HomePiłka nożnaStuttgart wyszedł z piwnicy na salony. Niezwykła metamorfoza w kilka miesięcy

Stuttgart wyszedł z piwnicy na salony. Niezwykła metamorfoza w kilka miesięcy

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Dwa lata temu utrzymali się w Bundeslidze golem strzelonym w ostatniej akcji sezonu, rok temu – po dwumeczu barażowym. Jak to zatem możliwe, że teraz piłkarze Stuttgartu są wicemistrzami Niemiec i jak równy z równym rywalizują z Realem Madryt?

Piłkarze VfB Stuttgart

DPA Picture Alliance / Alamy

BŁYSKAWICZNA METAMORFOZA

Połowa maja 2022 roku. 92. minuta ostatniego meczu ligowego w sezonie, Stuttgart remisuje na własnym stadionie z FC Koeln 1:1 i w wirtualnej tabeli tkwi na 16. miejscu, zmuszającym do gry w barażach o utrzymanie w Bundeslidze. Dośrodkowanie z rzutu rożnego przedłuża jednak Hiroki Ito, piłka spada na głowę Wataru Endo, a ten z bliskiej odległości pokonuje głową Marvina Schwaebe. Japończyk zdobywa w ten sposób bramkę, która pozwala przesunąć się klubowi z południa Niemiec na bezpieczną lokatę właściwie w ostatniej akcji sezonu.

Połowa maja 2023 roku. Na dwie kolejki przed końcem sezonu Stuttgart tkwi w strefie spadkowej ze stratą dwóch punktów do bezpiecznego miejsca. W przedostatniej serii gier jedzie na mecz wyjazdowy z FSV Mainz i po 40 minutach przegrywa 0:1. Sąsiedzi w tabeli z kolei swoje mecze remisują, więc odjeżdżają o kolejne „oczko”. W drugiej połowie wszystkie jednak się zmienia – zawodnicy Sebastiana Hoenessa dają koncert, wygrywają 4:1 i wychodzą na 15. miejsce.

Tydzień później znów wpadają jednak w tarapaty – aż do 80. minuty przegrywają u siebie z Hoffenheim i wiszą na włosku, bo równolegle grające Schalke potrzebuje tylko bramki w Lipsku, by zepchnąć zespół Hoenessa do 2. Bundesligi. Ostatecznie jednak VfB znów ratuje się golem strzelonym w końcówce, ale tym razem musi jeszcze przebrnąć przez rywalizację w barażach. Tam jednak bez problemu radzi sobie z Hamburgerem SV, wygrywając w dwumeczu 6:1.

Połowa maja 2024 roku. Piłkarze Stuttgartu, po efektownym zwycięstwie 4:0 z Gladbach, świętują wicemistrzostwo Niemiec. To ich najlepszy sezon w piłce ligowej od 17 lat, czyli od momentu gdy zespół prowadzony przez Armina Veha skończył na pierwszym miejscu w tabeli.

Połowa września 2024 roku. Po 14 latach nieobecności w Champions League piłkarze VfB znów z poziomu murawy mogą usłyszeć charakterystyczny hymn tych rozgrywek. Powrót do najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie przypada zresztą na mecz z obrońcą trofeum – Realem Madryt. Goście ze Stuttgartu ostatecznie przegrywają 1:3, ale mają być prawo z siebie zadowoleni – zagrali bardzo dobre spotkanie zwłaszcza w ofensywie, tworząc kilka spektakularnych akcji, kreując sobie wiele okazji strzeleckich i pozostawiając po sobie świetne wrażenie. A kibice jeszcze nie raz poczują w trakcie fazy ligowej smak tych rozgrywek, bo Stuttgart zmierzy się jeszcze choćby z Juventusem czy Paris Saint-Germain.

AKT ODWAGI HOENESSA

Najłatwiej byłoby sprowadzić wszystko do zmiany trenera i niewątpliwie trzeba docenić ogromną rolę w tym sukcesie Sebastiana Hoenessa. Gdy bratanek słynnego Uliego przejmował zespół na początku kwietnia ubiegłego roku, Stuttgart plasował się na ostatnim miejscu w tabeli ze stratą aż pięciu punktów do bezpiecznej lokaty. W takiej sytuacji wielu szkoleniowców wśród priorytetów ustawiłoby uporządkowanie gry defensywnej, skupienie się na zabezpieczaniu własnego pola karnego i tym, by nie tracić goli.

Nie jest oczywiście tak, że rodowity monachijczyk miał te aspekty w nosie – przede wszystkim jednak chciał wyeksponować potencjał ofensywny drużyny. Widząc jak wielka była wówczas dysproporcja między liczbą strzelonych goli, a jakością zawodników odpowiedzialnych za kreowanie zagrożenia, od początku zaczął gwarantować kibicom nie tylko radość z osiąganych wyników ale też wrażenia wizualne. Postawił na futbol oparty o posiadanie piłki, wymienność pozycji i bezustanne szukanie okazji strzeleckich.

Wprawdzie ustawił zawodników w formacji 1-4-2-3-1, ale gra VfB nie miała nic wspólnego ze sztywnym trzymaniem się tych wytycznych. Boczni defensorzy grali bardzo ofensywnie, nierzadko pozycjonując się wręcz w linii z napastnikiem, ogromną swobodę miała boiskowa „dziesiątka”, a nawet środkowi obrońcy byli zaangażowani w konstruowanie akcji i przenoszenie ciężaru gry pod szesnastkę przeciwnika. Nagle okazało się, że gracze – którzy do niedawna głównie się ośmieszali – odżyli i zaczęli prezentować wysoką formę.

Wiele o fachowości Hoenessa mówią wydarzenia sprzed roku, gdy klub pozbył się trzech kluczowych zawodników (Borna Sosa odszedł do Ajaksu, Wataru Endo do Liverpoolu, a Konstantinos Mavropanos do West Hamu), co teoretycznie powinno zespół osłabić, a tymczasem już chwilę później oglądaliśmy go… jeszcze mocniejszym.

Były szkoleniowiec Hoffenheim ma bowiem niesamowity dar do budowania piłkarzy. Maximilian Mittelstaedt spadł z Bundesligi z Herthą, w dodatku jako jej rezerwowy, by chwilę później zostać czołowym lewym obrońcą Bundesligi i reprezentantem Niemiec. Atakan Karazor przeistoczył się z przezroczystego pomocnika w jedną z najefektywniej grających „szóstek” w kraju. Angelo Stiller nagle dojrzał, przejmując dowodzenie w zespole i reżyserując jego grę. Enzo Millot z niestabilnego piłkarza z potencjałem stał się błyskotliwym, stabilnie grającym i niezwykle wszechstronnym graczem.

Kibicom objawił się też znakomity duet napastników stworzony przed niechcianego w Brighton Deniza Undava i długo mającego problemy ze złapaniem regularności, a już na pewno skuteczności na tak kosmicznym poziomie, Serhou Guirassy’ego. Właściwie każdy zawodnik u Hoenessa wykonał progres.

OWOCNA INWESTYCJA W MŁODZIEŻ

Trzeba jednak pamiętać, że sposoby tego szkoleniowca trafiły na podatny grunt. Jako wielbiciel ofensywnego futbolu Hoeness dał się poznać prowadząc już rezerwy Bayernu Monachium czy pierwszoligowego TSG Hoffenheim. W końcu jednak ma do dyspozycji materiał ludzki, z którego może rzeźbić na swoją modłę. W dniu meczu z Realem Madryt wśród kibiców Schalke krążył wpis pokazujący scenę z bezpośredniego meczu S04 ze Stuttgartem i końcowy kształt tabeli. I rzeczywiście – pewnie gdyby Rodrigo Zalazar w tamtej sytuacji trafił do siatki, na koniec sezonu to jego zespół miałby prawo gry w barażach, a aktualny wicemistrz kraju musiałby znów przełykać gorycz spadku z ligi.

Ale też z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że zawodnicy z Gelsenkirchen, nawet gdyby to ich prowadził Hoeness, nie poszliby w kolejnym roku tak zdecydowanie w górę tabeli. Na sukces obecnej drużyny ze Stuttgartu składają się bowiem lata prowadzenia dość odważnej polityki transferowej. Za wzmocnienia długo odpowiadał w klubie Sven Mislintat, który obecnie pracuje w Borussii Dortmund, a generalnie uchodzi za niezwykle skutecznego poławiacza talentów. Niemiec ma oko do młodych piłkarzy, sęk jednak w tym że lubi się w tym zatracić i zaburzyć proporcje w zespole.

Drużynie więc długo brakowało stabilizacji, bo opierała się głównie na graczach dopiero rozpoczynających poważną karierę. Nie jest też oczywiście tak, że byli oni ściągani wyłącznie z uwagi na wiek i potencjał, bo 51-latek wybierał ich bowiem z pewnego klucza – stawiał na nastolatków ofensywnych, szybkich, dobrych technicznie. W ciągle niestabilnym i walczącym o przetrwanie projekcie, który zresztą co rusz przejmował inny trener, nie potrafili jednak wyeksponować swoich możliwości.

Znakomite efekty pracy 42-letniego szkoleniowca są więc przede wszystkim jego zasługą, bo to on wydobył z zawodników potencjał, to on potrafił ich mądrze poustawiać na boisku i zachęcić do atakowania bramki przeciwnika. Ale są też owocem działań aktualnego (Fabian Wohlgemuth) i byłego dyrektora sportowego (Mislintat). Ten były wyposażył klub w utalentowaną młodzież, ten aktualny wsparł ją bardziej doświadczonymi ligowcami. I w ten sposób powstała mieszanka, która doprowadziła bujający się między pierwszą a drugą ligą zespół do wicemistrzostwa kraju i meczu z Realem Madryt w Lidze Mistrzów.

W obecnej konstelacji wydaje się, że Stuttgart dotknął sufitu. Można oczywiście fantazjować, że ponad wicemistrzostwem Niemiec jest zdobycie mistrzostwa Niemiec, a od awansu do Ligi Mistrzów lepsze może być wygranie Ligi Mistrzów – ale warto jednak zejść na ziemię. W ostatnich latach klub przeżywał spore problemy finansowe, a do tego w gabinetach notorycznie dochodziło do zawieruchy i walki o stołki. Spokojniej na południu Niemiec jest dopiero od kilku miesięcy, ale nawet tak znakomity sezon nie sprawił, że można uznać, iż VfB na dobre wróciło do czołówki. Dość powiedzieć, że po takim sukcesie kapitan Waldemar Anton i najlepszy strzelec Serhou Guirassy czmychnęli do Borussii Dortmund, a podstawowy obrońca Hiroki Ito przeniósł się do Bayernu.

Stuttgart jest zatem wciąż klubem-trampoliną dla piłkarzy, ale wykonał ogromny krok, by w przyszłości pójść choćby drogą Eintrachtu Frankfurt, który regularnie kupując zdolnych zawodników i sprzedając ich potem z przebitką, ugruntował swoją pozycję w szeroko pojętym czubie tabeli, a do tego dołożył też krajowy i europejski puchar.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Dyrektor sportowy odszedł z Rakowa. Wojciech Cygan ujawnia kulisy!
Pech Klimali się nie kończy! Nietrafiony karny w debiucie
Trener zagroził swoim piłkarzom! “Jeśli to usłyszę, to ich uderzę”
Raków planuje kolejne wzmocnienia. Obserwuje gwiazdę Betclic 1. Ligi
Czarne chmury nad Śląskiem Wrocław. “Drużyna się dramatycznie osłabiła”
Nowa broń Aston Villi. Jhon Duran, czyli napastnik, którego chciałby mieć każdy
PZPN chce pożegnać legendy reprezentacji! Rozmowy trwają
Znane ceny biletów na mecz Polski z Chorwacją. Ruszyła sprzedaż
FC Barcelona rezygnuje z Williamsa. Klub ma nowe cele transferowe
Imponująca historia zawodnika Girony. Zapisał się w annałach