Wojciech Szczęsny ledwo co zdążył wygodnie usiąść na Stadionie Olimpijskim w Barcelonie, a gospodarze już prowadzili. Była 8. minuta, gdy Robert Lewandowski z najbliższej odległości wykończył zagranie wzdłuż bramki Raphinhi, którego wcześniej wypatrzył Lamine Yamal.
Mijały kolejne minuty, Barcelona wciąż nie opuszczała połowy BSC Young Boys, a jednak Lewandowski niezbyt często był przy piłce. Gdy zegar pokazywał 30. minutę, to 36-latek miał na koncie raptem siedem kontaktów z piłką. Polak przebudził się dopiero w samej końcówce pierwszej połowy, gdy Barca prowadziła już 3:0 po golach Raphinhi oraz Inigo Martineza. Lewandowski wbiegł w pole karne i mógł podwyższyć wynik, jednak świetnym wślizgiem w polu karnym popisał się Mohamed Camara, wybijając piłkę spod lewej stopy napastnika.
A co się działo po przerwie?
Już w 51. minucie było 4:0. Najaktywniejszy na boisku Raphinha wrzucił z rzutu rożnego, Inigo Martinez zamykając dośrodkowanie, zagrał głową wzdłuż bramki, a Lewandowski z dwóch metrów skierował piłkę głową do siatki. To był jego dziewiąty gol w sezonie.
RL9 we wtorkowym spotkaniu przede wszystkim wcielił się w rolę egzekutora, wykańczającego akcje, pokazując swój instynkt strzelecki. Co nie znaczy, że w ogóle nie brał udziału w grze kombinacyjnej, bo można wymienić m.in. jego sprytne podanie z pierwszej piłki do wbiegającego do szesnastki Alejandro Balde. Ale Lewandowski zdecydowanie bliżej był skompletowania hat-tricka niż asysty. W 72. minucie Raphina przytomnie wypatrzył Polaka w polu karnym, a ten przyjął piłkę lewą nogą i gdy już chciał huknąć z prawej z ok. 12. metra, to Camara ponownie udanym wślizgiem zatrzymał napastnika Barcy. Chwilkę później Polak opuścił murawę, a Barca ostatecznie wygrała 5:0.
Lewandowski coraz bliżej magicznej liczby
To nie Polak był najjaśniejszą gwiazdą wieczoru, bo więcej pochwał zbiorą pewnie: Pedri, który momentami do złudzenia przypominał Andresa Iniestę, oraz Raphinha, pewnie największy wygrany kadencji Hansiego Flicka. Choć to nie był wielki mecz Lewandowskiego i rywal nie imponował formą (Young Boys zajmuje przedostatnie miejsce w szwajcarskiej rodzimej, to zarazem absolutnie nie można się do czego przyczepić. Nie dość, że strzelił dwa gole, to śrubuje kolejne rekordy.
Kilka lat temu Paweł Wilkowicz, autor biografii Lewandowskiego, określił go mianem sportowca “nienasyconego”. To idealne określenie na 36-latka, który we wtorek zdobywał bramki w LM już w 14. sezonie z rzędu! Gole przeciwko szwajcarskiemu zespołowi były trafieniami nr. 95. i 96., a potrzebował do tego osiągnięcia tylko 122 spotkań.
To oznacza, że jeszcze w tej edycji LM Polak ma szansę wejść do “klubu 100”, czyli granicy, którą przekroczyli jedynie kosmici: Cristiano Ronaldo (140 goli w LM) oraz Leo Messi (29). RL9 jest trzeci w rankingu historycznym. Dla porównania: Harry Kane, najwybitniejszy angielski strzelec w historii LM oraz następca “Lewego” w Bayernie, ma na koncie raptem 33 trafienia.
Czwarty w rankingu historycznym Karim Benzema ma 90 goli, ale wątpliwe, by poprawił swój rekord. Nie to co Robert, którego czekają teraz starcia z Bayernem, Crveną Zvezdą, Brestem, Borussią Dortmund, Benficą oraz Atalantą.
Robert Lewandowski przeciwko BSC Young Boy w liczbach:
- Rozegrane minuty: 75
- Bramki: 2
- xG(gole oczekiwane): 2.06
- Asysty: 0
- Strzały (Celne): 5(2)
- Kontakty z piłką: 27
- Podania (Celne): 10(14)
- Celność podań: 71 procent
- Kluczowe podania: 1
- Próby dryblingu (udane): 1 (1)
- Pojedynki (wygrane): 4 (2)
- Pojedynki w powietrzu (wygrane):0
- Faule: 0
- Sfaulowany: 1
[źródło: SofaScore]