“Opuściłem Warszawę, moje rodzinne miasto w czerwcu 2006 roku, aby dołączyć do Arsenalu z jednym marzeniem – zarabiać na życie z piłki nożnej.
Nie wiedziałem, że będzie to początek podróży życia.
Nie wiedziałem, że będę mógł grać dla największych klubów na świecie i 84 razy reprezentować swój kraj.
Nie wiedziałem, że nie tylko będę utrzymywał się z gry, ale stanie się ona całym moim życiem.
Nie tylko spełniłem swoje marzenia, ale dotarłem tam, gdzie moja wyobraźnia nawet nie odważyłaby się mnie zabrać.
Grałem na najwyższym poziomie z najlepszymi graczami w historii, nigdy nie czując się gorszym.
Poznałem przyjaciół na całe życie, stworzyłem niezapomniane wspomnienia i spotkałem ludzi, którzy wywarli niesamowity wpływ na moje życie. Wszystko, co mam i czym jestem, zawdzięczam tej pięknej grze…
Ale dałem też grze wszystko, co miałem. Dałem grze 18 lat mojego życia, codziennie, bez wymówek. Dziś, choć moje ciało wciąż czuje się gotowe na wyzwania, to niestety moje serce już nie. Czuję, że nadszedł czas, aby poświęcić całą moją uwagę rodzinie – mojej niesamowitej żonie Marinie i dwójce naszych pięknych dzieci, Liamowi i Noelii. Dlatego postanowiłem wycofać się z profesjonalnego futbolu” – oświadczył Wojciech Szczęsny w pożegnalnym liście.
Od Agrykoli do Arsenalu
Szczęsny miał łatkę wielkiego talentu, gdy już chodził do gimnazjum. Jako 14-latek opuścił Agrykolę Warszawa i przeniósł się ulicę dalej, czyli na Łazienkowską do Legii, skąd po dwóch latach został wychwycony przez skautów Arsenalu. A jednak polscy kibice dość późno go docenili. Późno, bo przez długie lata kojarzył się im głównie ze wpadkami.
Jasne, Szczęsny uchodził za bramkarza o wysokich umiejętnościach, ale jednak z poważną skazą, bo na wielkich turniejach notował spektakularne wpadki. W Europie był powszechnie szanowanym fachowcem, a w Polsce częściej bywał symbolem pechowca, czy wręcz nieudacznika. Gdyby kilka lat temu spytać na ulicy losowego kibica, kto był najlepszym polskim bramkarzem w XXI wieku, większość fanów pewnie wskazałaby Artura Boruca lub Jerzego Dudka. Tylko część zastanawiałaby się również nad Łukaszem Fabiańskim i Szczęsnym.
Boruc zbudował swój pomnik na wielkich turniejach, gdy ratował Polskę przed pełną kompromitacją na mundialu 2006 oraz na Euro 2008. Niemal wszyscy zawodnicy z pola wtedy zawodzili, świetny był tylko Król Artur. Ale w karierze klubowej Boruc nie miał wielkich sukcesów. No bo jak porównać trzy mistrzostwa Szkocji z Celtikiem do trzech mistrzostw Włoch, trzech Pucharów Włoch i dwóch Pucharów Anglii, które znajdziemy w gablocie Szczęsnego?
Dudek? Swoją mocną pozycję w umysłach Polaków zawdzięcza przede wszystkim szalonemu finałowi Ligi Mistrzów w 2005 r., gdy jego “Dudek dance” podczas serii rzutów karnych rozpraszał piłkarzy Milanu i zapewnił Liverpoolowi niesamowity triumf. Poza tym sukcesem Dudek wygrał kilka trofeów z Feyenoordem i był rezerwowym Realu Madryt.
A teraz spójrzmy na Szczęsnego… Jego klubowe osiągnięcia w Anglii i we Włoszech długo przykrywał fakt, że w reprezentacji wielkie mecze zdarzały mu się bardzo rzadko. Owszem, zatrzymał Niemców w 2014 roku, czy miał świetny baraż o mundial ze Szwecją, ale przez długi czas – do mundialu w Katarze, do czego jeszcze wrócimy – w pamięci fanów zapisane były przede wszystkim spektakularne wpadki Szczęsnego.
Nieudane wyjścia z bramki przeciwko Grecji na Euro 2012 oraz w meczu z Senegalem na MŚ w Rosji, czy samobójczy gol z Euro 2020 przeciwko Słowacji. Mecz otwarcia zwykle oznaczał… pomyłkę Szczęsnego. Ale to już przeszłość. Wszystko zmienił mundial w Katarze, gdzie Wojtek był najlepszym polskim piłkarzem. Obronione karne przeciwko Arabii Saudyjskiej i Argentynie były naszymi najbardziej radosnymi chwilami na tamtym turnieju. Turnieju, gdzie Szczęsny zachwycał kunsztem, pewnością siebie i luzem.
Polacy przekonali się do Szczęsnego późno. Europa wcześniej wiedziała, że jest świetny
Zagraniczni dziennikarze i kibice często się dziwili, dlaczego Szczęsny latami musiał dzielić miejsce w bramce kadry z Łukaszem Fabiańskim (oddajmy mu – również świetnemu fachowcowi). Ostatecznie Szczęsny wygryzł “Fabiana” z kadry, tak jak wcześniej wygryzł go z Arsenalu. Ale wydaje się, że Szczęsny wkroczył do grona czołowych europejskich bramkarzy dopiero, gdy został wypożyczony do Romy. W stolicy Włoch zdobył nagrodę dla najlepszego bramkarza Serie A, a na ławce potrafił posadzić Alissona, dziś gwiazdę Liverpoolu i reprezentacji Brazylii. Z Rzymu nie wrócił do Londynu, tylko przeprowadził się do Turynu.
Juventus zatrudnił Szczęsnego w 2017 r. – Arsenalowi zapłacił około 18 mln euro, co było transferowym majstersztykiem Starej Damy. Nie dość, że Polak stał się godnym następcą legendarnego Gianluigiego Buffona, to dziś Włosi traktują go jako jednego z najlepszych bramkarzy Juventusu w historii.
– Kibice Juve są bardzo wymagający, ale mają o Szczęsnym bardzo dobre zdanie. Przejęcie schedy po Buffonie było niezwykle trudne, ale Polak imponował solidną formą i wybaczono mu błędy, które popełnił. Byłem kiedyś bardzo sceptyczny wobec Wojtka, ale całkowicie zmieniłem zdanie. To dziś jeden z pięciu najlepszych bramkarzy świata. I jeśli zmieni klub, to na pewno na czołowy w Europie – kilka miesięcy temu mówił Kanałowi Sportowemu Mirko Di Natale, dziennikarz portalu Tuttojuve.com.
– A gdzie umieściłbyś Szczęsnego w rankingu historycznym bramkarzy Juve? – dopytywaliśmy Włocha.
– Buffon i Dino Zoff są poza zasięgiem dla pozostałych. Na trzecim miejscu widzę Angelo Peruzziego, który był bramkarzem drużyny, która sięgnęła po ostatnią turyńską Ligę Mistrzów. Potem, czyli na czwartym miejscu, umieściłbym Szczęsnego – odpowiedział włoski dziennikarz.
Niestety, tego lata Juventus obsesyjnie szukał oszczędności, a pensja Szczęsnego była jedną z najwyższych w zespole, więc Polak stał się ofiarą rewolucji. “Tek”, jak wołali na niego w Turynie, zakończył karierę, mając na koncie 252 występy w Juventusie, 181 w Arsenalu, 81 w Romie i 28 dla Brentford FC, gdzie wypożyczył go kiedyś Arsenal. W tym czasie w różnych szatniach spotkał m.in. Cristiano Ronaldo, Gigi Buffona, Giorgio Chiellinego, Fransceco Tottiego, Daniele De Rossiego, Thierry’ego Henry czy Cesca Fabregasa. A wskazówek udzielali mu Arsene Wenger, Luciano Spaletti czy Massmiliano Allegri.
Szczęsny kończy karierę, mając zaledwie 34 lata. Spokojnie, mógłby bronić na najwyższym poziomie przez kolejnych kilka lat, ale już mu się po prostu nie chciało. I miało prawo mu się nie chcieć, skoro już jest ustawiony finansowo, a w oczach brakuje już tego żaru, który napędza profesjonalnych sportowców. To była odważna decyzja, ale i szczera. Szczera wobec siebie, kibiców, dziennikarzy, trenerzy i całego środowiska piłkarskiego.
I tu też warto się na moment zatrzymać. Szczęsny nie tylko zmienił w ostatnich latach opinie kibiców na swój temat, jeśli chodzi o ocenę jego umiejętności bramkarskich. Zmienił także postrzeganie go jako człowieka. Kiedyś uchodził za zbyt pewnego siebie młokosa, momentami wręcz aroganckiego. Dodatkowo zły PR robił jego głośny, ale i tajemniczy konflikt z ojcem – Maciejem, również bramkarzem. W ostatnich latach jednak wyraźnie dojrzał. Na tle kolegów-piłkarzy imponował nie tylko inteligencją, ale także ostrym żartem. Słuchanie z nim wywiadów było czystą przyjemnością.
Słowem, trudno było go nie polubić.
Pożegnalne słowa Szczęsnego
“Koniec podróży to czas na refleksję i wdzięczność. Jest wiele osób, którym chciałbym podziękować w tym miejscu, ale postaram się to zrobić osobiście z każdą z nich. Ale wam – fanom – jestem winien szczególne podziękowania za to, że byliście ze mną w tej podróży. Za wsparcie i krytykę, za miłość i nienawiść, za bycie najpiękniejszą i najbardziej romantyczną częścią futbolu. Bez was nic z tego nie miałoby sensu! Dziękuję! Teraz każda historia ma swój koniec, ale w życiu każde zakończenie jest nowym początkiem. Co przyniesie mi ta nowa ścieżka, czas pokaże. Ale jeśli ostatnie 18 lat nauczyło mnie czegokolwiek, to tego, że nie ma rzeczy niemożliwych i uwierzcie mi, będę miał wielkie marzenia” – takimi słowami zakończył swój pożegnalny list.
Jego pomysły na życie po życiu nie są już związane z futbolem. Nie wiadomo, czy skupi się na deweloperskim biznesie, czy może będzie realizował się jako architekt, o czym kiedyś wspominał. Wiadomo za to, że my będziemy za nim tęsknić, a Szczęsny, jak to Szczęsny, na pewno się będzie dobrze bawił.