Liverpool zaskoczył transferami
Liverpool 25 maja zakończył sezon ligowy, oficjalnie rozpoczynając mistrzowską fetę. Nieco ponad miesiąc później klub z Anfield potwierdził pozyskanie aż czterech nowych zawodników, w tym trzech naprawdę wysokiej klasy. Szeregi drużyny zasilili Florian Wirtz, Jeremie Frimpong, Milos Kerkez oraz młody węgierski bramkarz Armin Pecsi. Szczególnie pozyskanie pierwszego z nich wzbudziło spore poruszenie w świecie futbolu.
Aktywność transferowa Liverpoolu nie tylko pokazuje okazałe ambicje zespołu na kolejny sezon. Kontrastuje również z ubiegłorocznym letnim okienkiem, podczas którego nie brakowało wątpliwości i obaw co do przyszłości zespołu Arne Slota. The Reds już raz udowodnili, że są w stanie dokonać wielkich rzeczy. Teraz staną przed wyzwaniem dogonienia przedsezonowych oczekiwań oraz wyrównania pewnych rachunków sprzed kilku miesięcy.
Bez poważnych wzmocnień
W celu lepszego zrozumienia fenomenu aktualnego transferowego szaleństwa na Anfield trzeba przenieść się w czasie o rok wstecz. Podczas letniego okienka w 2024 roku sytuacja Liverpoolu na rynku była zgoła odmienna. Przez cały okres dokonywania wzmocnień The Reds zakontraktowali… dwóch zawodników. Co więcej, jeden z nich – bramkarz Giorgi Mamardaszwili – został pozyskany z myślą o przyszłości, więc od razu klub wypożyczył go z powrotem do Valencii. Tak naprawdę jedynym graczem, który mógł od razu pomóc drużynie, był Federico Chiesa.
Włocha trudno jednak uznać za prawdziwą wartość dodaną. Historia byłego gracza Juventusu czy Fiorentiny potoczyła się tak, że już po roku od przybycia na Anfield Chiesa szuka sposobu, aby skutecznie hrabstwo Merseyside opuścić. Media donoszą o jego możliwym odejściu do Napoli czy Romy. Gdyby tego transferu nie było, Liverpool raczej zbytnio by na tym nie ucierpiał.
Statystyki Federicho Chiesy w Liverpoolu
- 14 występów
- 466 minut
- 2 bramki
- 2 asysty
Warto również zwrócić uwagę na datę dokonania wspomnianych wyżej ruchów. Portal transfermarkt.com podaje, że Liverpool sfinalizował pozyskanie Chiesy i Mamardaszwilego w samej końcówce sierpnia. The Reds zwlekali więc z transferami praktycznie do końca letniego okienka.
Wzrost, który nie nastąpił
Kibice byli zaniepokojeni i rozczarowani biernością transferową szefów klubu. Portal goal.com pod koniec sierpnia 2024 roku pisał, że “brak wzmocnień jest jednym z czynników, przez które łatwo zrozumieć tak dużą obawę i złość wokół Anfield”. Sam Virgil van Dijk w rozmowie z “The Athletic” wyrażał nadzieję, że jego pracodawca poczyni jednak jakieś wzmocnienia.
– Crescendo (wzrost, zwiększenie) ma jeszcze nastąpić w sierpniu, ale niezrozumiałe jest, dlaczego Liverpool do tej pory nie zaznaczył swojej obecności na rynku transferowym – pisał “The Guardian”. Przez długi czas ekipa The Reds była zresztą jedynym klubem w Premier League, który nie dokonał wzmocnienia w letnim okienku.
Arne Slot po przyjściu do klubu nie chciał jednak za wszelką cenę sprowadzać nowych piłkarzy. Wolał przyjrzeć się dokładnie zawodnikom, których miał już w składzie. Poza tym od początku sygnalizował, że trudno będzie pozyskać graczy lepszych od tych, którzy grają w Liverpoolu. Współgra to zresztą z taktyką, o jakiej pisało “Sky Sports”. W klubie z Anfield ma od dłuższego czasu panować przekonanie, że “lepiej nikogo nie pozyskać niż pozyskać nieodpowiedniego zawodnika”.
– Jeśli chodzi o nowe nabytki, poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko, ponieważ mamy wielu dobrych zawodników. Nie jest łatwo znaleźć dostępnego piłkarza, który odpowiada naszym oczekiwaniom, a następnie dojść z nim do porozumienia. Richard (Hughes, dyrektor sportowy Liverpoolu przyp. red.) jednak ciężko nad tym pracuje – przyznawał Slot.
Tak blisko, tak daleko
Nie znaczy więc, że Liverpool chciał po prostu zakończyć letnie okienko bez znaczących wzmocnień. Z informacji “The Athletic” wynikało, że The Reds starali się przede wszystkim o ściągnięcie zawodnika na pozycję numer sześć. Ich głównym celem był Martin Zubimendi. W pewnym momencie wydawało się, że hiszpański pomocnik da się przekonać do transferu, lecz w ostatnim momencie zmienił zdanie i postanowił pozostać w Realu Sociedad. Po kilku miesiącach ponoć żałował swojej decyzji. Wkrótce powinien zasilić szeregi Arsenalu, więc jego przenosiny do Anglii zostały odłożone ostatecznie tylko o rok. Nie będzie jednak grać na chwałę Liverpoolu.
The Reds przyjęli strategię, żeby nie dokonywać transferów za wszelką cenę. Przychylili się ku rozwiązaniu, żeby łapać nadarzające się okazje na rynku Taką mógł okazać się właśnie Zubimendi, lecz piłkarz odmówił przejścia na Anfield. “Sky Sports” donosiło również o zainteresowaniu Anthonym Gordonem czy Lennym Yoro (który trafił ostatecznie do Manchesteru United). Żaden z tych ruchów nie doszedł finalnie do skutku.
Dziennikarze i eksperci zastanawiali się, co będzie z drużyną, która nie przeprowadziła solidnych wzmocnień, i którą dopiero co przejął nowy, być może trochę nieznany czy niedoceniany trener. Łatwo było założyć, że nadchodzący sezon będzie okresem przejściowym dla ekipy z Anfield.
Mistrzowie niewzmocnieni
Okazało się jednak, że drużyna, którą Slotowi zostawił Klopp, była w stanie wręcz z marszu sięgnąć po mistrzostwo Anglii i przez kilka miesięcy całkowicie zdominować nie tylko angielski, ale i europejski futbol. O Liverpoolu mówili wszyscy miłośnicy piłki nożnej na Starym Kontynencie. Tak naprawdę już w na przełomie lutego czy marca było wiadomo, że to zespół z Anfield sięgnie po zwycięstwo w Premier League. Zastanawiano się tylko, czy będzie to jedyne trofeum The Reds, czy pokuszą się o więcej pereł w koronie.
Arne Slot postawił na doświadczonych piłkarzy, którymi dysponował również Klopp. Tchnął nowe życie w Mohameda Salaha, który stał się pierwszorzędną gwiazdą ligi. Kibice doświadczali jego geniuszu w praktycznie każdym spotkaniu. Egipcjanin prezentował się tak dobrze, że niektórzy uważają, że powinien zdobyć Złotą Piłkę. W linii ataku poważnymi liczbami wsparli go Luis Diaz i Cody Gakpo. Kapitalną robotę w środku pola wykonali m.in. Dominik Szoboszlai czy Alexis Mac Allister, a w defensywie każdy fan The Reds mógł liczyć na niezwykle solidnego Virgila van Dijka.
Zespół bez wzmocnień, złożony praktycznie z tych samych graczy, którzy przed rokiem stanęli “dopiero” na ostatnim stopniu podium, w sezonie 2024/2025 okazał się bezkonkurencyjny. Pokonał przede wszystkim piekielnie ambitny Arsenal, który był zdecydowanie najpoważniejszym kandydatem do triumfu w Premier League, gdy Manchester City czy Chelsea z racji swoich problemów nie miały co marzyć o złotym medalu. O mistrzostwie zadecydowały nie głośne transfery, a solidna praca zespołu i fantastyczna praca Arne Slota w jego pierwszym sezonie w Anglii.
Diametralna różnica
Teraz transferowy krajobraz w mieście Beatlesów uległ jednak całkowitej zmianie. Nie ma jeszcze początku lipca, a Liverpool dokonał już więcej wzmocnień niż w całym poprzednim okienku. Co więcej, ruchy mistrza Anglii wydają się przemyślane, logiczne i – co najważniejsze – bardzo jakościowe. Być może transfery byłego lewego obrońcy Bournemouth Milosa Kerkeza czy gracza z przeciwległej strony defensywy, do niedawna reprezentującego Bayer Leverkusen, Jeremiego Frimponga, a przede wszystkim młodego węgierskiego golkipera Armina Pecsiego pozyskanego z akademii Puskasa za niecałe dwa miliony euro, nie zrobią wrażenia na przeciętnym kibicu. Pozyskanie Floriana Wirtza to już jednak inna półka. Najdroższy ruch w historii klubu (125 milionów euro) może aspirować do miana wzmocnienia całego letniego okienka.
Wirtz znajdował się w notesach skautów najlepszych klubów Europy. Chciały go Real Madryt, Manchester City czy Bayern Monachium. Ostatecznie wybrał Liverpool, co jest olbrzymim sukcesem transferowym mistrza Anglii. 31-krotny reprezentant Niemiec nowy sezon zacznie ze sporym bagażem oczekiwań. Wszyscy bowiem spodziewają się, że stanie się gwiazdą i ulubieńcem trybun Anfield.
Transferowe szaleństwo
Florian Wirtz w sezonie 2024/2025
- 45 występów dla Bayeru Leverkusen
- 16 bramek (10 w Bundeslidze, 6 w Lidze Mistrzów)
- 15 asyst (13 w Bundeslidze, 1 w Lidze Mistrzów, 1 w Pucharze Niemiec)
Reszta zawodników pozyskanych przez Liverpool, mimo mniejszej otoczki medialnej, także wygląda na przemyślane ruchy. Oba boki obrony wzmocnione zostały dynamicznymi zawodnikami, którzy potrafią nie tylko bronić, ale również partycypować w grze ofensywnej. Kerkez doświadczony w Premier League, na którego Liverpool wydał prawie 50 milionów euro. Frimpong nieco starszy od Węgra i bardziej zaprawiony w bojach o wyższą stawkę, wart równe 40 milionów. Wydaje się, że na Anfield będą tylko rosnąć piłkarsko. Takie mogło być też założenie The Reds – sprowadzić zawodników z określoną jakością, ale którzy najlepsze lata kariery mają dopiero przed sobą. Już Arne Slot zadba, aby w hrabstwie Merseyside stali się piłkarzami wysokiej klasy.

Czas wyrównać rachunki
Imponująca aktywność Liverpoolu na rynku transferowym implikuje chęć klubu do wyrównania pewnych rachunków z poprzedniego sezonu. Został on zwieńczony mistrzostwem Anglii, dopiero drugim w XXI wieku. Arne Slot wygrał Premier League w pierwszym roku swej pracy na Anfield. Kibice świętowali triumf, lecz czuli też pewien niedosyt. Mówił o tym przed kilkoma miesiącami Tomasz Smokowski na antenie Kanału Sportowego.
– Sądziliśmy, że The Reds podbiją nie tylko ligę angielską, ale wygra też Ligę Mistrzów. Nastąpiło jednak tąpnięcie. Nie chcę powiedzieć, że ten tytuł ma słodko-gorzki smak, choć część kibiców może tak sądzić. W ostatnich tygodniach Liverpool strasznie męczył się, ale na przestrzeni całego sezonu wygrała drużyna dojrzała – przyznał.
Forma Liverpoolu na innych frontach pozostawiła ostatecznie trochę do życzenia. Z FA Cup ekipa The Reds odpadła bardzo wcześnie, bo już w czwartej rundzie po porażce z Plymouth Argyle, które spadło kilka miesięcy później z Championship. W finale Pucharu Ligi Angielskiej piłkarze Slota natomiast ulegli niespodziewanie Newcastle United. W Lidze Mistrzów, która zdaniem niektórych kibiców też miała paść łupem Liverpoolu, Anglicy przegrali z PSG, późniejszym triumfatorem, już na etapie 1/8 finału.
Kolejne transfery na horyzoncie
Stwierdzenie, że sezon zakończony “tylko” mistrzostwem Anglii jest swego rodzaju rozczarowaniem dla Liverpoolu, może zostać uznane za przesadę. Na pewno jednak zarówno w kibicach, jak i osobach związanych bezpośrednio z Liverpoolem jest apetyt na więcej. Ambicja triumfatora Premier League wykracza daleko poza rozgrywki krajowe. Zrozumiałe, że szybkie odpadnięcie z Ligi Mistrzów zachwiało nastrojami fanów LFC, lecz po to klub przeprowadza teraz solidne transfery, i to w tak szybkim czasie, żeby w nadchodzącym sezonie postarać się o lepszy wynik.
Między innymi z tego powodu, dotychczasowe letnie zakupy The Reds to dopiero wstęp do kolejnych wzmocnień. Angielskie media są zgodne, że Liverpool chce pozyskać jeszcze przynajmniej dwóch piłkarzy, aby ostatecznie zamknąć kadrę na sezon 2025/2026. Głównymi celami transferowymi mają być środkowy napastnik oraz stoper. David Ornstein z “The Athletic” wskazał, że na radarze mistrza znajdują się tacy gracze jak Alexander Isak, Hugo Ekitike, Marc Guehi czy Ousmane Diomande. Niedawno głośno zrobiło się też po doniesieniach “The Sun”, według których na celowniku LFC znalazł się Viktor Gyokeres.
Bestia z Anfield
Dwa kolejne uzupełnienia składu mogą jednak nie być dokonane w tak szybkim czasie co transfery Wirtza, Kerkeza czy Frimponga. Napastnicy i stoperzy zawsze cieszą się ogromnym zainteresowaniem na rynku transferowym, więc Liverpool może zechcieć poczekać na rozwój wydarzeń, wyhamowując tempo działania na rynku. W końcu do początku sezonu ligowego jeszcze półtora miesiąca, więc chwila wytchnienia nikomu nie zaszkodzi.
Jedno jest pewne – w najbliższym sezonie Liverpool będzie jedną z najciekawszych drużyn do śledzenia. Arne Slot zapewne przygotowany jest na to, że drugi rok pracy zawsze bywa trudniejszy niż ten pierwszy. Obrona tytułu również z reguły przysparza więcej wyzwań niż batalia o pierwsze trofeum. Transfery, jakie poczynili The Reds, a także całokształt składu LFC demonstrują jednak, że na Anfield szykowana jest bestia, która w kolejnych miesiącach może skutecznie zaatakować każde rozgrywki, w których się zjawi. Przyszłość pokaże, czy faktycznie Liverpool zgodnie z oczekiwaniami pożre konkurencję, czy jednak rywale staną im w gardle, a kolos z hrabstwa Merseyside zachwieje się w swych posadach.