Dawid Kubacki i Kamil Stoch poza czołówką po pierwszej serii. Loteryjny konkurs w Seefeld
Mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w 2019 roku odbywały się w Austrii. Skoczkowie narciarscy rywalizowali na skoczni dużej w Innsbrucku oraz skoczni normalnej w Seefeld. I właśnie zmagania w Seefeld dostarczyły niezwykłych emocji i dramaturgii. 1 marca 2019 roku odbył się konkurs indywidualny, który był rozgrywany w loteryjnych warunkach pogodowych. Już po pierwszej serii ze zmaganiami pożegnali się m.in. Piotr Żyła, Johann Andre Forfang czy Timi Zajc.
Liderem na półmetku zmagań był Japończyk Ryoyu Kobayashi. Miał 2,1 punktu przewagi nad Karlem Geigerem, a trzecie miejsce zajmował Timi Zajc. Polacy? Słabo. Najlepszy z nich na półmetku, Kamil Stoch, zajmował po skoku na 91,5 metra 18. miejsce. Dawid Kubacki skoczył 93 metry i plasował się na 27. pozycji. 29. miejsce zajmował Stefan Hula.
To, co wydarzyło się w finale przeszło do historii. Dawid Kubacki mistrzem świata!
Kiedy po pierwszej serii zmagań wydawało się, że Polacy są bez żadnych szans na sukces, życie napisało piękny scenariusz. Piękny dla Polaków, a brutalny dla innych skoczków, którzy skakali w tym konkursie. Wiatr już od pierwszego skoku drugiej serii rozdawał karty. Już skaczący jako drugi Stefan Hula uzyskał 100 metrów, co zwiastowało wielkie emocje w kolejnych próbach. Kilka chwil później na belce startowej zasiadł Dawid Kubacki. Polak uzyskał 104,5 metra i objął prowadzenie. Mało kto wówczas spodziewał się, że da mu to złoty medal…
Lądowali kolejni zawodnicy, a Kubacki wciąż prowadził i piął się w górę klasyfikacji. Kiedy na belce startowej pojawił się 18. po pierwszej serii Kamil Stoch, stało się jasne, że za moment Polska może mieć dwóch przedstawicieli na dwóch pierwszych miejscach. Stoch nie zawiódł. Skoczył 101,5 metra i był drugi. W kolejnych minutach kolejni zawodnicy lądowali bliżej od Polaków i w pewnym momencie stało się jasne, że nasi skoczkowie zanotują wielki awans w klasyfikacji.
Warunki w Seefeld nie pomagały zawodnikom. Gdy do końca zmagań zostało już tylko trzech skoczków – Kobayashi, Geiger i Jelar – Kubacki i Stoch wciąż zajmowali dwa pierwsze miejsca! Medal był na wyciągnięcie ręki, co po pierwszej serii wydawało się nieprawdopodobne. Ziga Jelar skoczył tylko 87 metrów i wówczas Kubacki cieszył się już z medalu! Chwilę później swój skok zepsuł Karl Geiger i wówczas stało się jasne, że i Stoch ma medal! Ostatni skoczek listy startowej Ryoyu Kobayashi uzyskał tylko 92,5 metra. To oznaczało tylko jedno – Dawid Kubacki został mistrzem, a Kamil Stoch wicemistrzem świata!
Takiego scenariusza nie napisałby nawet Steven Spielberg!
Zawody z Seefeld na zawsze przeszły do historii nie tylko polskiego sportu, ale też skoków narciarskich. Konia z rzędem temu, kto po pierwszej serii odważyłby się wskazać, że któryś z Polaków stanie na podium. Biorąc pod uwagę pozycję Polaków, można było uznać kogoś takiego za szaleńca. Wiatr i życie napisało jednak scenariusz taki, którego nie powstydziłby się nawet Steven Spielberg. Po pierwszej serii Kubacki i Stoch mieli prawo czuć się zrozpaczeni, a po finale była euforia!
Sam Kubacki po konkursie nie ukrywał, że i on nie wierzył w sukces. – Nie sądziłem, że się znajdę w pierwszej dziesiątce, bo przewaga była zbyt duża. Piotrek mówił jednak, że będziemy mieć medal. Ja mu nie wierzyłem, ale jego przepowiednia się spełniła – mówił przed kamerami TVP Sport. – Najpiękniejszy dzień w moim życiu? Jak na razie można tak powiedzieć… – dodawał.
Również Kamil Stoch po konkursie potwierdził, że był to szalony konkurs. Nie ukrywał dumy z medalu. – Potwierdzam, to był najbardziej szalony konkurs w historii mistrzostw świata – mówił przed kamerami TVP Sport.
Czy w tym roku powtórzy się historia? Niewiele na to wskazuje
Dziś od tych wydarzeń mija dokładnie sześć lat. Polskie skoki narciarskie są dziś w zupełnie innym miejscu. Jutro na skoczni normalnej w Tronhdeim odbędzie się konkurs mistrzostw świata, a bronić tytułu będzie Piotr Żyła. Czy historia sprzed sześciu lat się powtórzy? Dziś niewiele na to wskazuje. Polacy nie są faworytami do czołowych miejsc, a to pokłosie fatalnego sezonu. Poza Pawłem Wąskiem nasi zawodnicy są dalecy od swojej szczytowej formy. Pamiętajmy, że to jednak tylko sport i wydarzenia z Seefeld pokazały, że cuda się zdarzają.
Pierwszy konkurs mistrzostw świata w Trondheim odbędzie się w niedzielę 2 marca o 17.00. A w sobotę o 20.30 odbędą się kwalifikacje.