Choć w Ekstraklasie trzeba spodziewać się niespodziewanego, to jednak przed obecnym sezonem mało kto wierzył, że Jagiellonia Białystok może powalczyć o mistrzostwo. Tymczasem zespół Adriana Siemieńca przed ostatnią kolejką ligową jest liderem. Jaga ma 60 punktów, czyli tyle samo co Śląsk Wrocław, który ma gorszy bilans meczów bezpośrednich.
Już 25 maja Jagiellonia zagra u siebie z Wartą Poznań, która broni się przed spadkiem, a Śląsk pojedzie do Częstochowy zmierzyć się z szóstym w tabeli Rakowem. Postanowiliśmy porozmawiać o Jagiellonii z Tomaszem Frankowskim, byłym reprezentantem Polski, który strzelił dla Jagi 59 goli w 135 spotkaniach.
– Szampan już się mrozi? – pytamy ”Franka”.
– Nie! I myślę, że w Jagiellonii także wszyscy na spokojnie podchodzą do tematu. Piłka nożna jest tak kochana i popularna, bo jest pełna niespodzianek, więc na razie trzeba zdobyć tytuł, a dopiero później myśleć o świętowaniu. Pamiętam, jak w 2010 roku zdobyliśmy Puchar Polski i musieliśmy odkupić szampany od Pogoni Szczecin, która z nami przegrała – odpowiada Frankowski.
Jagiellonia ma szansę na historyczny triumf, bo do tej pory wygrała jedynie Puchar Polski i Superpuchar kraju. Warto jednak zaznaczyć, że najlepszy zespół Ekstraklasy na koniec sezonu będzie zarazem jednym z najsłabszych mistrzów spośród wszystkich europejskich federacji. Jaga i Śląsk średnio zdobywają zaledwie 1,8 pkt na mecz. To zawstydzająca statystyka, ale czy na pewno świadczy o poziomie przyszłego mistrza?
– Wiadomo, że zawsze znajdą się malkontenci, ale ja mam inną optykę. O tym, jak silny jest mistrz świadczą przede wszystkim europejskie puchary. Zobaczymy, jak się w nich zaprezentuje mistrz kraju i dopiero wtedy będziemy mogli realnie ocenić jego siłę. Na razie jednak jest za wcześnie, by mówić o potencjalnych wzmocnieniach pod kątem europejskiej przygody – uważa Frankowski.
– Jagiellonia grała w tym sezonie najrówniej i najlepiej, ale trzeba postawić kropkę nad ”i”. Myślę, że Śląsk pokona Raków, więc Jaga też musi wygrać. Dla mnie nieoczywistym bohaterem tego sezonu jest trener Adrian Siemieniec. Pracuje dopiero od roku, a jednak szybko zbudował silny zespół, groźny dla wszystkich. Podoba mi się jego nastawienie. Woli wygrać 4:3 niż 1:0 i to procentuje – przekonuje Frankowski.
Słabiutka obrona Jagiellonii
Trener Siemieniec wciąż ma jednak nad czym pracować. Jaga straciła aż 45 bramek w tym sezonie. Dla porównania: Korona Kielce, która walczy o przetrwanie, straciła o dwa gole mniej.
– Gdybym musiał szukać minusów, to na pewno obrona traci zbyt wiele bramek. Dużo jednak nadrabia ofensywa. Od kilku lat świetnie spisuje się Jesus Imaz, a od zawsze powtarzałem, że Jagiellonia z Imazem jest w stanie skończyć sezon na podium Ekstraklasy. Wyróżniłbym też pozostałych ofensywnych graczy, jak: Kristoffer Hansen, Dominik Marczuk czy Afimico Pululu – podsumował Frankowski.
49-letni ”Franek” to wychowanek Jagiellonii, do której wrócił na zakończenie kariery. W międzyczasie zdobywał mistrzostwa Polski z Wisłą Kraków. Zwiedził też kawał świata. Grał we Francji (Strassburg, FC Martigues, Stade Poitevin), Japonii (Nagoya Grampus), Anglii (Wolverhampton), Hiszpanii (Elche, Teneryfa) oraz w Stanach Zjednoczonych (Chigaco FC).