Ból, krew i powtórki wideo. Sędzia pomylił się, ale zachował zimną krew…
Po artykule o kolizji Wilfrieda Singo z AS Monaco z bramkarzem Gianluigim Donnarummą, który ukazał się na KanalSportowy.pl pod tytułem „Ból, krew i powtórki wideo. Sędzia pomylił się, ale zachował zimną krew…”, napisało do mnie wiele osób i wiele skomentowało tę publikację w social mediach. Również trenerzy, piłkarze, bramkarze i sędziowie. W skrócie jest tak: wielu osobom trudno pojąć, dlaczego sędzia Francois Letexier nie ukarał Singo czerwoną kartką albo chociaż żółtą, która byłaby drugą i też spowodowałaby czerwoną.
Kwestia ewentualnej żółtej jest prostsza – z wątpliwościami, ale i z empatią przychylam się do zgody, że zawodnik AS Monaco prawdopodobnie mógł i zdecydowanie powinien postąpić w tej sytuacji rozważniej, żeby nie trafić bramkarza PSG korkami w twarz. Jasne, powinien, pytanie tylko – i to jest pytanie podstawowe, fundamentalne, kluczowe – czy naprawdę mógł w tej konkretnej sytuacji postąpić rozważniej?
Kilka prostych pytań na początek
Czy kopnął piłkę, gdy mógł i czy w tym momencie ten ruch nogą i kopnięcie piłki nie zagrażały bezpieczeństwu bramkarza? Tak, zdecydowanie!
Czy w chwili kopnięcia piłki i w ułamkach sekundy później bramkarz przesuwał się po trawie zbliżając się w kierunku Singo i utrudniając mu ominięcie swojego ciała? Tak!
Czy zawodnik AS Monaco niezwłocznie podjął próbę uniknięcia zderzenia z bramkarzem lub kopnięcia go próbując przeskoczyć ponad bramkarzem, który cały czas się do niego zbliżał? Tak.
Czy Singo jest wróżką lub kimś takim?
Czyli wobec powyższego można stwierdzić jednoznacznie, że nie było tak, iż już w chwili kopnięcia piłki wiedział, że musi wybrać pakiet: kopnąć piłkę ryzykując trafienie bramkarza korkami w twarz albo zrezygnować z kopnięcia piłki czy przynajmniej z próby przeskoczenia bramkarza. Skoro takich pakietów rozwiązań do wyboru – ani świadomie, ani podświadomie czy intuicyjnie – nie miał, to postawmy kolejne pytanie, prawie ostatnie, domykające próbę logicznego „rozebrania” tej sytuacji.
Czy Singo jest wróżką lub kimś podobnym, kto skoncentrowany na zagraniu piłki jednocześnie mógł przewidzieć, że w ciągu tak krótkiego czasu sytuacja nagle stanie się tak trudna, że uniknięcie zderzenia stanie się niemożliwe? Myślę, że wątpię.
Zatem: gdzie tu jest miejsce na postawienia zarzutu, że Singo postąpił nierozważnie i zasłużył w tej sytuacji na żółtą kartkę? Ok, jest mała przestrzeń – być może mógł: może mógł nie przeskakiwać bramkarza. Wtedy pewnie zderzyliby się inaczej, obaj ucierpieli inaczej, może nie byłoby krwi ani ran ciętych i wtedy cała sytuacja wyglądałaby i byłaby oceniana inaczej.
To było nierozważne? Wątpliwości kipią
O ile można znaleźć argumenty za tym, że to było nierozważne przewinienie Singo, choć we mnie wciąż kipią wątpliwości czy ono takie naprawdę było, o tyle moim zdaniem nie ma w tej sytuacji przestrzeni na zarzut o popełnienie poważnego rażącego faulu karanego czerwoną kartką.
Krew, rany cięte, nawet prawdopodobne trwałe blizny na twarzy – to nie są argumenty za czerwoną kartką. Nie według „Przepisów gry”, które są sędziowską biblią, zarazem piłkarskim kodeksem postępowania i kodeksem karnym.
Przerysujmy tę sytuację, żeby ją zrozumieć
Przerysujmy tę sytuację z Donnarummą i Singo, aby możliwie najwyraźniej uwypuklić, o co tutaj chodzi i dlaczego sędzia Francois Letexier nie pokazał czerwonej kartki.
Otóż, wyobraźmy sobie sytuację trochę inną, lecz w najważniejszych kwestiach niezwykle podobną, wręcz bliźniaczą, a co do jej logiki – dosłownie identyczną.
Piłka jest dośrodkowana w pole karne i widać, że wyląduje blisko linii pola bramkowego. Zbliżający się napastnik bierze rozbieg do wyskoku i przymierza się do uderzenia piłki głową. W tym samym czasie bramkarz wyszedł z bramki i przymierzał się do wyskoku, lecz potknął się lub poślizgnął, przewrócił i po trawie zaczął się zbliżać w kierunku napastnika. Napastnik już był w powietrzu i głową uderzył piłkę, która zmieniła kierunek i zaczęła się zbliżać do bramki. Gdy piłka leciała, napastnik zaczął upadać na murawę. Gdy piłka była blisko linii bramkowej, napastnik wylądował na murawie nie widząc bramkarza i nie wiedząc, że on potknął się i w efekcie znalazł się pod nim… Korki buta opadającego napastnika wylądowały na głowie bramkarza. Słychać krzyk bólu, ułamki sekundy później piłka wpadła do bramki.
Jaka w tej sytuacji powinna być decyzja sędziego? A czy jest tu jakakolwiek wina napastnika? Nie! Oczywiście najpierw trzeba szybko wezwać lekarza i opiekę medyczną. Następnie gol powinien być uznany, sędzia nie powinien pokazać żadnej kartki, bo to był tylko nieszczęśliwy wypadek. Nawet gdyby słychać było trzask kości i było widać krew, nie ma dowodu na jakąkolwiek winę napastnika. Bo ani rany cięte, ani krew czy złamane kości nie są dowodem winy. Są skutkiem i dowodem zdarzenia. Ale to zdarzenie należy oceniać przez pryzmat przyczyn i okoliczności, a nie tylko przez pryzmat skutków.
– No przecież tyle razy powtarzacie, że ważne są skutki, a nie chęci czy przypadek – przypominają nasi dyskutanci. Owszem, tak, ale niezupełnie, czyli nie zawsze.
Skutki, głupcze! Owszem, ale najpierw okoliczności
Każdy zawodnik działa w jakichś okolicznościach, które musi lub przynajmniej powinien uwzględniać. Tak samo jak każdy sędzia.
Jeżeli te okoliczności są takie, że zawodnik może podjąć próbę zagrania piłki bez widocznego ryzyka, że spowoduje przewinienie, które będzie mogło zostać uznane za faul nierozważny (żółta kartka) czy poważny rażący (czerwona kartka), to nie można zawodnika karać w żaden sposób, jeśli w chwili zagrania piłki lub tuż po nim okoliczności nagle się zmienią, zwłaszcza jeśli zmienią się w wyniku postępowania przeciwnika, a kopiący piłkę bez własnej winy trafi przeciwnika na przykład korkami w kolano lub w twarz. Takie zdarzenie to nieszczęśliwy wypadek, w którym winnym albo co najmniej współwinnym jest lub może być przeciwnik, więc wykluczanie z gry kopiącego piłkę byłoby absolutnie pozbawione sensu.
Jeżeli jednak okoliczności są takie, że zawodnik powinien widzieć i wiedzieć, że podjęcie próby zagrania piłki może narazić rywala na niebezpieczeństwo kontuzji, a mimo to zawodnik wykonuje atak „nie zważając na bezpieczeństwo przeciwnika lub konsekwencje takiego ataku”, w takim przypadku zasługuje na żółtą kartkę.
Jeżeli dla odmiany okoliczności są takie, że zawodnik powinien widzieć i wiedzieć, że podjęcie próby zagrania piłki może narazić rywala na niebezpieczeństwo kontuzji, a mimo to zawodnik wykonuje atak w taki sposób, że „przekracza granicę użycia akceptowalnej siły i/lub zagraża bezpieczeństwu przeciwnika”, w takim przypadku zasługuje na czerwoną kartkę.
Przerysujmy to ostatni raz i kontrowersja się wyjaśni
Teraz wróćmy do sytuacji celowo przerysowanej i nieco ją zmodyfikujmy.
Piłka jest dośrodkowana w pole karne i widać, że wyląduje blisko linii pola bramkowego. Zbliżający się napastnik bierze rozbieg do wyskoku, żeby uderzyć piłki głowę. Bramkarz wyszedł z bramki, lecz potknął się lub poślizgnął, przewrócił i leżał w miejscu, nad którym napastnik miałby uderzyć piłkę głową. Mimo iż napastnik widział leżącego bramkarza, zignorował ten fakt i wyskoczył do górnej piłki, a po uderzeniu jej głową wylądował na murawie – ciąg dalszy i skutki dla bramkarza były takie same jak w wersji opisanej już powyżej…
Co w tej sytuacji? Okoliczności były podobne, ale w kluczowej kwestii znacząco inne. Napastnik widział leżącego rywala, ale nim się nie przejął. Nie uwzględnił go w swoich planach. Zamiast tego nie tylko „nie zważał na bezpieczeństwo przeciwnika lub konsekwencje swojego ataku”, lecz jednocześnie „przekroczył granice użycia akceptowalnej siły i/lub zagroził bezpieczeństwu przeciwnika”.
W tej drugiej wersji przerysowanej sytuacji sędzia nie miałby wyboru: musiałby napastnikowi pokazać bezpośrednią czerwoną kartkę i tym samym wykluczyć go z gry.
Łatwo być sędzią tylko w łatwych sytuacjach
W prostych sytuacjach każdy potrafi być sędzią. Im decyzja sędziowska zależy lub powinna zależeć od mniejszych szczegółów czy od szczegółów trudniej zauważalnych, trudniejszych do interpretacji i oceny, tym trudniej być sędzią, tym trudniej oceniać decyzje sędziów.
Gdy zasłyszane na szkoleniach sformułowania początkujący sędziowie czy arbitrzy niższych klas interpretują zbyt ogólnie, zbyt szeroko i zbyt często – to problem dotkliwy, ale naturalny, bo przecież jakoś te różnice między Szymonem Marciniakiem, Francoisem Letexier, innymi arbitrami międzynarodowymi z wieloletnim stażem i sędziami z niższych lig czy klas muszą się objawiać. To zupełnie oczywiste i trzeba to akceptować.
Jednak gdy gdzieś – gdziekolwiek – osoby odpowiedzialne za szkolenie do jednego worka wrzucają zbyt wiele sytuacji podobnych czy pozornie identycznych i błędnie upraszczają kwestie, które wcale nie są proste, to już jest głębszy i większy problem. To może być działanie przyczyniające się do masowego wypaczania meczów przez narzucanie sędziom niewłaściwych interpretacji. Gdy takie fałszywe „przepisy, interpretacje, wytyczne” zaczynają funkcjonować w środowisku jako prawda objawiona „na szkoleniu”, to już jest dramat. Piłki nożnej, nie tylko sędziowania.
Sztuka polega na tym
Sztuka nie polega tylko na tym, żeby patrzeć, widzieć, dostrzegać i odgwizdywać porównując sytuacje boiskowe do klipów szkoleniowych, stopklatek, obrazków z „Przepisów gry” czy jedynie słusznych wytycznych jawnych czy niejawnych – na tym wszystkim polega sędziowanie. Natomiast sztuka – sztuka w sędziowaniu – polega na umiejętności dostrzegania niuansów, odróżniania od siebie sytuacji podobnych lub pozornie podobnych i rozstrzygania w nich inaczej, jeśli kluczowe szczegóły są inne, albo rozstrzygania konsekwentnie identycznie, gdy kluczowe szczegóły nie różnią się niczym istotnym.