HomePiłka nożnaNowy Staw wyprawił piłkarskie święto. Czwartoligowiec zagrał z ŁKS-em Łódź

Nowy Staw wyprawił piłkarskie święto. Czwartoligowiec zagrał z ŁKS-em Łódź

Źródło: Kanał Sportowy

Aktualizacja:

Szczelnie wypełnione, a nawet przepełnione, trybuny, kibice i piłkarze zwalniający się z pracy i zapach niespodzianki długo unoszący się w powietrzu. Czwartkowy mecz Gromu Nowy Staw z ŁKS-em Łódź miał wszystko, żeby nazywać go piłkarskim świętem. Puchar Tysiąca Drużyn w tym roku pozwolił czwartoligowcowi z Pomorza napisać swoją piękną historię.

Grom Nowy Staw

Grom Nowy Staw

Futbol na peryferiach

Pełnowymiarowe trawiaste boisko, właściwie pośrodku niczego – niby w centrum miasta, a jakby na zupełnym jego uboczu. Za jedną linią boczną dwie trybuny, z czego jedna dostawiona tymczasowo. Za drugą klubowy budynek. Ten, choć skromy, to ma wszystko, czego potrzebuje – szatnie, przestrzeń do rozgrzewki, klubowe gabinety, a nawet kuchnię. Obok plac zabaw, orlik i boisko do koszykówki. Ot, zwykły kompleks sportowy w mniejszym mieście.

Gdyby nie wszechobecne samochody telewizyjne, zainstalowane wokół boiska bandy led czy kamery przy murawie, trudno byłoby sobie wyobrazić, że w takiej scenerii rozegrany zostanie za chwilę wielki piłkarski mecz. 

A to prawda. Zaledwie czterotysięczny Nowy Staw zadebiutował w czwartek na poziomie centralnym Pucharu Polski. Wiele rzeczy dla lokalnych działaczy było absolutną nowością. Ich mecz nigdy nie był transmitowany w telewizji, nigdy nie było na nim sytemu VAR, nie przyjechał tu sędzia z absolutnej krajowej czołówki, nie potrzeba było tyle ochrony, czy w końcu – nie było aż tylu przygotowań. 

– Jest to dla nas duże wyzwanie, ale takie miłe wyzwanie. Z przyjemnością się to wszystko przygotowuje. Jest dużo pracy, przygotowań, nerwów, żeby wszystko spiąć na ostatni guzik, ale to jest przyjemna praca i myślę, że każdy klub, który jest na takim poziomie jak my, chciałby mieć takie problemy, co my dzisiaj – mówił nam jeszcze przed meczem Paweł Kondziella, prezes Gromu Nowy Staw. Postać w całej historii niebagatelna, bo włodarz klubu ma zaledwie… 23 lata, co czyni go jedną z najmłodszych osób piastujących takie stanowisko w całej Polsce.

Czwartoligowy Grom swoją pucharową historię zaczął więc pisać w mocno romantycznej scenerii. Ale to wystarczyło, żeby na 90 minut oczy większości piłkarskiej Polski zwrócone były nie na największe stadiony w kraju, a właściwie na peryferia futbolu. I to nie był zły wybór, bo w Nowym Stawie było co oglądać.

Grom Nowy Staw wyprawił piłkarskie święto

W całej swojej historii Grom rozegrał zaledwie jeden sezon na poziomie III Ligi. I to nawet niepełny, bo zakończony przedwcześnie przez pandemię. Zdecydowanie bardziej kibice przyzwyczajeni są do realiów IV ligi, a nawet i niższych szczebli rozgrywkowych.

Największym rywalem, który jak dotąd dotarł do miasta, był KKS Kalisz. Klub z sukcesami, historią i wyrobioną marką nigdy wcześniej się tu nie pojawił. A to właśnie o takim rywalu w swojej pucharowej przygodzie marzyli nowostawianie. 

– Przejeżdża ŁKS Łódź, więc myślę, że to będzie bardzo fajne spotkanie, przede wszystkim głośne – ocenił Paweł, kibic Gromu. Wtóruje mu Dominik: Wydaje mi się, że po losowaniu królowała radość. To jednak większa marka, większa rozpoznawalność, także myślę, że ŁKS spoko

– Pierwsza myśl po losowaniu była taka, że trafiliśmy tak, jak byśmy chcieli. Mimo tego, że to jest pierwszoligowiec, to uważam, że ma bogatą historię, wiele sezonów grał na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce, więc dla nas to był rywal z tych, na których chcieliśmy trafić. Dla nas ŁKS Łódź to super rywal – podsumował z kolei przes Kondziella.

Przepustką do wielkiego świata i gry z dwukrotnym mistrzem Polski okazał się etap wojewódzki rozgrywek. W listopadzie Grom sięgnął po zwycięstwo w Okręgowym Pucharze Polski, a w maju dorzucił do niego Regionalny Puchar Polski. 

Niewiele jednak brakowało, żeby ta historia w ogóle nie miała miejsca. Grom całą sześciomeczową drabinkę mógł zaprzepaścić już w pierwszym spotkaniu. Wtedy ani największego sukcesu w historii klubu, ani rywalizacji na poziomie centralnym, po prostu by nie było.

– Tak naprawdę zaczęło się prawie równy rok temu, w październiku, od meczu z a-klasowcem w Sadlinkach. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1. Po przerwie 1:1, bramka dla nich na 2:1 i dopiero bramkę wyrównującą zdobyliśmy w 85 minucie. I później dwie bramki, w 90 i 93 minucie. Wygraliśmy 4:2, ale to pokazuje, że w tamtym momencie, w październiku, z zespołem z A Klasy, czyli siódmego poziomu rozgrywkowego w Polsce, mogliśmy odpaść od razu w pierwszej rundzie i nie byłoby nas tutaj dzisiaj, gdzie jesteśmy. Przebyliśmy taką drogą, jak ja to kiedyś powiedziałem, że sukces rodzi się w bólach – wspomina prezes Gromu.

Ból w tym przypadku mocno się opłacił. Spotkaniem w I rundzie Pucharu Polski żyła właściwie cała okolica. Zarówno młodsi mieszkańcy, jak ci nieco starsi. Nie dziwne więc, że bilety na spotkanie z ŁKS-em rozeszły się na pniu. Już od losowania par I rundy Pucharu Polski było wiadomo, że w Nowym Stawie czeka nas prawdziwe piłkarskie święto. W końcu Grom miał rozegrać najważniejsze spotkanie w swojej historii.

– Całe miasto, cały region tutaj nasz żyje tym meczem. Od samego losowania każdy przychodził, pytał, jak to będzie. Chyba od wygrania Regionalnego Pucharu Polski, czyli od 30 maja, nie było dnia, w którym nie byłoby mówione o tym meczu 1/32 finału Pucharu Polski – ocenia Kondziella.

Możliwości stadionowej infrastruktury były mocno ograniczone. Dlatego mecz z perspektywy trybun mogło oglądać zaledwie 800 kibiców. Bez wątpienia, gdyby wejściówek było więcej, one też w ekspresowym tempie znalazłyby nabywców. 

Szczęśliwcy, którzy pojawili się wokół boiska zadbali o to, żeby Grom godnie się w czwartek zaprezentował. W skromnym „młynie” niemalże każdy miał na sobie klubową koszulkę czy szalik. Pojawiły się flagi, głośny doping, a nawet pirotechnika. Sympatycy nowostawskiego czwartoligowca po prostu postawili na dobrą zabawę, wszak to w piłce nożnej powinno być najważniejsze.

Piłkarze musieli zwalniać się z pracy

Termin rozegrania meczu mocno nie sprzyjał nikomu, kto chciał przeżyć go na żywo. Czwartek, 12:15. To czas, w którym większość mieszkańców Nowego Stawu pracuje, więc żeby dotrzeć na mecz, musieli zwalniać się tego dnia z pracy.

Podobny los nie ominął także… piłkarzy Gromu. W nowostawskim czwartoligowcu nikt na co dzień nie utrzymuje się wyłącznie z piłki nożnej. Każdy z zawodników ma więc stałe zatrudnienie, z którego na mecz z ŁKS-em musiał się zwalniać. 

Drużynę Gromu budują choćby informatycy, kurierzy czy dostawcy cateringu. Jest także nauczyciel WF-u z okolicznej szkoły, który akurat z wolnego korzystać nie musiał. Swoje zajęcia poprowadził przed i po meczu, dzięki czemu mógł skupić się na jak najlepszym występie na tle ŁKS-u.

– Wszyscy zawodnicy pracują, nikt tutaj się nie utrzymuje z piłki. Każdy wstaje rano do pracy, po południu przyjeżdża na treningi. Aczkolwiek tę organizację w naszym klubie i to, na jakim poziomie staramy się rozwijać do danych wydarzeń, do treningów… Można powiedzieć, że jesteśmy klubem półprofesjonalnym – ocenił Kondziella.

– Takie jest życie piłkarza czwartoligowego. Większość zawodników jest na etatach, robi coś innego poza graniem w piłkę. Ale zagranie takiego spotkania, które ma taką otoczkę, jest jeszcze w telewizji, jest warte tego, żeby wziąć dzień wolny w pracy – ocenił pomocnik Gromu, Łukasz Kopka.

Stary dobry znajomy ŁKS-u

Kopka był z resztą jednym z powodów, dla których starcie pierwszoligowca z czwartoligowcem miało dodatkowe smaczki. Pomocnik w swojej karierze bronił barw sześciu polskich klubów, w tym… ŁKS-u.

Biało-czerwono-białą koszulkę zakładał w sezonie 2016/17. W 32 meczach III Ligi zdobył dwie bramki, obie z największym wówczas konkurentem Rycerzy Wiosny do awansu, Finishparkietem Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Kopka dołożył więc swoją cegiełkę do tego, że powracający po upadku łodzianie zdołali wywalczyć awans na poziom centralny. Jego droga z byłym zespołem, zapewne dość niespodziewanie, po siedmiu latach znów się więc skrzyżowała.

– Powiem szczerze, gdzieś tam po cichu liczyłem, że może trafimy ten ŁKS. Mieliśmy swoje przypuszczenia przed losowaniem i ja typowałem właśnie ŁKS, gdzieś tam wierzyłem, że może się uda jakoś tak wrócić do tych czasów sprzed siedmiu lat – skwitował sam zawodnik.

ŁKS Łódź

Kopciuszek postawił się faworytowi

Piękną historię nowostawianie zdołali napisać także na boisku. Faworyzowany ŁKS od samego początku ruszył do oblężenia pola karnego rywali, ale długo nie mógł przebić się przez linię obrony. Pomóc musiał najlepszy strzelec drużyny, Andreu Arasa, który pokonał Dawida Lenenia w 83 i 92 minucie.

Przy odrobinie szczęścia Grom już w pierwszej połowie mógł objąć prowadzenie. W drugiej również nie zabrakło okazji. Najlepszą z nich, chwile po bramce dla łodzian, zmarnował Mateusz Borowski. Ostatecznie gospodarze musieli przełknąć więc gorycz porażki, bez zdobytej bramki.

Mimo to, piłkarze Gromu nie mają się czego wstydzić. Wysoko postawili poprzeczkę rywalowi grającemu trzy poziomy rozgrywkowe wyżej i pokazali, że piłkarski kopciuszek może nawiązać walkę z najlepszymi ekipami w kraju.

– Wiedzieliśmy, że jak nie strzelimy bramki szybko, to przeciwnik będzie miał swoje ambicje i na pewno tutaj trzeba pogratulować przeciwnikowi takiej postawy, bardzo ambitnej – ocenił po meczu trener ŁKS-u, Jakub Dziółka.

Jednym z bohaterów Gromu bez wątpienia był bramkarz, Dawid Leleń. Bez jego dobrych interwencji napór ełkaesiaków bramką mógł zakończyć się dużo szybciej. Po meczu docenił to także trener… Dawid Leleń. Zbieżność nazwisk nie jest tu przypadkowa, w Nowym Stawie pracuje grający trener, co jest coraz rzadziej spotykaną sytuacją.

– Wiadomo, jest to dość specyficzna rola, gdzie łącze bycie aktywnym zawodnikiem i bycie aktywnym trenerem. Na pewno starałem się pomóc drużynie jak najlepiej potrafię. Szkoda tych dwóch bramek, ale no niestety. Graliśmy z drużyną pierwszoligową, z aspiracjami do Ekstraklasy i to po prostu było dzisiaj widać – ocenił Leleń.

Grom Nowy Staw napisał historię

Choć jeszcze przed spotkaniem w szeregach Gromu można było usłyszeć, że każdy chciałby powtórzyć historię Błękitnych Stargard czy KKS-u Kalisz, pokory w szeregach czwartoligowca było bardzo dużo. Dla piłkarzy, trenerów i działaczy nie tyle liczył się sam wynik końcowy, co jak najlepsze zaprezentowanie się w tak opakowanym spotkaniu.

Po końcowym gwizdku powodów do wstydu zdecydowanie nie było. Piłkarska Polska usłyszała o małym czwartoligowcu z Pomorza, który chce pisać swoją własną kartę historii. 

– Jeżeli coś się robi, to robi się z myślą o tym, żeby zajść jak najwyżej. Ale patrząc realnie, nie spodziewałem się, że będziemy dzisiaj w tym miejscu, w którym jesteśmy – kwitował prezes Kondziella.

Puchar Polski to piękne rozgrywki. Właściwie co sezon jesteśmy świadkami piłkarskiego kopciuszka, który rozpycha się wśród wielkich marek. I choć pucharowa przygoda Gromu zakończyła się na pierwszym meczu, a sensacji sprawić się nie udało, to czwartoligowiec bez wątpienia wpisał się do grona tych krnąbrnych marzycieli z niższych lig.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Flick jest wściekły! Nie patyczkował się po końcowym gwizdku
Kibole Cracovii nie wytrzymali! Beznadziejne zachowanie [WIDEO]
Feio zszokował tą wypowiedzią. Nie gryzł się w język mówiąc o sędziach
Lewandowski oceniony po meczu przez Hiszpanów. Oto noty
Olbrzymia kontrowersja w hicie Ekstraklasy! Cracovii należał się rzut karny?
Barcelona sensacyjnie wypuściła wygraną z rąk! Co zrobił Kounde?! [WIDEO]
Di Maria zachwycił, cóż za gol! Bramka sezonu już znana?! [WIDEO]
Lewandowski znowu z golem! Flick odetchnął z ulgą [WIDEO]
Hit kolejki nie zawiódł! Legia pokonała Cracovię [WIDEO]
Ależ zadyma w meczu Barcelony! Iago Aspas nie wytrzymał! [WIDEO]