Czy Liverpool rozegra równie imponujący sezon co okienko transferowe?
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Liverpool to król letniego okienka transferowego w Premier League. The Reds stwierdzili, że po zdobytym niedawno mistrzostwie muszą sporo zainwestować, aby wznieść drużynę na jeszcze wyższy poziom i powalczyć przede wszystkim o triumf w Lidze Mistrzów. Kontrastuje to zdecydowanie z polityką klubu z zeszłego lata, gdy jedynym wzmocnieniem liverpoolczyków był Federico Chiesa. Trudno jednak powiedzieć, żeby Włoch wniósł coś dobrego do zespołu z Anfield.
Szeregi Liverpoolu zasilili m.in. Florian Wirtz, Hugo Ekitike, Milos Kerkez czy Jeremie Frimpong. Mistrz Anglii miał też chrapkę na Alexandra Isaka, o którego jeszcze pewnie będzie walczyć w tym okienku, jeśli Newcastle zdecyduje się pozwolić Szwedowi odejść. Nawet jeśli napastnik nie przeniesie się na Anfield, wzmocnienia Liverpoolu i tak będą wyglądać fascynująco.
Pytanie tylko, czy z tego gwiazdozbioru Arne Slot złoży drużynę zdolną podbić nie tylko Anglię, ale i całą Europę. Po takim okienku kibice mają wysokie oczekiwania względem wzmocnionego składu oraz swych nowych ulubieńców. Poukładanie zespołu, w którym aż kipi od jakości, na pewno nie będzie łatwym zadaniem, ale jeżeli trenerowi The Reds się to uda, chyba nikt nie będzie w stanie stanąć liverpoolczykom na drodze.
Który z nowych piłkarzy podbije Premier League?
Przed każdym nowym sezonem kibice analizują składy najsilniejszych drużyn, wyszukując gorących nazwisk nowych nabytków. W tym sezonie nie będzie inaczej. Do Premier League przeprowadziło się wiele bardzo ciekawych graczy. Doszło również do wielu transferów wewnętrznych, które mogą znacząco podnieść jakość poszczególnych ekip.
Miłośnicy futbolu w pierwszej kolejności zwracają uwagę na zawodników ofensywnych. W nowym sezonie Premier League widzowie będą podziwiać wyczyny takich graczy jak Florian Wirtz, Viktor Gyokeres, Benjamin Sesko, Hugo Ekitike, Rayan Cherki, Jamie Gittens, Dan Ndoye czy Evann Guessand. Niewykluczone, że do tego grona dołączą jeszcze jacyś piłkarze.
Warto też zwrócić uwagę na zawodników dobrze znanych już z Premier League, którzy zdecydowali się na transfer do silniejszych ekip. Joao Pedro, Bryan Mbeumo, Matheus Cunha, Mohammed Kudus czy Noni Madueke będą mieli nowe możliwości, aby rozwinąć skrzydła.
Który z nich okaże się najlepszy? Kogo kibice nagrodzą za wkomponowanie do składu tej czy innej gwiazdy? Nowy sezon Premier League zapowiada się pod tym względem naprawdę wyjątkowo.
Czy kibicom Arsenalu zacznie brakować cierpliwości do Mikela Artety?
“Trust the process” to hasło, którego kibice Arsenali powoli mają dość. Mikel Arteta pracuje na Emirates Stadium już prawie sześć lat i do tej pory zdobył jeden puchar FA Cup i dwa krajowe superpuchary. Fani The Gunners czekają jednak na powrót klubu na mistrzowski tron. Trzeba przyznać, że w ostatnich latach Kanonierzy dołączyli do ścisłej ligowej czołówki i gdyby nie wspaniała forma Liverpoolu czy Manchesteru City, to pewnie oni świętowaliby triumf w Premier League.
Rywale jednak są, jacy są. W każdym sezonie Arsenal będzie musiał rywalizować o najwyższe ligowege miejsce przynajmniej z dwoma piekielnie mocnymi rywalami. Ambicje klubu są wysokie, a kibice oczekują, że Arteta tak poukłada zespół, aby Liverpool i Man City sami musieli martwić się o swoje położenie w tabeli.
W letnim okienku transferowym szeregi The Gunners zasilili poważni zawodnicy. Dobrze rokuje pozyskanie Martina Zubimendiego, ciekawe wydają się transfery Noniego Madueke czy Christiana Norgaarda, ale to na Viktora Gyokeresa będą zwrócone oczy fanów. Arsenalowi od dawna brakowało snajpera z prawdziwego zdarzenia.
Piłkarz, który w zeszłym sezonie strzelił aż 54 gole we wszystkich rozgrywkach, wydaje się być dobrym kandydatem do takiego miana. Szwed przychodzi jednak z ligi portugalskiej, co może budzić pewne wątpliwości dotyczące szybkości jego wkomponowania się do składu i ligi. Jeśli 27-latek będzie choć w połowie tak skuteczny, jak był w Sportingu, Arsenal dokonał świetnego wyboru. Jeżeli okaże się niewypałem, Mikel Arteta nie będzie mieć już żadnych wymówek.
Co ugotuje Pep Guardiola?
Poprzedni sezon zachwiał nieco poczuciem kibiców Premier League, że Manchester City w każdych okolicznościach jest w stanie walczyć o ligowy szczyt. Dość szybko okazało się, że podopieczni Pepa Guaridoli nie będą liczyć się w rywalizacji o tytuł, ostatecznie kończąc zmagania na ostatnim stopniu podium. Obraz nędzy dopełniły przeciętne występy w krajowych pucharach oraz odpadnięcie z Ligi Mistrzów już na etapie rundy play-off fazy pucharowej.
W przerwie między sezonami na Etihad Stadium sporo się działo. Z klubu odeszli m.in. Kevin De Bruyne i Kyle Walker, niegdyś wierni żołnierze Pepa Guardioli. Katalończyk czuje, że nadchodzi już nowa era, w której piłkarze sprowadzeni jeszcze w drugiej dekadzie XXI wieku mogą nie wystarczyć do realizacji celów. Obywatele postawili więc na wzmocnienia i pozyskali zawodników, którzy szczyt formy w karierze mają dopiero przed sobą. Zespół zasilili m.in. Tijjani Reijnders, Rayan Ait-Nouri, Rayan Cherki czy James Trafford.
Guardiola nie chce dopuścić, aby w nadchodzącym roku choć w połowie powtórzył się tak rozczarowujący sezon jak ostatnio. Jego drużyna będzie się różnić, a pierwsze skrzypce w niej mogą zacząć odgrywać gracze, którzy do tej pory występowali raczej na drugim planie. Kibice zachodzą w głowę, co może przygotować geniusz z Katalonii. Wszyscy w Manchesterze oczekują powrotu do absolutnej dominacji, którą rozkoszowali się przez ostatnie kilka lat. Czy przy kapitalnym okienku Liverpoolu i coraz większych aspiracjach Arsenalu będzie to możliwe już w tym sezonie?
Czy Manchester United w końcu się odrodzi?
Gdy pod koniec maja Czerwone Diabły przypieczętowały słaby sezon przegraną w finale Ligi Europy z Tottenhamem oraz zajęciem dopiero 15. miejsca w Premier League, kibice mogli obawiać się, jak władze klubu poradzą sobie podczas letniego okienka. Nie brakowało głosów, przede wszystkim od współwłaściciela klubu Sira Jima Ratcliffe’a, że w kasie Manchesteru nie jest różowo. Brak pieniędzy na wzmocnienia oraz zaprzepaszczenie awansu do Ligi Mistrzów mogły być poważnymi ciosami dla pozycji United na rynku transferowym.
Przed początkiem rozgrywek Czerwone Diabły zdołały jednak przeprowadzić trzy ważne i nieźle rokujące transfery. Sprowadziły napastnika Benjamina Sesko, o którego w poprzednich miesiącach zabiegał m.in. Arsenal. Pozyskały też dwóch bardzo solidnych ligowców, czyli Matheusa Cunhę oraz Bryana Mbeumo. O ile w minionych okienkach działalność klubu z Old Trafford budziła wątpliwości, to w tym roku wydaje się, że władze Manchesteru wykonały naprawdę dobrą robotę.
Swoje do udowodnienia ma też Ruben Amorim. Portugalczyk nie ukrywał, że sezon 2024-25 nie będzie odpowiednim papierkiem lakmusowym jego pracy. Teraz jednak były szkoleniowiec Sportingu mógł przepracować z zespołem cały okres przygotowawczy i ułożyć grę pod swoją modłę. Brak gry w europejskich pucharach również może okazać się wybawieniem, ponieważ gdy najmocniejsi gracze ligi zostaną zmuszeni do szafowania siłami, zawodnicy Czerwonych Diablów co tydzień będą wypoczęci i gotowi do gry na najwyższych obrotach.
Na papierze wygląda na to, że nadchodzący rok może być przełomowy, jeśli chodzi o najnowszą historię Manchesteru United. Ten klub w ostatnich latach przeżywał jednak wiele momentów przedwczesnej chwały. Z entuzjazmem, na wszelki wypadek, należy się jeszcze wstrzymać.
Jak będzie wyglądać Tottenham w nowej odsłonie?
Tottenham to wielka niewiadoma najbliższego sezonu. W północnym Londynie pod koniec ubiegłych rozgrywek zdarzyła się rzecz co najmniej osobliwa. Ange Postecoglou, od miesięcy skazywany na rychłe zwolnienie z klubu, wytrwał do czerwca. W lidze jego zespół zajął wstydliwą 17. pozycję, tuż nad strefą spadkową. Koguty pod jego wodzą wygrały jednak Ligę Europy, pokonując w finale Manchester United. Dzięki temu awansowały do fazy ligowej Ligi Mistrzów.
Taki sukces mógł zmienić optykę wokół pracy Australijczyka. Nie dość, że wywiązał się z obietnicy, dotyczącej tego, że w każdym klubie zdobywał jakieś trofeum w drugim roku swej pracy, to jeszcze londyńczycy dostali zastrzyk pieniędzy i stanęli w zdecydowanie mocniejszej pozycji negocjacyjnej przed letnim okienkiem transferowym. Nikt by się nie zdziwił, gdyby Postecoglou został w Londynie na kolejny rok. Prezes Tottenhamu Daniel Levy stwierdził jednak, że czas pożegnać się z dotychczasowym szkoleniowcem. Stery drużyny powierzył jednemu z najbardziej interesujących trenerów Premier League w ostatnich latach, Thomasowi Frankowi.
Duńczyk może być remedium na bolączki Kogutów. W Brentford pokazał, że zna się na rzeczy. Jego praca w zespole Szerszeni była od dawna bardzo chwalona. Do dyspozycji będzie też mieć kilku nowych, nieźle rokujących zawodników, takich jak choćby Mohammed Kudus czy Joao Palhinha. Co z tego wyjdzie? Warto będzie śledzić Tottenham w tym sezonie.
Co stanie się z Newcastle?
Zagadką, lecz w bardziej negatywnym sensie, jest również Newcastle. Trener Eddie Howe (wraz z pomocą finansową Arabii Saudyjskiej) sprawił, że klub z St James’ Park coraz śmielej zaczął spoglądać w stronę szczytu tabeli. W poprzednim sezonie Sroki uplasowały się na 5. pozycji, co dało im awans do fazy ligowej Ligi Mistrzów. W Champions League zagrają po raz drugi na przestrzeni ostatnich trzech lat.
Atmosfera w klubie jest jednak daleka od pożądanej. Wszystko za sprawą zamieszania z Alexandrem Isakiem. Jeden z najlepszych napastników ligi stwierdził, że tegoroczne okienko transferowe to odpowiedni moment, aby odejść z drużyny. Poinformował o tym klubowe władze, a następnie zaczął flirtować z Liverpoolem.
Wydawało się, że The Reds dopną kolejny imponujący transfer, ale w pewnym momencie Isak usłyszał, że z jego transferu nici. Ma kategorycznie pozostać w drużynie. Szwedzkiego snajpera ta decyzja rozsierdziła. Nie wiadomo, jak potoczy się jego historia, ponieważ do końca okienka jeszcze trochę czasu, a Eddie Howe nie ukrywa, że nie chce mieć w zespole piłkarzy-niewolników. Jeśli jednak Isak zostanie, można mieć wątpliwości, czy jego emocje nie wpłyną na prezentowaną przezeń formę.
Trzeba również przyznać, że Newcastle na razie dość przeciętnie spisywało się na rynku transferowym. Z ważnych wzmocnień należy odnotować jedynie Anthonego Elangę i Malicka Thiawa, za których Sroki zapłaciły prawie sto milionów euro. Na razie trudno przyznać, aby kibice drużyny z St James’ Park z optymizmem patrzyli w przyszłość.
Kto może zostać czarnym koniem rozgrywek?
W ostatnim czasie aspiracje dołączenia do grona najlepszych drużyn ligi wykazywały Aston Villa czy Newcastle United. Wrota europejskich pucharów stały się również otwarte dla takich drużyn jak Nottingham Forest, Brighton & Hove Albion lub West Ham United. Pojęcie “Big Six” (Arsenal, Chelsea, Liverpool, Manchester City, Manchester United i Tottenham), które utarło się na przestrzeni minionych lat, teraz coraz bardziej traci na znaczeniu. Wielcy mają swoje problemy, a niżej notowane ekipy coraz śmielej zaglądają na ligowy szczyt.
Kto w tym sezonie może zostać czarnym koniem i utrzeć nosa faworytom? Niezłe transfery zrobiło na pewno Brighton. Do ekipy Mew dołączyli bardzo młodzi i perspektywiczni zawodnicy. Klub nie bał się wydać 80 milionów euro na letnie wzmocnienia. Z zespołu Fabiana Hurzelera odeszło co prawda kilku ważnych piłkarzy (Joao Pedro, Pervis Estupinan), ale jeśli niemiecki szkoleniowiec odpowiednio poukłada drużynę, Brighton może być jedną z najciekawszych ekip do oglądania w lidze. Wówczas pobicie 8. miejsca z poprzedniego sezonu nie będzie trudne.
Na papierze nieźle wygląda też Aston Villa. Zespół Unaia Emeriego przyzwyczaił kibiców do niezłej formy, więc wytypowanie drużyny The Villans na czarnego konia nie będzie żadną sensacją. Być może jednak zespół z Birmingham pokusi się w nadchodzącym roku o coś więcej niż TOP6. Konkurencja będzie wysoka, lecz trzeba pamiętać, że latem z klubu nie odszedł żadny ważny piłkarz, a Emery ma do dyspozycji ciekawego napastnika z Francji, Evanna Guessanda.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o Evertonie. The Toffies marzą o powrocie do czasów, w których regularnie rywalizowali o europejskie puchary. W ostatnim czasie ekipa z Liverpoolu mocno zjechała w dół i częściej musiała drżeć o własne utrzymanie. W tym przypadku znów jednak mamy do czynienia z interesującym okienkiem transferowym. 22-letni napastnik z Villarealu Thierno Barry sprowadzony za 30 milionów euro, Jack Grealish z Manchesteru City, Kiernan Dewsbury-Hall wyciągnięty z Chelsea, środkowy pomocnik Carlos Alcaraz z Flamengo czy młody lewy obrońca z Bayernu Monachium Adam Aznou to wzmocnienia, które wygladają na przemyślane, ekscytujące ruchy. Pytanie, czy David Moyes wciąż ma to coś i będzie w stanie powalczyć z zespołem o górną połowę tabeli.
Czy znów z Premier League spadnie komplet beniaminków?
W poprzednim sezonie z Premier League pożegnały się Southampton, Ipswich Town oraz Leicester City, czyli dokładnie te same drużyny, które rozgrywki rozpoczynały ze statusem beniaminka. Rok wcześniej wydarzyła się sama historia – Luton Town, Burnley i Sheffield United w elicie wytrwały tylko rok.
Gdyby w nadchodzącym sezonie powtórzył się taki scenariusz, oznaczałoby to, że różnica między Premier League a Championship jest już zbyt wyraźna. Każda liga zyskuje na tym, jeśli jakiś beniaminek jest w stanie od razu się w niej utrzymać. Następnie z kolejnymi latami budować swoją pozycję, podnosząc poprzeczkę i rzucając wyzwanie innym.
Teraz komplet beniaminków wygląda następująco: Burnley, Leeds United i Sunderland. Dwóch w miarę wytrwanych ligowców, którzy wrócili do elity odpowiednio po roku i dwóch latach absencji. Czarne Koty natomiat zameldowały się w Premier League dopiero po raz pierwszy od 2017 roku. Wielu kibiców typuje, że ekipa ze Stadium of Light będzie miała spore problemy z utrzymaniem. Może być w tym sporo prawdy, choć nie trzeba nikomu mówić, że drużyna Sunderlandu jest wyjątkowa.
Z jednej strony, Burnley i Leeds w ostatnich latach często rywalizowały na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej. Z drugiej, niedawno pokazały, że mogą być za słabe na regularną grę w elicie. Sunderland jest niewiadomą, która faktycznie może dysponować najsłabszym składem w stawce.
Nie jest łatwo też wymienić którąś z ekip z poprzedniego seznu, która mogłaby mieć w tym roku problemy z utrzymaniem. Wydawało się, że powoli dobiega końca czas w Premier League Wolverhampton czy nawet West Hamu. Obiecujące wzmocnienia mogą jednak ustabilizować pozycje obu ekip. Znak zapytania należy postawić jednak przy Brentford. Tego lata klub stracił nie tylko Bryana Mbeumo czy Christiana Norgaarda, ale również trenera Thomasa Franka. Drużyna z przedmieść Londynu może mieć spore problemy w nadchodzących miesiącach.
Kiedy poznamy mistrza Anglii?
W poprzednim sezonie Liverpool zapewnił sobie tytuł na cztery kolejki przed końcem. W rozgrywkach 2023-24 Manchester City z kolei dopiero w ostatniej serii gier przypieczętował mistrzostwo. To dwa diametralnie różne scenariusze. Jak będzie teraz?
Przed pierwszą kolejką trudno coś wyrokować. Na pytanie o to, kto ma największe szanse na tytuł, od razu można wymienić Liverpool, Arsenal i Manchester City. W tle pozostaje jeszcze Chelsea. Dużym atutem Manchesteru United może być to, że Czerwone Diałby nie będą musiały dzielić swojej uwagi również na front europejski. Wytypowanie, jak potoczy się ten sezon, to nie lada wyzwanie.
Cotygodniowe przygody z Premier League będą zatem niesamowicie pasjonujące. Nic tak nie zachęca do śledzenia rozgrywek jak niewiadoma dotycząca najważniejszego rozstrzygnięcia. Wielu graczy ma chrapkę na końcowy triumf. Na dystansie kilku miesięcy wszystko się jednak może wydarzyć.