Po prostu – Austria była lepsza i to znacznie
Polacy rozpoczęli zmagania z Austrią w zupełnie inny sposób niż przy okazji starcia przeciwko Holandii. Po kilku indywidualnych błędach już w dziewiątej minucie padła bramka dla naszych rywali. Świetnie na skrzydle z Frankowskim poradził sobie Mwene, po czym posłał dośrodkowanie do zupełnie niepilnowanego w polu karnym Traunera. Ten bez problemu wykończył doskonałą okazję.
Polacy w pierwszej połowie nie wypadli jednak najgorzej. Austriacy przez kilkanaście pierwszych minut wyraźnie przeważali, ale do głosu doszła także Polska, która wykreowała sobie kilka dogodnych sytuacji. Świetną okazję zmarnował, chociażby Nicola Zalewski. Lepiej od niego w polu karnym rywala zachował się jednak w 30. minucie Krzysztof Piątek, który dopadł do piłki po uderzeniu Pawła Dawidowicza i z bliskiej odległości wpakował ją do siatki. Polacy do końca pierwszej połowy nie wyglądali źle i nie chcieli schodzić do szatni przy remisie. Tuż przed przerwą blisko zdobycia drugiej bramki dla Biało-Czerwonych był Piotr Zieliński. Uderzenie z rzutu wolnego doskonale wybronił jednak Pentz.
W drugiej części spotkania nie wyglądało to już jednak aż tak dobrze. Podopieczni Ralfa Rangnicka byli zdecydowanie lepiej zorganizowanym zespołem. Szczególnie widoczne było to po wyjściu Austrii na prowadzenie w 66. minucie. Dość szybko rywale Biało-Czerwonych zdobyli także trzeciego gola i nie pozostawili żadnych złudzeń odnośnie tego, kto był dziś lepszy na boisku w Berlinie. Zespół Burschen w ogólnym rozrachunku po prostu na trzy punkty zasłużył.
Napastnicy wypadli blado
Michał Probierz podobnie jak w spotkaniu z Holandią postanowił zaskoczyć wyborem składu. W meczu z Austrią selekcjoner reprezentacji Polski zdecydował się postawić na dwóch nominalnych napastników. Od pierwszej minuty na boisko wybiegł duet złożony z Adama Buksy oraz Krzysztofa Piątka. Tym razem pomysł trenera nie okazał się trafny.
Zdecydowanie gorzej z wyżej wymienionej dwójki zaprezentował się Buksa. Strzelec gola z meczu przeciwko Holandii tym razem nie podołał. Gracz Lens przez całą pierwszą połowę nie oddał ani jednego uderzenia. Strzał na bramkę Austrii wykonał dopiero w 57. minucie, został on jednak zablokowany. Już trzy minuty później 27-latek zakończył swój niemrawy występ i zmienił go Robert Lewandowski.
W tym samym momencie plac gry opuścił także Krzysztof Piątek, którego trzeba pochwalić za jedną rzecz. Oczywiście chodzi o zdobycie bramki na 1:1 w 30. minucie. Snajepr Baseksehiru doskonale odnalazł się w polu karnym i wpakował piłkę do siatki, za co należą mu się brawa, bo wykazał się w tej sytuacji świetnym instynktem strzeleckim. Problem jednak w tym, że wychowanka Lechii Dzierżoniów nie można pochwalić za nic więcej. Zamiast niego na boisku pojawił się Karol Świderski.
Zmiana obu napastników nic jednak nie dała. Lewandowski oraz Świderski weszli do gry, aby ożywić poczynania ofensywne Biało-Czerwonych, ale ostatecznie nic takiego się nie stało. Ich zmiany były mocno nijakie i niewiele wniosły.
Zieliński chciał grać, ale nie miał zbytnio z kim
Jeśli ktoś ma zostać szczególnie wyróżniony za to spotkanie, to powinien być to Piotr Zieliński. Środkowy pomocnik Biało-Czerwonych przez sporą część pierwszej połowy prezentował się na boisku bardzo dobrze i wyglądał jak prawdziwy lider zespołu. Napędzał akcję i dyrygował poczynaniami swoich kolegów w ofensywie, do której aktywnie i często się podłączał. Problem jednak w tym, że Zielińskiemu zbytnio nikt nie pomagał. Zawodzili napastnicy, a także wahadłowi, przez co ataki Biało-Czerwonych były rozbijane.
W drugiej połowie nie wyglądało to jednak już tak okazale i Zieliński zgasł, podobnie jak cała reprezentacja. Po przerwie zdecydowanie lepiej zmotywowani na boisko wyszli Austriacy, którzy wyprowadzili dwa ciosy i pozbawili Polaków marzeń o zdobyczy punktowej.
Najprościej i najkrócej mówiąc, to właśnie takiego Zielińskiego jak z pierwszej połowy chcieliśmy i dalej chcemy oglądać w meczach reprezentacji Polski. Wychowanek Zagłębia Lubin nie miał problemu z braniem gry na siebie i uniósł ciężar opaski kapitańskiej, którą nosił do czasu pojawienia się na boisku Roberta Lewandowskiego. Na nic to się jednak zdaje, gdy 30-latek gra w ofensywie praktycznie sam i nikt nie dorównuje mu poziomem. A tak było właśnie w meczu z Austrią.
Kryminał w defensywie
Najwięcej krytyki po dotkliwej porażce spada na formację defensywną Biało-Czerwonych i trzeba przyznać, że całkowicie zasłużenie. Blok obronny zespołu prowadzonego przez Michała Probierza wypadł jeszcze gorzej niż napastnicy. Zawiedli praktycznie wszyscy oprócz Wojciecha Szczęsnego, który robił, co mógł.
Przy pierwszym trafieniu dla Austriaków najpierw na skrzydle ograć dał się Frankowski, który zagrał całościowo słabe spotkanie. Sporo oberwało się za tę sytuację również Dawidowiczowi, który znajdował się daleko za plecami strzelca bramki, Traunera.
Tragiczna postawa defensywy uwidoczniła się także przy drugim golu dla Austrii. Głównymi zamieszanymi przy tym trafieniu byli Moder, Kiwior oraz ponownie Dawidowicz. Prass bez problemu posłał świetnie podanie między linie piłkarzy Biało-Czerwonych i w pole karne bez problemu wparował Baumgartner, który ostatecznie znalazł drogę do siatki.
Nie bez winy był również Jan Bednarek, który kompletnie nawalił przy trzecim golu. Stoper Southampton w katastrofalny sposób przegrał pojedynek o przejęcie piłki z Sabitzerem. Pomocnik Borussii Dortmund ruszył na bramkę Biało-Czerwonych i w polu karnym faulem zatrzymał go Wojciech Szczęsny. Z jedenastu metrów nie pomylił się później Arnautović.
Z taką grą w defensywie Polska nigdy daleko nie zajedzie i to zdecydowanie na ten aspekt gry więcej czasu powinien poświęcić na treningach Probierz. Jeśli tak samo zaprezentujemy się w spotkaniu z Francją, to czeka nas srogie lanie i potężny blamaż.
Optymizm zgasł i to brutalnie
Po pierwszym meczu Polaków na Euro 2024 w narodzie panował dość spory optymizm. Trudno się temu dziwić, bo w starciu z Holandią Biało-Czerwoni zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i naprawdę niewiele zabrakło, aby ugrać satysfakcjonujący wynik. Czuć po tym starciu było, że na mistrzostwach w Niemczech jeszcze nie wszystko stracone.
Tego poczucia po starciu z Austrią nie ma już jednak raczej nikt. Polska zaprezentowała się fatalnie i próżno szukać pozytywów przed meczem z Francją, który będzie dla Polaków ostatnią okazją na punkty. Wyjście z grupy jest niesłychanie trudne i nawet jeśli jakimś cudem uda nam się pokonać zespół prowadzony przez Didiera Deschampsa, to musimy nadal liczyć na wyniki innych starć. O tym, co dokładnie musi się stać, abyśmy awansowali, można przeczytać TUTAJ.
Porażka z Austrią dość brutalnie zweryfikowała miejsce, w którym znajduje się reprezentacja Polski. Oczywiście nie można puszczać w niepamięć dobrego występu przeciwko Holandii, ale Austriacy nie pozostawili żadnych złudzeń co do tego, że przed Biało-Czerwonymi jeszcze sporo pracy. A pracę tę wykonać trzeba ekspresowo, jeśli marzymy o sensownym wyniku starcia z Francuzami.