PIŁKA, KIEŁBASA I PIWO
Jest wiele określeń, które można by dopasować do niemieckiej sceny kibicowskiej: fanatyczna, wierna, liczna ale też konserwatywna. Nie ma chyba cienia przesady w tym, że nie ma drugiej tak zamkniętej i hermetycznej społeczności. Dla naszych zachodnich sąsiadów świętością jest hasło „Samstag, halb vier: Fussball, Bratwurst und Bier”, co oznacza w wolnym tłumaczeniu „Sobota o wpół do czwartej: piłka nożna, kiełbasa i piwo”. Ten zestaw – czyli mecz piłkarski w weekend o 15:30, rozgrywany przy akompaniamencie przekąski i złotego trunku – jest do tego stopnia nienaruszalny, że stawał się już osią wielu sporów. Kilka lat temu Bundesliga chciała choćby w całym sezonie przerzucić raptem kilka mecz na poniedziałek, a ostatnio pracowała nad ściągnięciem do rozgrywek inwestora – nic jednak z tego. Protesty fanów były tak intensywne i tak dezorganizujące kolejki ligowe, że władze ligi się poddały.
W terminarzu Bundesligi nie ma więc możliwości majstrować, wpływać na kształt rozgrywek i ich źródła finansowania również – w zamian jednak na stadionach panuje znakomita atmosfera, a większość z nich wypełnia się szczelnie co weekend. Frekwencja od zawsze była znakiem firmowym rozgrywek w Niemczech, ale w tym sezonie bite są wszystkie możliwe rekordy.
TYSIĄCE NA WYJAZDACH
W aktualnie trwającym sezonie średnio na stadionach Bundesligi zasiada 39 246 widzów. Najlepszym wynikiem może się pochwalić Borussia Dortmund (śr. 81 287), za jej plecami jest Bayern Monachium (75 000), Eintracht Frankfurt (56 708) i VfB Stuttgart (54 071). Aż 17 z 18 drużyn może się pochwalić zapełnieniem obiektu w co najmniej 90%, a jedynym odstającym w tym względzie klubem jest TSG Hoffenheim (78,4%). Z jednej strony można to wytłumaczyć skromną populacją Sinsheim (ok. 35 tysięcy mieszkańców), z drugiej jednak – w promieniu kilkudziesięciu kilometrów bundesligowej piłki się nie uświadczy.
Generalnie jednak aż dwie trzecie ligi gwarantuje 100-procentowe wypełnienie krzesełek co mecz. Sześcioma drużynami wyłamującymi się ze statystyki są RB Lipsk, FC Augsburg, Borussia Moenchengladbach, FSV Mainz, VfL Wolfsburg i oczywiście Hoffenheim. Warto też przyjrzeć się jednak frekwencji podczas meczów wyjazdowych. Średnio w Bundeslidze na takie spotkania jeździ 3112 fanów, przy czym zdecydowanie najlepsi są w tej kwestii fani Stuttgartu (5331). Na kolejnych miejscach są ci z Monachium (4873), Dortmundu (4843) i Bremy (4742).
REKORDOWA 2. BUNDESLIGA
Prawdziwe cuda dzieją się jednak… na zapleczu Bundesligi. To oczywiście w dużej mierze efekt tego, że zapaść sportową przeżywa kilka ekip. Na drugim poziomie rozgrywkowym grają bowiem wielkie firmy, które mogą się pochwalić ogromnymi bazami kibicowskimi. I to przekłada się na wyniki frekwencyjne. 22. kolejka, która rozgrywana była od 16 do 18 lutego, ściągnęła łącznie większą liczbę kibiców na stadiony właśnie 2. BL. Tam bowiem na mecze dotarło aż 284 643 fanów, z kolei piętro wyżej było ich „zaledwie” 261 099. To pierwsza taka sytuacja w historii niemieckiej piłki, a wyniki te wyglądają jeszcze bardziej imponująco, gdy zestawi się je z rozgrywkami w innych krajach. 2. Bundesliga była w tamten weekend drugą najchętniej oglądaną ligą w Europie. Ze średnią na mecz na poziomie 31 627 widzów uplasowała się tuż za Premier League (32 292), a również przed La Liga (30 619), Serie A (27 785) i Ligue 1 (24 129).
To jednak dziwić nie powinno, gdy wgryziemy się w skład tych rozgrywek. Z 20 niemieckich zespołów niemieckich pod względem frekwencji, w oparciu o wyniki z poprzedniego sezonu, aż osiem gra na zapleczu – Schalke, Hertha, Hamburger, Kaiserslautern, Hannover, Nuernberg, Fortuna i St. Pauli. Gdyby tak zresztą spojrzeć na ranking widowni na całym świecie, to – znów biorąc pod uwagę TOP20 – trafilibyśmy na cztery drużyny z Bundesligi (BVB, Bayern, Eintracht, Stuttgart) i dwie z 2. Bundesligi (Schalke i HSV).
15-TYSIĘCZNE WYJAZDY
Warto zresztą rzucić okiem jeszcze niżej. W takiej 3. lidze aż osiem klubów ma średnią frekwencję na poziomie powyżej 10 tysięcy, przy czym na Dynamo Drezno uczęszcza średnio 28 373 widzów, na Arminię Bielefeld 17 776 a na RW Essen 16 337. Na czwartym poziomie rozgrywkowym bryluje z kolei Alemannia Aachen (16 969), zdecydowanie za nią – ale wciąż ze świetnymi wynikami – jest Energie Cottbus (6 405), Kickers Offenbach (6 351) czy SV Meppen (5 918).
Nie są generalnie w Niemczech niczym dziwnym ani pełne stadiony, ani liczne wyjazdy kibiców. Tylko w tym sezonie 15 tysięcy fanów Stuttgartu pojechało na mecz z Hoffenheim, w takiej samej liczby zebrali się kibice HSV na spotkanie z Herthą, a już w najbliższą niedzielę taka sama delegacja sympatyków Schalke zawita do Hanoweru.
Ten sezon wystawił niemieckich kibiców na ciężką próbę. Władze Bundesligi flirtowały z amerykańskim inwestorem, chciały wpuścić obcy kapitał do kraju, ale zderzyły się ze ścianą. Mecze były przerywane, boiska zasypywały setki piłeczek tenisowych i czekoladowych monet, ostatecznie wywieszono białą flagę i pewnie w najbliższych latach liga piłkarska nie zostanie zasilona wymarzonym miliardem euro. Ale jak tak patrzy się na liczby i szczelnie wypełnione co weekend trybuny – od pierwszej do trzeciej czy nawet czwartej ligi – to chyba jednak nie ma czego żałować.