibiców. Szkoleniowiec Rakowa stwierdził, że takie przerwy nie są dobre dla drużyny słynącej z intensywnego pressingu.
– Szkoda, że przerwa w związku z brakiem widoczności nie miała miejsce chwilę po wznowieniu gry po przerwie. Dla nas, jako drużyny o wyprofilowanym stylu gry opartym na wysokim pressingu, nie jest to dobre. Chcemy narzucić wysokie tempo, a w zamian za to, dajemy rywalowi odpocząć – mówił na konferencji Papszun.