HomeExtraKuriozalny sezon Ekstraklasy. Poznamy najsłabszego mistrza w XXI wieku

Kuriozalny sezon Ekstraklasy. Poznamy najsłabszego mistrza w XXI wieku

Aktualizacja:

Bez względu na to, kto zostanie mistrzem Polski – Jagiellonia Białystok czy Śląsk Wrocław, będzie to najgorszy mistrz Polski w XXI wieku pod względem średniej zdobywanych punktów. Co z tego wynika dla Ekstraklasy, jak interpretować ten sezon i czego oczekiwać po kolejnych?

Jagiellonia Białystok

PressFocus

W tym sezonie mistrz Polski maksymalnie zdobędzie 63 punkty w 34 kolejkach. W XXI wieku tyle meczów rozgrywano dwukrotnie i dwukrotnie z takim dorobkiem – najbardziej optymistycznym, bo zakładającym zwycięstwa Jagiellonii oraz Śląska w ostatniej kolejce – nie tylko nie byłoby mowy o wygraniu Ekstraklasy, lecz także o drugim miejscu. Co więcej, za pierwszym razem – w sezonie 2021/22 – taki wynik nie dałby nawet podium, bo trzecia Pogoń Szczecin finiszowała z 65 punktami. Za drugim – w sezonie 2022/23 – taki rezultat gwarantowałby trzecie miejsce, ale gdyby w ostatniej kolejce urzeczywistnił się najbardziej negatywny scenariusz i porażki drużyn z Białegostoku oraz Wrocławia, tegoroczny czempion również nie zmieściłby się na podium.

W XXI wieku więcej nie rozgrywano 34 kolejek (Ekstraklasę powiększono do 18 zespołów trzy lata temu), ale bywały sezony, w których w 30 spotkań mistrzowie zdobywali więcej punktów niż nowy czempion może zgarnąć w najbardziej optymistycznej wersji w kończącej się kampanii. Choć miały na rozkładzie cztery mecze mniej, więcej punktów zdobyły ekipy: Wisły Kraków (2002/03 – 68, 2007/08 – 77, 2008/09 – 64), Legii Warszawa (2005/06 – 66, 2012/13 – 67, 2020/21 – 64) i Lecha Poznań (2009/10 – 65). Mało tego! W sezonie 2003/04 Biała Gwiazda w 14-drużynowej lidze w 26 kolejkach zdobyła 65 punktów. Osiem spotkań mniej, przynajmniej dwa punkty więcej.

W sumie daje to osiem sezonów w XXI wieku, w których mistrzowie grali mniej niż w 2023/24 Jagiellonia i Śląsk, a i tak uzbierali więcej punktów. Miazga.

Słabo albo bardzo słabo

Równie źle zespoły z Białegostoku i Wrocławia wypadają na tle poprzedników pod względem średniej zdobywanych punktów na mecz – przy wygranych w ostatniej kolejce będzie to 1,85 i żaden mistrz Polski w XXI wieku nie finiszował z gorszym wynikiem. Żaden. Do tego sezonu najgorsza była Legia Warszawa z rozgrywek 2019/20 z rezultatem 1,86.

Ale istnieją też argumenty za tym, że ani Jaga, ani Śląsk nie będą najgorszymi mistrzami w tym stuleciu, choć są uzależnione od wyników w sobotnich spotkaniach. Ranking Elo został zaczerpnięty z szachów i klasyfikuje zespoły według poziomu sportowego, nawet jeśli nigdy ze sobą grały. Używany w nim algorytm bierze pod uwagę szacowaną siłę obu drużyn, miejsce rozgrywania spotkania, różnicę bramek oraz rangę, a suma punktów pozwala porównywać ekipy z różnych okresów.

W tym momencie w rankingu Elo Jagiellonia ma 1444, a Śląsk 1430 punktów i jeśli w ostatniej kolejce zgodnie wygrają, ten rezultat się poprawi. W takiej sytuacji przyszły mistrz kraju będzie lepszy od Zagłębia Lubin (2006/07 – 1423), Śląska Wrocław (2011/12 – 1430), Piasta Gliwice (2018/19 – 1418) oraz Legii Warszawa (2019/20 – 1430). Tym samym w wypadku optymistycznego scenariusza ciągle nowy czempion będzie jednym z najgorszych w XXI wieku, jednak już nie najgorszym. Niewiele, ale lepiej.

Co się stało?

Ktokolwiek nie wygra w tym sezonie Ekstraklasy, zaburzy hierarchię, która klarowała się od sezonu 2020/21 do 2022/23. Przez te trzy lata podium dzieliły się Legia Warszawa, Lech Poznań, Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin. Zdawało się, że nasza ligi idzie w ślady rozgrywek czeskich, chorwackich czy słowackich, gdzie czołówka odjechała reszcie, co w długiej perspektywie zwiększa prawdopodobieństwo regularnego udziału w europejskich pucharach, śrubowanie rankingu UEFA i umacnianie potencjału ekonomicznego.

Ale ten sezon potoczył się skrajnie inaczej i pojawiają się pytania, dlaczego i co dalej? Jak interpretować to, co się działo w tym roku? Czy nastąpiło odwrócenie trendu i jakie będą tego konsekwencje? Odpowiedzi szukamy z doktorem Szczepanem Kościółkiem, ekonomistą sportu z Uniwersytetu Jagiellońskiego, obecnie również visiting researcherem na uniwersytecie w Liverpoolu.

W latach 2020-23 w Ekstraklasie rządziły cztery kluby – Legia Warszawa, Lech Poznań, Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin. Te drużyny zdobyły najwięcej punktów w tym okresie, pierwsze dwa dwukrotnie kwalifikowały się do eliminacji europejskich pucharów, a ostatnie dwa – trzykrotnie. Wydawało się, że krystalizuje się w naszej lidze czołówka – jak w czeskiej czy chorwackiej, że pojawił się trend, ale ten sezon temu zaprzeczył. Tylko czy da się już stwierdzić, że pojawił się nowy trend i to, co się działo w ostatnim roku to nie jest zwykła anomalia?

Trudno coś powiedzieć po jednym sezonie, bo po takim okresie nie możemy mówić o trendach. Gdybyśmy mieli się doszukiwać trendu, biorąc pod uwagę, że czołówka dominowała przez trzy lata, to właśnie to należałoby uznać za trend, a kończące się rozgrywki traktować jako anomalię. Ale tak naprawdę to pytanie, na które dopiero będziemy mogli odpowiedzieć za jakiś czas.

Pewnie najszybciej za rok o tej porze, bo jeden sezon to żaden materiał porównawczy i w tym momencie dłużej mieliśmy jasną hierarchię w Ekstraklasie niż byliśmy świadkami niespodzianek.

Absolutnie. Jeśli to, co obserwowaliśmy w tym sezonie powtórzy się w kolejnym i kolejnym sezonie, wówczas możemy zacząć mówić o odwróceniu się trendu. Tym bardziej, że obserwując to, co się działo w naszych topowych klubach, to w jakimś stopniu były niestandardowe historie. Na razie nie ma więc podstaw, żeby sądzić, że to stała tendencja.

I ciągle bardziej prawdopodobne, że w przyszłym sezonie w czołówce będą Legia, Lech czy Raków niż mające mniejszy potencjał ekonomiczny Śląsk czy Jagiellonia?

Tak. Gdybyśmy mieli stworzyć model probabilistyczny, prognozowalibyśmy wyniki na podstawie wartości zespołów, wydatków na pensje lub innej miary oddającej potencjał sportowo-finansowy klubu. Oczywiście, w topowych ligach korelacja między nakładami finansowymi a wynikami jest większa niż w Ekstraklasie, bo w naszych warunkach różnice finansowe nie są duże i w związku z tym wahnięcia od oczekiwanych wartości są większe. Tym niemniej, w długim okresie Legia, Lech i Raków powinny wygrywać częściej niż kluby z mniejszymi zasobami, przede wszystkim finansowymi.

Według mnie z tych stosunkowo niewielkich różnić ekonomicznych wynika mniejsza odporność naszej ligowej czołówki na kryzysy. Nie ma aż takiej różnicy między piłkarzami, z których jeden zarabia powiedzmy 20 tysięcy euro a drugi 40 czy nawet 60. Dlatego nasza „klasa średnia” tak łatwo wykorzystuje problemy czołówki, bo jest mocniejsza niż jej odpowiednik w Czechach czy Chorwacji.

W 100 procentach zgadzam. Oczywiście można zadać sobie pytanie odnośnie zarządzania zasobami i wysnuć hipotezę, że władze bogatszych klubów nie wykorzystują efektywnie środków, którymi dysponują. Ale to robocza, niezweryfikowana hipoteza, która też nie wyklucza tego, z czym obaj się zgadzamy: to, że dany klub może w naszych warunkach wydać 10 czy 20 tysięcy euro więcej na pensje niż konkurencja nie robi takiej różnicy, jaką w najlepszych ligach robią różnice na poziome setek tysięcy.

A czy taka anomalia powinna nas martwić czy nie?

Powinno nas martwić, jeśli patrzymy na potencjalny sukces w eliminacjach europejskich pucharach. Te bogatsze kluby powinny w długim okresie jednak zatrudniać lepszych piłkarzy i idąc tym tokiem myślenia, o którym przed chwilą mówiliśmy, powinno nam to zapewnić lepsze wyniki w Europie. Możemy zakładać, że Jagiellonia czy Śląsk zagrają słabiej niż zrobiłaby to Legia czy Lech. Te kluby, wygrywając ligę, absolutnie zasłużyły na udział pucharach, tym niemniej możemy się spodziewać, że rezultat będzie gorszy niż w ostatnich latach ekip z Warszawy, Poznania czy Częstochowy. To bardziej prawdopodobne niż sukces w kwalifikacjach. Choć dodajmy też, że ścieżka eliminacyjna dla mistrza Polski jest w obecnym układzie europejskich pucharów tak ułożona, że faza grupowa przynajmniej Ligi Konferencji nie powinna być dla nas jakąś przesadną niespodzianką, ktokolwiek ostatecznie ten tytuł zdobędzie. Jeśli coś martwi, to skład pucharowiczów idący ścieżką niemistrzowską.

I to źle dla kibica Ekstraklasy.

Zależy na czym temu kibicowi zależy – czy na atrakcyjności rozgrywek, a takie zapewnia wyrównana liga z dużą liczbą niespodzianek, czy dobrych występach w europejskich pucharach. To nie są cele rozłączne, ale przy zasobach, które mamy w Polsce, trudne do połączenia. Przy czym polemizowałbym, że w tym sezonie Ekstraklasa była bardzo słaba. Uważam to za duże uproszczenie i trochę niesprawiedliwe. Czołówka, z różnych powodów była bardzo słaba, to prawda. Ale można na to zagadnienie spojrzeć z innej strony – średniacy byli na tyle mocni, że skrzętnie wykorzystali słabość topu. A to w efekcie dało bardzo dobry produkt, bo niepewność wyniku końcowego tworzy atrakcyjność. Chwalić „klasę średnią”, ganić czołówkę i doceniać, jak ciekawa i wyrównana była Ekstraklasa.

rozmawiał Mateusz Janiak

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Miał być niewypał, a będzie jedenastka sezonu? Życiowa forma Moisesa Caicedo
Mourinho skontaktował się z Amorimem! Chodzi o pracę w Manchesterze United
Piast Gliwice nad przepaścią! Los klubu w rękach radnych
Papszun ocenił grę reprezentacji Polski. Odniósł się do słów Probierza
Leonardo Rocha ma w czym wybierać. Chętni tłumnie pojawią się w Radomiu
Flick odpowiedział na słowa Messiego. Szybka reakcja
Lechia Gdańsk w końcu wygra? “Zrobimy wszystko, aby wygrać”
Pogoń czeka na pierwszą wyjazdową wygraną. Wracają ważny zawodnicy
Ruben Vinagre był namawiany na Ekstraklasę już wcześniej. Rodak ujawnia
Barcelona bez Yamala. Co zrobi Flick?