Carlo Ancelotti rozpoczyna nowy etap
Carlo Ancelotti to trener-legenda. O ile wyczyny Pepa Guardioli czy Juergena Kloppa słusznie inspirują kolejne pokolenia szkoleniowców, to kariera majestatycznego Włocha, oprócz uzasadnionego podziwu, budzi również wielki szacunek. Stoicki spokój, elegancki styl oraz imponujące doświadczenie sprawiają, że 65-latek już wybudował sobie pomnik, można by rzec “trwalszy niż ze spiżu”, cytując mistrza Horacego.
Ancelotti to zatem nie tylko duże nazwisko, ale i ogromna marka. W trakcie swojej kariery włoski trener był związany z wieloma klubami, lecz większości kibiców będzie kojarzył się z tym największym – Realem Madryt. Poprowadził Królewskich łącznie do 15 trofeów (wygrał dwa razy mistrzostwo Hiszpanii, dwa razy krajowy puchar, dwa superpuchary, trzy razy Ligę Mistrzów, trzy Superpuchary UEFA, dwa Klubowe Mistrzostwa Świata oraz Puchar Interkontynentalny FIFA). Fani Los Blancos, wspominając kadencję Ancelottiego, przywołają na myśl wielkie mecze, ale przede wszystkim – monumentalne triumfy.
Kariera klubowa Włocha obfituje w nagrody zdobyte w piłce klubowej. Do tej pory doświadczony szkoleniowiec nie spróbował swoich sił jeszcze w futbolu reprezentacyjnym. Jakże innym od cotygodniowego mierzenia się z rywalami z tego samego kraju. Rozdzielonego na kilka zgrupowań w ciągu roku. Zogniskowanego do rozgrywanego co cztery lata mundialu, który w dużej mierze definiuje ocenę pracy danego selekcjonera, tym bardziej w takich futbolowych potęgach jak Brazylia. To teren dla Ancelottiego nieodkryty, ale nie raz ten trener udowadniał już, że wyzwania są po to, aby je podejmować.
Kraj Futbolu
Nomen est omen – imię to znak. Nazwy często trafnie określają, z kim ma się do czynienia. Tyczy się to również poszczególnych krajów, których przydomki potrafią w barwny sposób opisać charakterystykę danego obszaru. Finlandia nazywana jest “Krajem Tysiąca Jezior”, ponieważ na jej terenie znajduje się prawie 200 tysięcy takich zbiorników wodnych. Japonia zaś dumnie nosi nazwę “Kraju Kwitnącej Wiśni”. Obywatele tego państwa tak czule traktują rozwijającą się przyrodę, że obchodzą nawet specjalne święto Hanami, podczas którego obserwują, jak natura emanuje swym pięknym.
Brazylia natomiast najczęściej określana jest jako “Kraj Kawy”. Nic dziwnego skoro jest jej największym producentem na całym świecie. Miłośnicy futbolu z pewnością nie pogardziliby jednak, gdyby do słownika włączyć termin “Kraj Futbolu”. Niewykluczone, że obruszą się teraz Anglicy, którym można przypisywać opiekowanie się najpiękniejszą dyscypliną od samych jej początków. Przesadą nie jest jednak stwierdzenie, że bez Brazylijczyków futbol byłby zdecydowanie uboższy. Nie tylko o świetnych piłkarzy czy liczne trofea, ale przede wszystkim emocje, pasję i zaangażowanie, które widać w podejściu zawodników oraz kibiców do piłki nożnej.
Zapomnieć nie można również o tym, że Brazylia to najbardziej utytułowana reprezentacja w historii mistrzostw świata. Canarinhos aż pięciokrotnie triumfowali w turniejach o puchar globu. Nikt inny nie zdołał jeszcze wyrównać tego monumentalnego osiągnięcia. Futbol płynie w żyłach mieszkańców Kraju Kawy.
Czekanie na sukces
Taki klimat zastanie wkrótce Carlo Ancelotti. Włoch zdecydował się wyruszyć na nieznane dotąd wody. Nigdy nie prowadził on bowiem żadnej drużyny narodowej. Co więcej, nie objął ekipy z Europy, w której pracuje od wielu lat, lecz wybrał giganta z innego kontynentu. Skala wyzwania jest zatem spora.
Tym bardziej, że w ostatnich mundialach brazylijscy magicy futbolu jakby zapomnieli, jak się wygrywa. Ostatni raz wzniesli w górę puchar świata w 2002 roku. Na każdych kolejnych mistrzostwach odpadali już na etapie ćwierćfinału. Z wyjątkiem imprezy organizowanej przez nich samych. W 2014 roku doszli do półfinału, gdzie… przegrali z Niemcami 1:7. Ten mecz zapisał się w historii futbolu, lecz dla Brazylijczyków z pewnością nie złotymi zgłoskami.
Niełatwy flirt
Kibice Canarinhos mają więc już dość oglądania, jak ich kadra odkłada marzenia o powrocie na piłkarski tron co kolejne cztery lata. W przyszłym roku, gdy w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku zorganizowane zostaną najbliższe mistrzostwa świata, miną równo 24 lata od ostatniego triumfu brazylijskiej kadry na mundialu. Ancelotti ma doprowadzić męczarnie fanów do końca.
Proces zatrudnienia Włocha nie należał jednak do najłatwiejszych. Tak naprawdę nazwisko pięciokrotnego zdobywcy Ligi Mistrzów przewijało się w kontekście reprezentacji Brazylii od paru lat. Już po zakończeniu Mundialu 2022 w Katarze rozważano ściągnięcie 65-latka. Ostatecznie się nie udało i brazylijska kadra była prowadzona od tamtego czasu przez trzech różnych trenerów, w tym dwóch tymczasowych. Bez stabilizacji nie ma mowy o regularności.
– W przyszłym roku miną 24 lata od ostatniego tytułu Brazylijczyków. Wyrównana zostanie passa z okresu między 1970 a 1994 rokiem. Presja jest ogromna. Tym bardziej, że Canarinhos nie szło ostatnio na innych wielkich imprezach, na przykład Copa America. Oczekiwania są zatem wielkie. Warto dodać, że w ciągu tych 24 lat posuchy Brazylijczycy tylko raz dotarli do półfinału, a tak to odpadali wcześniej. Zdążyło wyrosnąć całe pokolenie brazylijskich kibiców, którzy nie pamiętają swojej kadry na szczycie. Dlatego też prezydentowi federacji zależało, aby prezydentem został Carlo Ancelotti. Uchodzi za szkoleniowca, który czegokolwiek się nie dotknie, zamienia w złoto – mówi “Kanałowi Sportowemu” Maciej Kanczak, ekspert od południowoamerykańskiej piłki.
W tym roku, gdy stało się jasne, że era Ancelottiego w Realu Madryt dobiega końca, działacze z Brazylii ponownie rozpoczęli starania o przekonanie Włocha do objęcia reprezentacji Canarinhos. Nie było to łatwe. W pewnym momencie nawet wydawało się, że cała operacja spali na panewce.
Twarde negocjacje
Gdy Ancelotti był już dogadany z brazylijską federacją, do akcji niespodziewanie wkroczył Real. Królewscy nie zgodzili się ponoć na wypłatę szkoleniowcowi pieniędzy za opuszczenie klubu przed wygaśnięciem umowy, która obowiązuje do 30 czerwca 2026 roku. Brazylijczycy z kolei byli już zmęczeni trwającą zdecydowanie za długo telenowelą, że byli nawet gotowi porzucić plany zakontraktowania renomowanego szkoleniowca. Ością niezgody w rozmowach między południowoamerykańskim związkiem a władzami Realu miał też być zbyt publiczny charakter negocjacji. Florentino Perez nie był ponoć zadowolony, że media informują o detalach porozumienia między Carletto a federacją brazylijską.
Ostatecznie jednak wszystkie strony doszły do porozumienia. Wyciszono emocje i przystąpiono do spokojnych rozmów. Postanowiono na porozumienie, a nie wymienianie się powodami, które miałaby udaremnić zawarcie transakcji. Dziennikarz Eduardo Burgos z dziennika “AS” poinformował, że Ancelotti ma podpisać kontrakt z Brazylijczykami już na początku tygodnia, który nastąpi po niedzielnym El Clasico. Wygląda więc na to, że telenowela, z której w końcu tak słyną kraje z Ameryki Południowej, znajdzie swój szczęśliwy koniec.
– Carlo Ancelotti to najlepszy możliwy wybór. Brazylijczycy w swojej historii mieli tylko trzy razy zagranicznego selekcjonera, w tym dwa razy przed II wojną światową, a raz w latach 60-tych. Zawsze byli mocno przywiązani do brazylijskiej myśli szkoleniowej. Wychodzili z założenia, że skoro Brazylijczycy zdobywali mistrzostwo świata, to po co im trener zagraniczny. Po ostatnich latach posuchy na kolejnych mundialach optyka trochę się zmieniła. Teraz sądzą, że sukces można osiągnąć tylko z zagranicznym selekcjonerem. Chcą wybitnego selekcjonera z najwyższej półki. Ancelotti śmiało za takiego uchodzi – przyznaje Maciej Kanczak.
– Prezydentowi brazylijskiej federacji Ednaldo Rodriguesowi bardzo zależy, aby Ancelotti zaczął pracę już od czerwca. Wtedy odbędą się bowiem mecze z Paragwajem i Ekwadorem w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2026 – kontynuuje.
Wielkie oczekiwania
Carlo Ancelotti po podjęciu pracy w reprezentacji Brazylii będzie musiał zakasać rękawy. Najważniejszą rzeczą jest powrót kadry na szczyt. Włoch stanie jednak przed innymi, też istotnymi, zadaniami. Przede wszystkim kibice oczekują, że znajdzie receptę na przeciętny atak drużyny narodowej. Być może ktoś nie uwierzy, że ofensywa złożona z takich piłkarzy jak Vinicius Junior, Rodrygo, Raphinha czy Matheus Cunha może kuleć, ale taka jest smutna rzeczywistość. Popisy klubowe tych zawodników często nie znajdują odbicia w kadrze.
– Brazylijczycy liczą na to, że skoro pod wodzą Ancelottiego w Realu Madryt piłkarzem klasy światowej stał się Vinicius Junior, to podobnie może być w drużynie Canarinhos. Ten piłkarz w klubie a w reprezentacji Brazylii to dwaj zupełnie różnicy zawodnicy. W drużynie narodowej prezentuje on ułamek tego, co pokazuje w barwach Królewskich – ujawnia Kanczak.
– Patrząc na potencjał Brazylii, najbardziej kuleje atak. Obrona jest mocna, pomoc nie jest może tak wybitna jak przed laty, ale jest niezła. Z ofensywą jest natomiast problem – dodaje.
Neymar a sprawa brazylijska
Inną ważną kwestią jest umiejętne rozwiązanie sprawy Neymara. Najlepszy strzelec w historii kadry przed kilkoma miesiącami wrócił do ojczyzny i ponownie związał się z Santosem. 33-latek nie ukrywa, że jego marzeniem jest występ na przyszłorocznym mundialu. Regularna gra w Brazylii ma pomóc mu w powrocie do formy. “Etos” pracy w Arabii Saudyjskiej nie sprzyjał mu chyba w przygotowaniach do mistrzostw.
Niektórzy nie są jednak zwolennikami powrotu Neymara do kadry. Ostatni raz wystąpił on w drużynie narodowej dopiero w październiku 2023 roku. Niedawno dziennikarz dobrze znający południowoamerykański futbol Bartłomiej Rabij przyznał na “Kanale Sportowym”, że czas 33-latka w reprezentacji dobiegł końca.
– Neymar to wciąż zawodnik uwielbiany w Brazylii. Jego powrót do Santosu tylko to potwierdził. Stracił jednak dużo czasu przez problemy zdrowotne. Wydaje mi się, że on zrobi absolutnie wszystko, aby załapać się do reprezentacji na przyszłoroczne mistrzostwa świata. Do tej pory nie spełnił się jako piłkarz w drużynie narodowej. To będzie ostatnia szansa, żeby zapisać się w historii kadry Canarinhos. Moim zdaniem, przydałby się temu zespołowi. Tym bardziej, że atak reprezentacji nie powala. Pozostaje pytanie, ile będzie tego Neymara, który gra zespołowo, a ile tego gracza, który koncentruje na sobie całą uwagę – kontruje z kolei nasz rozmówca.
Carlo Ancelotti jak Fernando Santos
Sprawy nie ułatwi zapewne niechęć Ancelottiego do zamieszkania w Brazylii. Polscy kibice dobrze wiedzą, jak to jest mieć selekcjonera, który wykonuje swe obowiązki z innego kraju – w końcu tak postępowali Paulo Sousa czy Fernando Santos. Portugalczycy być może woleli pracować w cieplejszym klimacie, nie czuli się w Polsce komfortowo. Powód, dla którego Ancelotti stroni od osiedlenia się w Ameryce Południowej, jest jednak zgoła inny.
Włoch obawia się o własne bezpieczeństwo. Pracując niegdyś w Anglii, padł ofiarą kradzieży. Brazylia nie należy do najbezpieczniejszych państw świata, więc trener nie zamierza ryzykować. Być może kadra nie ucierpi na tym za bardzo, bo najlepsi zawodnicy Canarinhos i tak występują w Europie. Kibice podchodzą jednak do tej kwestii bardzo delikatnie. Tym bardziej, że dla reprezentacji, którą prowadziło tylko trzech obcokrajowców w historii, poczucie tożsamości z narodem jest bardzo silne.
– Ostatnio jeden z byłych reprezentantów Brazylii stwierdził, że w kadrze nadal grają dobrzy piłkarze, ale brakuje chemii. Najważniejsze będzie, żeby nowy selekcjoner nie tylko umiejętnie wybrał taktykę i wykonawców, ale też przywrócił ducha zespołu. Ekipy Ancelottiego zawsze słyną z tego, że panuje tam dobra atmosfera. Mam wrażenie, że obecna Brazylia jest przestraszona i nie radząca sobie z przeciwnościami losu – twierdzi Maciej Kanczak,.
Fani brazylijskiej kadry z wielką nadzieją podchodzą do kadencji Carlo Ancelottiego. Czy Włoch aurę piłkarskiego Midasa, który wszystko, co dotyka, zamienia w złoto, przeniesie również na kanwę reprezentacyjną?