HomeExtraUrban: Dwoistość natury BVB. Zawód czy duma?

Urban: Dwoistość natury BVB. Zawód czy duma?

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Po rewanżowym meczu z Atletico napisałem, że Borussia Dortmund jest jak jej barwy. Raz złota, raz czarna. W finale Ligi Mistrzów znów pokazała dwoistość swojej natury. Było godnie, nad wyraz dobrze, momentami wręcz znakomicie, a na końcu duma miesza się z rozczarowaniem.

Mats Hummels

PressFocus

Real Time

Ja sam nie wiem, co przeżywałbym po takim meczu, gdybym był kibicem BVB. Z jednej strony czułbym dumę z tego, że drużyna w ogóle awansowała do tego finału i że postawiła Realowi bardzo trudne warunki, mimo iż nikt na nią nie stawiał. Do 70. minuty rozgrywała swój prawdopodobnie najlepszy mecz w tym sezonie i miała nieuchwytnego rywala może jeszcze nie na widelcu, ale już na talerzu, o czym wspominał po meczu Edin Terzic. Potem jednak zaczął się Real Time – czas Realu i realny czas rozstrzygnięć. Borussia nie wytrzymała nacisku ze strony znakomitego przeciwnika. Dwie proste straty – najpierw Jadona Sancho przed rzutem rożnym, a  potem Iana Maatsena przy wyprowadzeniu piłki – dwa podbródkowe i gasimy światło, jest po balu. Naprawdę, trudno nie odczuwać zawodu, bo choć porażki z Realem nie sposób uniknąć (a w finale wręcz się nie da), to akurat tych goli uniknąć było można. A może nawet było trzeba. Paradoksalnie, Borussia przegrała ten finał w pierwszej połowie, po której powinna była prowadzić, a ostatecznie tylko remisowała. Chyba wszyscy oglądający piłkę, a przede wszystkim Real, mieli świadomość, w którym kierunku ten mecz będzie zmierzał.

Kod błędu

Uczucie niedosytu, czy nawet rozgoryczenia, może potęgować fakt, że to przecież kolejny sezon, w którym Borussii Dortmund w decydującym momencie znowu czegoś brakuje. W ciągu ostatnich ośmiu lat, BVB wygrała tylko jeden Puchar Niemiec, a przecież okazji na kolejne trofea absolutnie jej nie brakowało. W sezonie 2018/2019 mogła wygrać mistrzostwo, ale na trzy kolejki przed końcem przegrała u siebie derbowy mecz z beznadziejnym już wtedy Schalke. Rok później, na kilka kolejek przed końcem sezonu, mogła dojść Bayern na odległość jednego punktu, ale przegrała z nim u siebie 0:1 i przy siedmiu punktach przewagi monachijczyków, sprawa tytułu została rozstrzygnięta. O tym, co zdarzyło się rok temu w kończącym sezon meczu z Mainz, chyba wszyscy kibice BVB wciąż jeszcze pamiętają i raczej nie wyrzucą tego z głów aż do czasu kolejnego mistrzostwa zdobytego przez ich klub. Wreszcie finał Ligi Mistrzów w 2013 przeciwko Bayernowi, Borussia zaczęła w bardzo podobny sposób do wczorajszego. I w bardzo podobny sposób go skończyła.  Reasumując, w oderwaniu od kontekstu, nie sposób mieć pretensję do Borussii za ten finał i bardziej trzeba docenić samą drogę do niego. Jeśli jednak spojrzy się szerzej, trudno nie dostrzec, że Borussia ma w sobie jakiś błędny kod, coś na kształt autodestrukcyjnego genu.

Kluczowa zmiana?

Nieszczęśliwą postacią tego finału był z pewnością Marco Reus. Stracone przez Borussię gole nie są oczywiście jego winą, ale chciał, nie chciał – jego wejście na boisko zbiegło się w czasie z momentem, w którym losy tego finału zaczęły się odwracać na niekorzyść BVB. No i o ile trzeba mocno docenić to, jak Edin Terzic przygotował drużynę do tego meczu, o tyle zachodziłem w głowę, czemu miała służyć ta zmiana. Dlaczego zdejmuje z boiska akurat Karima Adeyemiego, który skutecznością co prawda nie grzeszył, ale swoim tempem na lewym skrzydle trzymał w szachu Daniela Carvajala i był bodaj najgroźniejszym piłkarzem Borussii w ofensywie. Marco Reus wciąż jeszcze jest przydatnym graczem, ale raczej w ataku pozycyjnym, a nie w kontrze, a przecież trudno było oczekiwać, by Borussia w końcowych minutach zepchnęła Real do defensywy i grała w piłkę na jego połowie. Real można było zranić tempem na skrzydłach, bo bardzo często boczni obrońcy nie dostawali wsparcia od zawodników grających wyżej. Owszem, można był zdjąć z boiska Adeyemiego, ale lepszym rozwiązaniem byłoby chyba wprowadzenie na plac gry niemal równie szybkiego Malena. Byłby to też adekwatny sygnał do drużyny – jest dobrze, niczego nie zmieniamy w naszej grze, odświeżamy jedynie siły i próbujemy nadal kąsać. Edin Terzic powtórzył manewr, jaki zastosował w meczu z Paryżem. Wtedy się udało, choć obraz meczu po wejściu na boisko Reusa, także zmienił się na niekorzyść Borussii. Ale kiedy grasz z Realem w finale i chcesz dać sobie szansę, to każda decyzja musi „siedzieć”. Nie można sobie pozwolić na choćby najdrobniejszy błąd.


W ostatecznym rozrachunku, Borussia może jednak z tego finału wyciągnąć dla siebie pozytywne wnioski. Nikt po tym meczu nie mówi o „mentalu” tej drużyny, nikt nie zarzuca jej, że przegrała przed meczem, że poddała się bez walki. Borussia podjęła rękawicę i dała sobie szansę. Na Real po prostu zabrakło jakości. BVB przegrała ten finał na boisku, a nie w głowie. A to żadnym wstydem nie jest, zwłaszcza kiedy stajesz naprzeciw tak wszechmocnego rywala, który od 40 lat finały europejskich pucharów gra „na kodach”.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Wisła dzieli się punktami ze Stalą. Piękny gol Zwolińskiego [WIDEO]
Odmieniony Śląsk remisuje z Jagiellonią! Jezierski z wejściem smoka
“Płuca Barcelony” wracają na dobre. Kibice długo czekali na tę wieść
Neymar zasugerował gdzie trafi? To może być hit
Dwie kontuzje w Śląsku. Klub oficjalnie potwierdził
Zwoliński z cudowną bramką! Ależ się zabawił! [WIDEO]
Amorim zabrał głos przed swoim debiutem! Jasna deklaracja
Guardiola w piątej lidze angielskiej? Kibice dostali słowo
Kolejna porażka ekipy Ronaldo. Al-Nassr pogrążone przez znanego piłkarza
Mraz zachwycił i ukąsił byłą drużynę. Motor pokonał Zagłębie!