Miał 20 lat, gdy został mistrzem świata wagi ciężkiej. Nikt nie zdobył tego tytułu wcześniej i pewnie nikt już nie pobije osiągnięcia Mike’a Tysona. I co warto podkreślić pokonanie Trevora Berbicka było jego 20. zwycięstwem z rzędu przez nokaut! To był 1986 rok.
Do 1990 r. ”Iron Mike” miał nieprawdopodobny bilans 37 zwycięstw. Ale w 38. walce przyszła sensacyjna porażka z Jamesem ”Busterem” Douglasem, po której stracił wszystkie pasy. To właśnie wtedy zaczęły się kłopoty Tysona. W 1992 r. Mike trafił do więzienia za gwałt, a za kratkami spędził trzy lata. Po wyjściu na wolność nie był już tym samym pięściarzem.
Co prawda wciąż potrafił toczyć widowiskowe pojedynki ze światową czołówką, a nawet udało mu się odzyskać na chwilę pas, jednak alkohol i inne używki mocno namieszały mu w głowie. Wystarczy przypomnieć starcie z 1997 roku z Holyfieldem. Tyson co prawda nieźle w nim boksował, ale w pewnym momencie stracił rozum, a Evander stracił… kawałek ucha.
To nie zmienia jednak faktu, że Tyson, pomimo licznych skandali, był jednym z najlepszych bokserów w historii. A już na pewno był najbardziej wyrazistym.
Wstrząsająca historia Tysona
Swoją legendę zaczął pisać jako dziecko. Gdy miał 13 lat to mógł się pochwalić bardzo bogatą przestępczą kartoteką. Już wtedy miał na koncie aż 38 aresztowań za liczne pobicia, włamania i kradzieże. A jego psychika była doszczętnie zniszczona. Matka się nim w ogóle nie interesowała, a z ojcem, alkoholikiem nie miał praktycznie żadnego kontaktu. Wychowała go ulica. A gdyby jako niesforny dzieciak nie trafił na kultowego trenera Cusa D’Amato, to na tej ulicy pewnie by zginął. A jednak sport wyrwał go z Brooklynu.
I sprawił, że został multimilionerem. Choć to go akurat później też nieco zgubiło. Część pieniędzy stracił na współpracy z Donem Kingem, legendarnym promotorem-krętaczem, a część przez to, że nie potrafił zarządzać kasą. Kasą, którą trwonił na narkotyki, liczne imprezy i tłumy znajomych. Ale nie tylko przepuszczał pieniądze na balangi. Jego miłość do zwierząt też była kosztowna. I nie chodzi tu wcale o hodowlę gołębi. Tyson przecież kupował sobie nawet tygrysy, które kosztowały co najmniej 140 tysięcy dolarów za sztukę. Później musiał się ich pozbyć, po tym jak Kenya odgryzła rękę jednemu z jego gości.
”Za młodu nie umiałem zarządzać pieniędzmi, wydawałem je jak szalony. Byłem jak zwierzę. Traciłem pieniądze przez imprezy. A bawiłem się ze wszystkimi i ze wszystkimi się pie*****m. Pie*****m się też z ich matkami, siostrami i kuzynkami. To były szalone orgie. Byłem chorym człowiekiem, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. A tym dziewczynom potrafiłem jeszcze kupować samochody. Tych dziewczyn naprawdę było sporo. Czemu znowu się wzruszam? Bo wiem, że nie jestem już tym samym gościem. I muszę przyznać, że tęsknię za nim, ale zarazem nie chcę, by wrócił” – mówił w 2020 roku Tyson w rozmowie z Eminemem.
Co to znaczy, że szastał pieniędzmi na prawo i lewo? Chociażby to, że kilka ładnych lat temu był bankrutem. Gdyby nim nie był, to pewnie nie promowałby w Polscu pewnego napoju energetycznego… Podobno jego finanse w ostatnich latach mocno poprawiły m.in. udane inwestycje w rancza do hodowli marihuany, która w wielu stanach zrobiła się legalna. Jego biznes, niczym konopie indyjskie, zaczął kwitnąć.
Tyson był kolorowym ptakiem, który do dziś wzbudza gigantyczne zainteresowanie medialne, bo stał się ikoną popkultury. Nadal jest większą gwiazdą, niż obecni wielcy pięściarze. Nic więc dziwnego, że ktoś chce teraz zarobić na powrocie Tysona. I nic dziwnego, że Tyson szuka pieniędzy, bo ma niezwykły dar do roztrwaniania forsy. Pozotaje jednak pytanie, czy to w ogóle etyczne, by 58-latek wchodził do ringu. I by mierzył się z zawodnikiem o 31 lat młodszym.
Jake Paul – kim jest rywal Mike’a Tysona?
Tym 31 lat młodszym rywalem jest Jake Paul, który urodził się w 1997 roku, czyli wtedy, gdy Tyson miał już na koncie blisko 50 walk (45-3). Paul to bardzo znany youtuber, któremu sławę przyniosła też rola w serialu Bizaardvark, amerykańskim sitcomie Disneya. Od kilku lat zarabia także na boksie. Zaczął od walk z celebrytami, a obecnie bije przede wszystkim zawodników MMA, ale na zasadach bokserskich. Z prawdziwym pięściarzem spotkał się raz, jednak nawet Tommy Fury (kuzyn brytyjskiego Tysona), a więc solidny drugoligowiec okazał się zbyt mocny i pokonał Paula na punkty.
To była jedyna porażka Jake’a. Pozostałych 10 walk wygrał. Przed czasem potrafił pokonać byłe gwiazdy UFC m.in. Bena Askrena, Tyrona Woodleya, Andersona Silvę, Nate’a Diaza czy Mike’a Perry’ego. Jake Paul ma naprawdę potężne uderzenie, o czym świadczy siedem nokautów w jego rekordzie. Warto dodać, że Paul trenuje profesjonalnie jak mistrz świata. To nie zmienia jednak faktu, że pięściarzem – na tle czołowych – jest przeciętnym.
Walka Jake Paula z Tysona zaplanowana jest na 15 listopada, a transmitować będzie ją Netflix. I pewnie każdy, kto akurat nie jest nastolatkiem wnikliwie śledzącym internetową twórczość Paula, będzie trzymał kciuki za Tysona. I pewnie będzie się łudził, że jedna z tych kombinacji trzech-czterech ciosów, którymi ”Iron Mike” popisuje się w social mediach, może okazać się wystarczająca na Paula.
Ale to raczej złudzenie, bo czym innym jest tarczowanie na najwyższych obrotach przez 30 sekund, a czym innym ośmiorundowa walka z 31 młodszym rywalem, który dysponuje mocnym ciosem i odporną szczęką. Sytuacji nie zmienia za bardzo fakt, że rundy będą krótkie (dwuminutowe, zamiast standardowych trzech minut), a rękawice większe (14 uncjowe, zamiast standardowych 10).
I tak źle i tak niedobrze
Wiara kibiców bywa ślepa. Ale nawet najbardziej zagorzali fani Tysona powinni zdać sobie sprawę, że ”Bestia” nie nawiąże do swoich najlepszych lat. No bo jak ma to niby zrobić, skoro już w 2005 roku przegrał z Kevinem McBridem, którego kilka lat wcześniej pokonałby z zamkniętymi oczami. Końcówka jego kariery była smutna, a od tego czasu minęło przecież niemal 20 lat. W międzyczasie Tyson wrócił co prawda na walkę pokazową w 2020 roku, ale Roy Jones Jr. unikał w ringu konfrontacji, więc trudno ten sparing traktować poważnie.
Im dłużej myślę o walce Tyson – Jake Paul, tym bardziej przekonuje się do stanowiska, że niezależnie jaki będzie wynik listopadowej walki, to nic dobrego nas nie czeka. Albo wygra Paul i prawdopodobnie ciężko znokautuje Tysona, co może okazać się groźne dla zdrowia 58-latka. Albo, jeśli jakimś cudem wygra Tyson, powstanie moda, że emeryci będą wracali z kanapy i wchodzili do ringu.
W ostatnich latach przebąkiwali na ten temat m.in. James Toney (ur. 1968), Riddick Bowe (1967) czy Shannon Briggs (1971). A przecież są to zawodnicy, którzy w ogóle nie powinni boksować. Boks to nie szachy, tutaj można odnieść poważne obrażenia. Na ringu wciąż regularnie giną młodzi pięściarze, wystarczy na portalu “Boxrec” wejść w zakładkę “Deaths”. Powroty weteranów to przepis na tragedię. Te głowy naprawdę już dużo przyjęły.
I nie powinny przyjąć ani jednego ciosu więcej.