PIŁKARSKIE STĄPANIE PO KRUCHYM LODZIE
Aktualnie trwający sezon jest dla radomskiego zespołu już czwartym z rzędu na poziomie Ekstraklasy, co jest najlepszym wynikiem w jego historii. Od momentu awansu na najwyższy poziom rozgrywkowy zespół notorycznie boryka się jednak z mniejszymi lub większymi problemami, cierpliwie wyczekując spokojnego roku – pozbawionego trenerskich zmian czy nerwów związanych z gorszą dyspozycją drużyny. Nie inaczej było zresztą w ostatnich miesiącach, bo przecież tuż przed ostatnią kolejką minionych rozgrywek ogłoszono rozstanie z ówczesnym szkoleniowcem Maciejem Kędziorkiem. By ratować ekstraklasowy byt zatrudniono więc Portugalczyka Bruno Baltazara, który w decydującym meczu przegrał u siebie z Widzewem Łódź, ale na jego szczęście równolegle Warta Poznań poległa w Białymstoku i to ekipa z Wielkopolski zleciała na zaplecze.
Ten sezon, choć rozpoczął się od wyjazdowej wygranej z GKS-em Katowice, znów generuje jednak kibicom sporo trosk. Po udanej inauguracji przyszła bowiem seria aż czterech porażek, a w drużynie nikt nie potrafił opanować fali kontuzji, który utrudniała codzienną pracę. W efekcie klub rozstał się z trenerem przygotowania fizycznego i dopiero jego następca wyprowadza zawodników na prostą. Przekłada się to też na wyniki – z ostatnich siedmiu meczów trzy zakończyły się wygraną i choć przewaga nad strefą spadkową wciąż jest skromna (dwa punkty), to sztab szkoleniowy jest dobrej myśli przed nadchodzącymi tygodniami.
Sytuacja na boisku powoli się prostuje, za to zakręty pojawiają się na innych płaszczyznach. W tygodniu klub… zniknął bowiem z sieci. Najpierw przestał istnieć na X-ie, potem na Instagramie, by katastrofa dopełniła się wyparowaniem klubowego konta z Facebooka. O co więc w tym wszystkim chodzi?
PRAWA DO HERBU ZA OCEANEM
Konta radomskiego klubu w social mediach „spadły” wskutek wniosku jednego z jego byłych współwłaścicieli. Lata temu przepisał on bowiem prawa do herbu na siebie, co oznacza, że aktualnie klub nie może w sieci legitymować się dobrze znanym kibicom logotypem. Rozwiązanie jest więc oczywiste – trzeba dogadać się z osobą, która te prawa posiada. Sprawa wydaje się więc prosta, ale rozwiązanie już nie takie oczywiste, zwłaszcza jeśli właściciel oczekuje sumy, jaka będzie poza zasięgiem ekstraklasowej ekipy, a tak poza tym mieszka z dala od Polski i bezpośredni kontakt z nim jest nieco utrudniony. Sprawą dyskusyjną pozostaje też to, czy postępowanie oparte na przepisywaniu takich praw na osobę prywatną, będąc współwłaściciel drużyny piłkarskiej, jest słuszne i właściwe.
Tak czy owak „Zieloni” nie zdołali uratować kont w mediach społecznościowych i przez kilka dni właściwie nie funkcjonowali w sieci. Zmieniło się to dopiero we wtorek, gdy najpierw pojawiło się nowe konto na Facebooku, a po kilku dniach – również na X-ie. Klub sam postanowił zresztą wtedy zabrać głos, wydając oświadczenie.
„Radomiak od kilku dni jest przedmiotem ataku, skutkującego utratą dostępu do strony internetowej oraz profili społecznościowych. Powyższa sytuacja jest spowodowana nieuczciwymi działaniami byłego wspólnika Klubu. Mając na uwadze blisko 115–letnią historię Klubu, nie ma wątpliwości, że herb i nazwa są dobrami Klubu i są z nim nierozerwalnie związane. Nie mogą stanowić własności osób prywatnych, w szczególności tych, które w sposób nieuczciwy usiłują zawłaszczyć cudze dobra, ze szkodą zarówno dla Klubu, jak i jego Kibiców. Informujemy, że Klub podjął stosowne działania mające na celu obronę jego herbu i nazwy.” – czytamy.
POWRÓT DO SIECI
Obecnie Radomiak funkcjonuje więc w sieci bez żadnych problemów i stara się odbudowywać zasięgi. Nie może wykorzystywać w ramach zdjęcia profilowego klubowego herbu, więc tę funkcję pełni grafika stworzona już jakiś czas temu z 40-lecie pierwszego awansu do Ekstraklasy (w 1984 roku). Nota bene znajdująca się również na plecach koszulek meczowych, tuż pod kołnierzykiem. Poza tym herb może być wykorzystywany na grafikach w postach, nie zmienia się też oczywiście jego obecność na strojach piłkarzy.
Nie ma za to odpowiedzi na pytanie, jak długo będzie trwał impas i kiedy obie strony zdołają się dogadać. A jeśli już zdołają – to za jaką cenę. Ta – jak można usłyszeć – jest naprawdę wygórowana i sięga kilkuset tysięcy złotych, co w przypadku klubu z dolnych rejonów ekstraklasowej tabeli może być wysiłkiem finansowym nie do pokonania.