DEGRADACJA W HIERARCHII
Już kilka lat temu stało się jasne, że jeżeli tylko Kimmich zechce – czyli nie opuści wcześniej klubu z własnej woli – zostanie legendą Bayernu Monachium. Choć w kolejce po opaskę kapitańską nie jest w stanie przeskoczyć w hierarchii Manuela Neuera, to jednak wśród zawodników z pola jest najczęściej tym, który reprezentuje interesy klubu w rozmowach z sędziami. Poza tym to wokół niego od dawna skupia się cała gra zespołu – zmieniają się napastnicy, pojawiają się nowi skrzydłowi, wymieniani są obrońcy.
29-latek jest jednak zawsze w centrum wydarzeń, nadając grze zespołu rytm i ton. Od sezonu 2017/18 nie zszedł poniżej 2000 minut spędzonych w sezonie na boiskach ligowych, przy czym średnia oscyluje wokół 42 godzin wybieganych w Bundeslidze od pierwszej do ostatniej kolejki. Wprawdzie nigdy nie dorobi się takiego statusu w klubie jak choćby Thomas Mueller – bo nie jest Bawarczykiem i nie wychował się w klubowej akademii – ale traktowany jest jak swój. I do niedawna żaden trener werbalnie nie podniósł na niego ręki. Wręcz przeciwnie – każdy kolejny zestawianie wyjściowej jedenastki rozpoczynał od niego.
Wiele zmieniło się jednak w ostatnim roku. Przygotowując się do sezonu 2023/24, Thomas Tuchel bez skrupułów oświadczył, że Bayern potrzebuje defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, bo Kimmich może i dobry z piłką przy nodze, ale już bez niej pozostaje bezbronny. Piłkarz pomstował oczywiście na te słowa, twierdząc, że to nieprawda i jak najbardziej jest piłkarzem, który powinien grać w środku pola.
Dociekliwe niemieckie media informowały nawet o tym, że szkoleniowiec poprosił swoich przełożonych, by 29-latka… sprzedali. Zarobione w ten sposób pieniądze lepiej byłoby bowiem jego zdaniem zainwestować w „holding six”, czyli klasycznego defensywnego pomocnika, który na boisku będzie po prostu sprzątał. Tuchel nie potrzebował finezyjnego cofniętego rozgrywającego, tylko agresywnego i skutecznego niszczyciela akcji rywali. Klub był zresztą poniekąd bliski spełnienia jego życzenia – wprawdzie o sprzedaży Kimmicha nikt nie myślał, ale zabrakło kilku godzin, by dopiąć pozyskanie Joao Palhinii z Fulham.
Ostatecznie w ubiegły sezon Bawarczycy weszli nie tylko bez wzmocnień na tej pozycji, ale też z naburmuszonym inicjatywami trenera piłkarzem (zresztą nie tylko on się tak czuł, w identycznym położeniu był też Leon Goretzka). Nic więc dziwnego, że z każdym miesiącem nasilały się plotki o potencjalnym transferze Kimmicha, a gdy po lutowej porażce z Bochum ostro pokłócił się z wiernym asystentem Tuchela Zsoltem Loewem, a media pisały nawet o szarpaninie między tą dwójką, stało się jasne, że relacja pomiędzy piłkarzem i szkoleniowcem jest nie do naprawienia. W obliczu wygasającego w 2025 roku kontraktu inne kluby zaczęły więc robić podchody pod świeżo upieczonego kapitana niemieckiej drużyny narodowej.
TŁOK W ŚRODKU POLA
Tego lata sprawy zaczęły się jeszcze mocniej komplikować. Co się odwlecze, to nie uciecze, więc w myśl tego powiedzenia Bayern zdołał dopiąć w końcu transfer Palhinii, co oznaczało zwiększenie liczby chętnych do gry w środku pola. A przecież w ostatnich miesiącach objawił się jeszcze zdolny wychowanek w osobie Aleksandara Pavlovicia, co oznacza, że Kompany może wybierać z całkiem pokaźnych zasobów – poza tą czwórką za reżyserowanie gry w drugiej linii odpowiadać mogą też Konrad Laimer i Raphael Guerreiro. Czyli łącznie aż sześciu zawodników na dwie pozycje.
Już w trakcie pierwszych meczów sparingowych okazało się jednak, że Belg pragnie przywrócić Kimmicha do ustawień fabrycznych. W trakcie rundy wiosennej Tuchel często ustawiał go przecież na prawej stronie bloku defensywnego, a i Julian Nagelsmann wykorzystywał go w tej roli w trakcie Mistrzostw Europy. Tymczasem Kompany postanowił uwypuklić atuty piłkarza i zamaskować jego wady. Zrobił to, ustawiając go w środku, ale nie jako tego piłkarza, który gra najbliżej obrońców – ale zawodnika poruszającego się pięterko wyżej, na „ósemce”. Dzięki temu 29-latek mógł operować często piłką i regulować tempo gry zespołu, a przy tym trener nie musiał martwić się, że ewentualny atak rywala zostanie bez problemu przeprowadzony środkiem – bo tam, za plecami Kimmicha, cały czas asekurował kolegów bardziej defensywnie usposobiony gracz.
Początek tego sezonu pokazał, że nowy szkoleniowiec trzeciej drużyny ubiegłego sezonu nie tylko chce obudzić w zawodniku dobre samopoczucie i wykorzystywać go regularnie na boisku, ale jeszcze uczynić z niego kluczową postać w zespole. Obserwując bowiem Bayern Monachium na starcie rozgrywek, w oczy rzuca się ekstremalna wręcz apozycyjność, czyli dokładnie to, co było znakiem charakterystycznym Bayeru Leverkusen w sezonie mistrzowskim. Piłkarze często więc odklejają się od swoich domyślnych pozycji, swobodnie przemieszczają się na boisku, zmieniają sektory i w ten sposób wprowadzają chaos w szeregach defensywnych przeciwnika. A przewodzi temu Kimmich.
PIŁKARZ GRAJĄCY NA TRZECH POZYCJACH
Na przestrzeni tylko trzech meczów ligowych można więc zaobserwować niemieckiego zawodnika w aż trzech rolach: środkowego pomocnika, prawego obrońcy w systemie z czwórką z tyłu i pół-prawego obrońcy w systemie z trójką z tyłu. 29-latek pełni rolę hybrydową, zajmując różne miejsca na boisku – w zależności od fazy gry. Bez piłki potrafi bronić na skrzydle, by już po chwili, gdy jego zespół piłkę przejmie, przenieść się niżej, bliżej środka, wypchnąć wyżej skrzydłowych i obsłużyć ich długą piłką. Modelowa wręcz akcja z jego udziałem miała miejsce w meczu z Holstein Kiel, gdy w ciągu kilkudziesięciu sekund kompletnie mógł zawrócić w głowie gospodarzom, którzy próbowali wodzić za nim wzrokiem i marzyć o odcięciu go od gry.
Dla uniwersalnego i wszechstronnego sposobu grania Bawarczyków taki piłkarz jest więc nieoceniony. Potrafi odnaleźć się w wielu rolach i wykonać wiele zadań, pomagając w ten sposób trenerowi realizować jego niełatwą do wdrożenia wizję futbolu.
Kimmich jak na razie gra u Kompany’ego wszystko od deski do deski. Na boiskach Bundesligi spędził na boisku 270 minut na 270 możliwych, w Lidze Mistrzów i Pucharze Niemiec łącznie 180 minut – oczywiście na 180 możliwych. Jest rzecz jasna za wcześnie, by stwierdzić, że belgijski trener wzniecił u piłkarza radość z gry w tym klubie i wygonił z jego głowy myśli o odejściu. Nie jest jednak tajemnicą, że najważniejsi ludzie w Bayernie, na czele z Ulim Hoenessem, nie wyobrażają sobie, by symbol tej drużyny od dekady miał odejść z klubu. I choć kontrakt Kimmicha wygasa już za kilka miesięcy, to monachijczycy zrobią wszystko, by go przedłużyć. A ugruntowana, stabilna i kluczowa rola na boisku może w tym tylko pomóc.