Zalewski wyrasta na czołową postać kadry
Każdy, kto ogląda 22-latka w Serie A chyba zgodzi się ze stwierdzeniem, że synonimem jego występów w klubie jest brak balansu. Biorąc pod uwagę tylko ten sezon, zdarzały mu się poważne błędy, jak chociażby z Hellasem czy Interem, ale i lepsze występy – za przykład może choćby posłużyć starcie z Torino. Szkopuł polega na tym, że Zalewski nie dostarcza liczb – w obecnych rozgrywkach tylko jedna asysta, a w poprzednich trzy kluczowe podania w 33 występach.
W reprezentacji objawił się zupełnie inny Zalewski, niż w klubie czy w poprzednich latach. Odkąd kadrę przejął Michał Probierz, żaden z zawodników nie zanotował takiego progresu. Pięć asyst i trzy gole w 14 meczach pod wodzą selekcjonera, a przede wszystkim efektowna gra na skrzydle i kompletnie inne oblicze od tego, do którego przyzwyczaił. Być może na wyrost jest określanie Zalewskiego mianem następcy Kamila Grosickiego, ale jedno jest pewne – w końcu w kadrze jest ktoś, kto nie boi wejść w drybling, oddać efektowny strzał i sprawić, że akcje ofensywne “jakoś” wyglądają.
Doping na PGE Narodowym, czyli stara, ale wciąż aktualna śpiewka
Jak mantrę można powtarzać, że atmosfera na PGE Narodowym jest wręcz niegodna meczów reprezentacji Polski. Chyba wszyscy pamiętają baraże przed mundialem w Katarze i wygrany 2:0 mecz ze Szwecją na Stadionie Śląskim. To, co działo się w “Kotle Czarownic” po bramkach Piotra Zielińskiego i Roberta Lewandowskiego, momentalnie wywoływało ciarki, nawet siedząc przed telewizorem. Pojawia się zatem pytanie – czy nie mogłoby tak być zawsze, niezależnie od tego, jakie to spotkanie i jaki ma przebieg?
Zbyt prostym byłoby tłumaczenie, że w Lidze Narodów biało-czerwoni grali tak, a nie inaczej, ponieważ nie mieli wsparcia od kibiców. Ale nie można wykluczyć, że gdyby ono było większe, bardziej żywiołowe i w dłuższym wymiarze czasowym, na grę kadry Probierza patrzyłoby się inaczej. Sami piłkarze wielokrotnie to podkreślali, że fani potrafią ich nieść i motywować do lepszej gry. Czy tak powinno być – to inna sprawa. Ale na pewno nie powinno być tak, że w domu reprezentacji Polski atmosfera jest iście piknikowa.
Eksperymenty, z których nic (?) nie wyniknęło
Przed pierwszym meczem w Lidze Narodów selekcjoner zapowiadał, że rozgrywki te będą miały jeden cel – sprawdzenie wariantów i doszlifowanie ich przed kluczowym etapem, czyli eliminacjami mistrzostw świata 2026. Probierz ostrzegał, że będzie testował wiele opcji, wielu piłkarzy i próbował stworzyć nowy ekosystem, mający być powiewem świeżości i skutkiem udanej przemiany pokoleniowej. Zapomniał jednak o tym, jak krucha jest cierpliwość kibica polskiej kadry.
Za każdym razem, gdy Probierz ogłaszał powołania na mecze Ligi Narodów, w społeczeństwie dało się odczuć sporą dawkę zaufania. Taka bowiem jest rola selekcjonera – to on selekcjonuje kadrę i ustala ją zgodnie ze swoją wizją. Ale w pewnym momencie “eksperymenty” zaczęły wymykać się spod kontroli. Dowodem na to były wieczne zmiany w obronie, regularne stawianie na mającego znikomą liczbę minut w nogach Jakuba Modera czy też pomijanie Mateusza Bogusza po zgrupowaniu, w trakcie którego zagrał z Chorwacją. Gdyby jednak zaufać Michałowi Probierzowi i uznać, że faktycznie były to eksperymenty, poczekajmy do eliminacji MŚ 2026. W nich nie będzie już mowy o testowaniu, sprawdzaniu i ocenie. Będzie to czas weryfikacji tego, co udało się dowiedzieć podczas Ligi Narodów.
Jakub Moder i okazane mu zaufanie
Wspomniany wcześniej Jakub Moder, gdy tylko regularnie grał, był prawdziwą ostoją reprezentacji Polski. W 2021 roku, czyli jeszcze przed zerwaniem więzadeł, często to na nim opierała się gra kadry. Może i nie był zbawieniem dla środka pola, ale dawał w pewnym stopniu spokój, pewność i jakość, której tak długo trzeba było szukać. Sporo jednak od tamtego czasu się zmieniło.
W sześciu meczach Ligi Narodów, Moder zagrał pięć razy, czyli więcej niż od początku sezonu w Brightonie (cztery występy). Jest to całkiem zrozumiałe, jeśli uwierzymy w słowach selekcjonera, że w ten sposób chce go odbudować po długiej przerwie i dać mu okazję do wejścia na poziom, który prezentował w przeszłości. Ale co z tego wyniknęło? Niewiele. Skoro Moder grał kosztem chociażby Bartosza Slisza, który potencjalnie mógł dać więcej z uwagi na regularną grę w klubie, to taki zabieg wręcz musiał odbić się na wynikach. No chyba, że uznamy, że faktycznie nie były one istotne, a ważniejsze były eksperymenty i testy.
Jak nie było defensywy, tak nie ma
Bolączką polskiej kadry od dłuższego czasu jest postawa w defensywie. O ile do bramkarzy od dawna nie ma zarzutów, tak obrońcy regularnie dają powody do tego, aby na nich narzekać. Choć nie zawsze jest to ich wina, a raczej tego, jak często się zmieniają. W poszczególnych spotkaniach Ligi Narodów zagrały następujące tercety:
– vs Szkocja (3:2) – Dawidowicz, Bednarek, Kiwior
– vs Chorwacja (0:1) – Walukiewicz, Dawidowicz, Bednarek
– vs Portugalia (1:3) – Dawidowicz, Bednarek, Walukiewicz
– vs Chorwacja (3:3) – Dawidowicz, Bednarek, Kiwior
– vs Portugalia (1:5) – Kiwior, Bednarek, Piątkowski
– vs Szkocja (1:2) – Kiwior, Walukiewicz, Bednarek
Rzecz jasna dużą rolę w tych roszadach odegrały kontuzje najpierw Dawidowicza, a potem Bednarka. Ale fakt, że w sześciu meczach Polacy stracili 16 goli, musi mocno zastanawiać. Sam Probierz kilkukrotnie mówił o braku większego doświadczenia obrońców czy braku gry w klubach. Ale skoro Liga Narodów była czasem na eksperymenty (w domyśle również w defensywie), to chyba wszyscy oczekują, że w kolejnych meczach formacja obronna będzie radziła sobie znacznie lepiej. Czy tak będzie? Na ten moment – trudno w to uwierzyć. Ale trzeba, bo co innego pozostaje?
Zawsze coś, zawsze coś…
Gdyby zrobić przegląd każdego meczu Polaków w Lidze Narodów, to poza błędami czy niezrozumiałymi niekiedy decyzjami piłkarzy, niemal zawsze działo się coś… dziwnego. Wygrana 3:2 ze Szkocją – wpadka TVP i początek drugiej połowy bez komentarza komentatorów. 0:1 z Chorwacją w Osijeku – informacje o ataku na polskich kibiców przed pierwszym gwizdkiem. 1:3 z Portugalią – szeroko komentowane “Siuuu!” polskich kibiców po trafieniu Cristiano Ronaldo. Remis 3:3 z Chorwacją – policja zatrzymała przed stadionem Gruzina i Greka, który miał przy sobie broń i ostrze w klamrze zamka.
Blamaż 1:5 z Portugalią – spodenki Marcina Bułki i błąd we wpisywaniu kadry meczowej do dokumentów. W przypadku porażki 1:2 ze Szkocją, dziwnych sytuacji raczej nie było, ale w negatywny sposób zrekompensowały to wydarzenia boiskowe.
Być może przypisywanie tych incydentów i pomyłek jako nierozerwalne wydarzenia, z którymi będą kojarzone dane mecze jest przesadą. Ale teraz, gdy Liga Narodów już za Polakami, trudno nie będzie nie wspominać tych sytuacji i nie definiować postawy biało-czerwonych między innymi przez ich pryzmat. Śmiech przez łzy, fatum albo zwykły zbieg okoliczności, ale w połączeniu z wynikami, mieszanka wybuchowa jest gotowa.
Urbański nadzieją na lepsze jutro
Odstawiając na chwilę na bok narzekania (a może stwierdzanie faktów), nie sposób nie wspomnieć o rozkwicie w reprezentacji Kacpra Urbańskiego. De facto nastąpił on jeszcze przed Ligą Narodów, ale to Michał Probierz będzie figurował przy nazwisku 20-latka jako ten selekcjoner, który postawił na niego w kadrze. I na pewno się nie zawiódł – pomocnik Bolognii wniósł do środka pola sporo kreacji, kreatywności i nieco magii, których przez długi czas tak bardzo kadrze brakowało.
Biorąc pod uwagę potencjał piłkarzy, należałoby uznać, że o przyszłość nie mamy się co bać. Urbański, Zalewski, Zieliński, Szymański – każdy z nich jest w stanie zrobić coś “ekstra” i nie można wykluczyć, że to na nich będzie się opierać gra kadry w kolejnych latach. Sam 20-latek może być nadzieją na wniesienie polotu, świeżości i innego stylu do reprezentacji. Dlatego wniosek jest prosty – trzeba go “pielęgnować”, ale i on sam musi się starać o to, aby w piłce klubowej grać tak często, jak to tylko możliwe.
Co dalej? Tego nie wiadomo
Naiwność i ufność wobec deklaracji selekcjonera, że Liga Narodów będzie polem do eksperymentów, pozwoliła wszystkich przyjąć za zrozumiałe, że rezultaty meczów nie będą miały aż takiej wagi, jak chociażby w eliminacjach Euro czy MŚ. Co prawda fajnie byłoby się utrzymać w dywizji A, ale nie brakowało głosów, że jeśli tylko kadra ma zyskać na tych eksperymentach, to warto poświęcić miejsce w elicie, aby tylko czerpać z tego korzyści w walce o mundial w 2026 roku.
Ale czy teraz, gdy spadek do dywizji B stał się faktem, można w to uwierzyć? Czy testowanie, sprawdzanie i selekcja dały oczekiwane rezultaty? Czy wnioski z tych sześciu spotkań przełożą się na coś pozytywnego? Są to niewiadome, które nijak nie dają choćby krzty odpowiedzi i przewidywań wobec tego, co nas czeka za kilka miesięcy. Może i były dobre momenty, jak chociażby w pierwszej połowie w Porto, ale całokształt jest raczej średnio zadowalający. Styl gry niespecjalnie uległ zmianie względem poprzednich selekcjonerów. Pozostaje więc wierzyć, że Liga Narodów naprawdę będzie kiełkować za jakiś czas. Ale nie jest o to łatwo.