Makhmud Muradov urodził się w Duszanbe, stolicy Tadżykistanu, skąd pochodzi jego ojciec, ale dziś reprezentuje Uzbekistan, kraj swojej matki. I godnie go reprezentuje. 34-latek zaczynał jako kick-bokser oraz sambista, ale dziś jest gwiazdą MMA. W klatce zadebiutował w 2012 roku, a pięć lat temu trafił do UFC, gdzie wygrał cztery z siedmiu walk (jedna została uznana za nieodbytą).
We wrześniu powrócił do czeskiej federacji Oktagon, a więc obok KSW czołowej siły w europejskim MMA. Na gali Oktagon 61 pokonał na punkty Scotta Askhama, byłego mistrza KSW, którego zdetronizował dopiero Mamed Chalidow. Słowem. Muradov to ścisły top europejskiego MMA. Jego kolejnym wyzwaniem może zostać mistrz Patrik Kincl, także były zawodnik KSW. Ale zanim dojdzie do tej walki, Muradov schyli się po ogromne pieniądze, które oferuje freakowa federacja FAME MMA.
Z UFC do FAME. Wielki transfer freakowej federacji
Gale freakowe wiążą się z obowiązkową obecnością na konferencjach prasowych i programach promujących daną gale. Sęk w tym, że trudno się przy tym nie ubrudzić.
– Nie będę brał udziału w żadnych skandalach, awanturach i oszczerstwach, ani niczym podobnym. Po prostu chcę w listopadzie stoczyć sportową walkę, za którą otrzymam kilka milionów koron – powiedział Muradov, cytowany przez portal iSport.cz. Jedna korona czeska to 0,17 grosza, więc można podejrzewać, że Uzbek zarobi kilkaset tysięcy złotych.
Kto rywalem Muradova na gali FAME?
Zawodnik wagi średniej, który na co dzień trenuje w poznańskim klubie Ankos MMA, nie ma jeszcze wyznaczonego rywala. W szeregach FAME MMA nie brakuje jednak sportowców, którzy podjęliby się takiego wyzwania. Potencjalnymi rywalami Muradova mogą być m.in.: Norman Parke (weteran UFC i KSW), Marcin Wrzosek (były mistrz KSW), czy Mateusz “Don Diego” Kubiszyn (utytułowany kick-bokser). O ile Irlandczyk oraz “The Polish Zombie” mogliby podjąć wyzwanie w MMA, o tyle “Don Diego” miałby jedynie szanse w stójce.
Kanałowi Sportowemu udało się dowiedzieć, że faktycznie jest coś na rzeczy między Muradovem a FAME, ale niekoniecznie chodzi już o listopadową galę.