Legia i historyczny kryzys napastników
Legia Warszawa pogrążyła się w głębokim kryzysie. Klub spędzi przerwę zimową w strefie spadkowej PKO BP Ekstraklasy. Podopieczni Inakiego Astiza nie wygrali żadnego z ostatnich 11 meczów. To najgorsza seria w historii klubu. Jakby tego było mało, stołeczna ekipa straciła szansę na dalszą grę w Lidze Konferencji na jedną kolejkę przed końcem fazy ligowej. W ostatnich dniach padło wiele słów nt. tego, co dzieje się przy Łazienkowskiej. Kibice i eksperci uderzają m.in. w Dariusza Mioduskiego i zarząd Legii.
Jeśli chodzi o boisko, najbardziej rzuca się w oczy brak napastnika. Ofensywa Legii wręcz woła o pomstę do nieba. Zapewne nawet najstarsi kibice Legii nie pamiętają, kiedy pod tym względem było gorzej. Obecnie legioniści mają w składzie dwóch snajperów. Choć Antonio Colak wciąż czeka na pierwszą bramkę po powrocie do Polski, cała uwaga skupia się na Milecie Rajoviciu.
Patrząc na to, co robił Duńczyk w ostatnich tygodniach, ciężko było uwierzyć w to, że Legia wydała na niego aż trzy miliony euro. 26-latek psuł nawet najprostsze sytuacje. Jego pudła kosztowały klub co najmniej kilka cennych punktów. Co więcej, podczas meczu z Piastem Gliwice kibice Legii zaczęli go wygwizdywać. Dopiero w spotkaniu z Noah w Lidze Konferencji udało mu się przerwać serię 15 godzin bez zdobytej bramki.
Rajović nie jest amatorem
Problemy Rajovicia są zadziwiające. Choć nie mówimy o wirtuzie, jest to piłkarz, który już pokazał, że potrafi strzelać gole. Został królem strzelców drugiej ligi szwedzkiej. Po transferze do Kalmar FF strzelił 13 goli w 26 meczach i szybko trafił do Watfordu, który wydał na niego dwa miliony euro. Po opuszczeniu Vicarage Road został piłkarzem Brondby. W stolicy Danii także spotkał się z krytyką, lecz bilans ośmiu bramek i dwóch asyst w 28 występach nie wygląda źle. Zresztą, wystarczy spojrzeć na liczby snajpera Legii z ostatnich czterech lat.
sezon 2024/25: 0,70 gola/90 minut (13 goli w 34 meczach)
sezon 2023/24: 0,51 gola/90 minut (12 goli w 45 meczach)
sezon 2022/23: 0,56 gola/90 minut (22 gole w 41 meczach)
sezon 2021/22: 0,64 gola/90 minut (18 goli w 28 meczach)
Taka średnia plasowałaby Rajovicia w czołówce klasyfikacji strzelców PKO BP Ekstraklasy po rundzie jesiennej. Rzecz w tym, że jego wynik po połowie sezonu 2025/26 to 0,21 gola na mecz (biorąc pod uwagę jedynie mecze ligowe).
Już przed transferem do Legii krążyły opinie, że Rajović jest typowym egzekutorem, czyli zawodnikiem, którego należy rozliczać jedynie ze strzelonych goli. W rozmowie z portalem legia.net opisywał go Adam Drury z “Watford Observer”.
– Dobrze atakuje piłki w powietrzu i często znajduje się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Rzadko natomiast sam sobie wykreuje okazję – nie bazuje ani na szybkości, ani na fizyczności. Jeśli zespół będzie skonfigurowany tak, by on nie musiał uczestniczyć w rozgrywaniu, a mógł skupić się na życiu w polu karnym – powinien strzelać gole – mówił angielski dziennikarz.

Jak się okazuje, wszystkie recenzje jego gry się sprawdziły. Były piłkarz Brondby i Watfordu z pewnością nie pomaga swojej drużynie. Nie potrafi wykorzystać swoich imponujących warunków fizycznych. Przez chwilę wydawało się jednak, że Duńczyk rzeczywiście może być alternatywą dla Jean-Pierre’a Nsame, który charakteryzuje się całkiem podobnym stylem gry. Na przełomie sierpnia i września udało mu się zanotować serię trzech meczów ze zdobytą bramką. Trafił do siatki m.in. w arcyważnym starciu z Hibernian. Od tego czasu wszystko się posypało. Gdy jest na boisku, Legia gra w dziesiątkę.
Symbol problemów Legii
W przypadku Rajovicia nie można nawet mówić o tym, że jego koledzy nie tworzą mu okazji strzeleckich. W sezonie 2025/26 snajper wypracował xG o łącznej wartości 7,69. Lepiej od niego prezentuje się jedynie Tomas Bobcek, Mikael Ishak i Filip Stojilković, a więc zawodnicy, którzy będą liczyć się w walce o koronę króla strzelców. 26-latek jest daleko w tyle. Po 17 występach w PKO BP Ekstraklasie ma na swoim koncie zaledwie trzy gole. Jeśli chodzi o stosunek xG do bramek, jest to najgorszy wynik w lidze. Oznacza to, że Rajović to najbardziej nieskuteczny piłkarz w Ekstraklasie. Można mieć wrażenie, że gdyby wykorzystał choć jedną z wielu sytuacji, legioniści byliby teraz w dużo lepszym położeniu.
Legia ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Nawet jeśli doszłoby do sensacyjnego rozstania, ekipa z Łazienkowskiej nie odzyskałaby trzech milionów euro. Na ten moment nic nie wskazuje na to, że te pieniądze jeszcze się zwrócą. Nie ma też co liczyć na to, że w zimowym okienku transferowym na Łazienkowską trafi kolejna “dziewiątka”. Legioniści muszą więc dać Rajoviciowi kolejne szanse – nawet jeśli jest to bardzo ryzykowne.
Obudzenie duńskiego napastnika będzie jednym z głównych zadań Marka Papszuna. Oczywiście, można powiedzieć, że trener odchodzący z Rakowa Częstochowa znajdzie na to sposób. Dużo mówi się przecież o tym, jak bardzo szkoleniowiec lubi snajperów o profilu Rajovicia. Może więc okazać się, że za kadencji nowego trenera szczęście uśmiechnie się do 26-latka. Na razie powody do optymizmu trzeba jednak włożyć między bajki. Po meczu z Piastem Gliwice o zachowanie kibiców zapytany został Rafał Augustyniak. Pomocnik zasugerował, że napastnik bardzo przeżywa to, co się dzieje. Odwołał się nawet do sytuacji Ronalda Araujo, który poprosił władze Barcelony o przerwę po meczu z Chelsea w Lidze Mistrzów.
Jest jeszcze szansa, że Rajović złapie wiatr w żagle po koszmarnej rundzie. Futbol nie takie rzeczy widział – wystarczy zobaczyć, co stało się z Jean-Pierrem Nsame. Na razie forma Duńczyka jest jednak niewiadomą. To fatalna informacja dla Legii, ponieważ na 26-latku opierają się losy całego klubu. Jeśli wiosną nie nastąpi przełom, klub najprawdopodobniej czeka historyczny spadek do Betclic 1. Ligi. Trzeba jednak powiedzieć szczerze: stołeczna ekipa sama jest sobie winna. Mileta Rajović to tylko ekstremalny przykład tego, jakie błędy popełnia drużyna z Łazienkowskiej.










