39-letni James odpadł z rywalizacji w poniedziałek, gdy Los Angeles Lakers przegrali w piątym meczu serii pierwszej rundy z Denver Nuggets. 35-letni Durant pożegnał się z fazą play-off jeszcze szybciej, bo jego Phoenix Suns po ledwie czterech spotkaniach zostali wyeliminowani przez drużynę Minnesota Timberwolves. Z kolei 36-letni Curry w ogóle nie zakwalifikował się do fazy posezonowej, gdyż Golden State Warriors odpadli jeszcze w turnieju play-in w połowie kwietnia.
Wszyscy trzej byli tymczasem wśród topowych zawodników ligi. Wygrywali mistrzostwa i zdobywali statuetki MVP. Teraz żaden z nich już się w rywalizacji nie liczy, choć oczywiście cała trójka wciąż należy do ścisłej czołówki najlepszych graczy NBA. Należy jednak przyzwyczajać się do takiego stanu rzeczy. Na scenie dominują coraz młodsi, w tym m.in. 22-letni Anthony Edwards, który w fantastycznym stylu wyrzucił Duranta za burtę fazy play-off. Znak nadchodzących czasów.
Czy liga sobie poradzi? Z finansowego punktu widzenia – nigdy nie było lepiej. Już niedługo władze NBA mają podpisać nową lukratywną umowę telewizyjną. Ze sportowego punktu widzenia pewnie przez jakiś czas fani będą odczuwać pustkę, gdy James, Durant i Curry – reprezentanci USA na tegorocznych igrzyskach w Paryżu – zakończą za jakiś czas karierę. Ale po nich nadejdą nowe gwiazdy. Tak jak po Michaelu Jordanie, gdy ten w 2001 roku odwieszał buty na kołek.