WIOSENNY IMPULS
Kiedy na początku kwietnia tego roku Legia Warszawa zwalniała z funkcji szkoleniowca Kostę Runjaicia, założenie było proste: dać drużynie impuls, przesunąć się w górę tabeli i może nawet rzutem na taśmę powalczyć jeszcze o mistrzostwo kraju. Wprawdzie stołeczni tracili wówczas do liderującej Jagiellonii Białystok siedem punktów, ale też do zakończenia sezonu pozostawało jeszcze siedem kolejek. Zgarnięcie kompletu „oczek” na finiszu rozgrywek nie jawiło się oczywiście jako najłatwiejszy do zrealizowania scenariusz, ale generalnie pozycja w tabeli wymagała wtedy diametralnej poprawy. Przy Łazienkowskiej 3 mało kto zakładał bowiem kilka miesięcy wcześniej, że drużyna może nie dostać się do pucharów, więc przynajmniej ten cel trzeba było zrealizować.
I to się udało. Ostatecznie piłkarze Feio zajęli trzecią pozycję z czterema punktami przewagi nad Pogonią Szczecin i z czterema straty do Jagi. Z jednej strony zdarzyła się bolesna wpadka w postaci domowej porażki z Radomiakiem czy nieco rozczarowujący domowy remis ze Śląskiem. Z drugiej – udało się na wyjeździe ograć Lech Poznań. Pretensji do nowego trenera nikt więc nie miał, raczej wszyscy mogli być mu wdzięczni z uwagi na to, że zdołał dostać się do strefy pucharowej, a parę miesięcy później – nawet już do samych pucharów. Wprawdzie styl gry zaprezentowany w dwumeczu z Broendby był daleki od wymarzonego, ale cel został osiągnięty i stołecznych już wkrótce czekają mecze z Betisem, Lugano czy Omonią Nikozja.
Zanim jednak Legia przystąpi do rywalizacji na arenie międzynarodowej, toczy boje na krajowym podwórku i tu jej dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Z ostatnich pięciu meczów wygrała ledwie dwa, choć trzy z tych spotkań rozgrywała na własnym stadionie. Obecnie plasuje się więc na ósmej pozycji w stawce ze stratą aż ośmiu punktów do najskuteczniejszego obecnie Lecha Poznań.
BEZ GOLA Z RAKOWEM I POGONIĄ
Nie tylko jednak ta strata, zwłaszcza w perspektywie napiętego do granic możliwości kalendarza, musi jednak martwić kibiców. Choć na ogół mówi się, że mistrzostwo zdobywa się meczami z ligowymi słabeuszami, bo na takie najtrudniej się zmotywować i je po prostu przepchnąć, to jednocześnie można je przecież stracić z czołówką. A Legia Feio – czy to w tym, czy w ubiegłym sezonie – ma permanentne problemy w starciach z najlepszymi drużynami w tym kraju.
Pierwsze wyzwanie stanęło przed Portugalczykiem już w jego debiucie, gdy kilka dni po zatrudnieniu pojechał z zespołem do Częstochowy na mecz z piątym wówczas w tabeli Rakowem i po bramkach Tomasa Pekharta oraz Ante Crnaca padł remis 1:1. Tydzień później stołeczni znów zostali poddani poważnej próbie – tym razem w domowym meczu z wiceliderem, Śląskiem Wrocław. I w tym przypadku padł remis, choć akurat bezbramkowy. Trzy tygodnie później Legia wygrała jednak na wyjeździe z piątym Lechem.
*Reklama
Oglądaj Ligę Mistrzów i Ekstraklasę w Canal +
Na konfrontację z zespołem z czołówki w tym sezonie z kolei stołeczni czekali tylko do trzeciej kolejki, gdy na Łazienkowską przyjechał trzeci w tabeli Piast Gliwice, a zawodnicy Aleksandara Vukovicia wygrali 2:1. Choć decydująca bramka padła dopiero w 85. minucie, to jednak w oczy rzucała się bezradność gospodarzy, którzy nie potrafili poradzić sobie z dobrze zorganizowanym i broniącym dostępu do własnej bramki rywalem. W kolejnych spotkaniach Legia mogła nieco odetchnąć – czekała na nią szesnasta Puszcza (2:2), szesnasty Radomiak (4:1), piętnasty Śląsk (1:1) i trzynasty Motor Lublin (5:2). Bilans więc okazał się, z uwagi na stracone w Krakowie i Wrocławiu punkty, niezbyt zadowalający. Ale dopiero w ostatnich dniach drużyna Feio musiała wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, najpierw bowiem podejmowała czwarty Raków Częstochowa, a potem grała na wyjeździe z czwartą wówczas Pogonią Szczecin. Oba mecze przegrała jednak 0:1.
NAPIĘTY ROZKŁAD JAZDY
Na sześć spotkań ligowych z drużynami z ligowej czołówki Legia wygrała zatem tylko raz – z prowadzonym jeszcze wtedy przez Mariusza Rumaka Lechem. Poza tym dwukrotnie remisowała i aż trzy razy przegrywała, pokazując, że jak na razie nie jest gotowa na to, by mierzyć się z najmocniejszymi ekipami w tym kraju. Wprawdzie często jest krytykowana za brak rozwiązań w meczach ze słabeuszami, którzy chętnie oddają jej piłkę i zmuszają do gry atakiem pozycyjnym, ale i z mocarzami warszawianie wpadają w tarapaty.
Październik i listopad mogą być zatem czasem pewnej weryfikacji wobec zespołu, któremu nie zabraknie okazji do udowodnienia, że grać z najlepszymi już się nauczył. W najbliższy weekend czeka ich mecz z dziewiątym Górnikiem Zabrze (czyli sąsiadem w tabeli), potem rywalizacja z siódmą Jagiellonią, kolejno starcia z Lechią oraz GKS-em Katowice, by spuentować to wszystko trzema arcyważnymi spotkaniami – z piątym aktualnie Widzewem, pierwszym Lechem i drugą Cracovią. Nie będzie więc lepszej okazji do zerwania z łatką zespołu, który mistrzostwo może przegrać meczami z czołówką.