HomePiłka nożnaRB Lipsk w stanie stagnacji. Dlaczego tak jest? [TOMASZ URBAN]

RB Lipsk w stanie stagnacji. Dlaczego tak jest? [TOMASZ URBAN]

Źródło: własne

Aktualizacja:

W ataku znakomity duet Lois Openda – Benjamin Sesko. Pod nimi Xavi Simons i Antonio Nusa. W środku pola Amadou Haidara, a z tyłu Willy Orban i Castello Lukeba. Potencjalnie Lipsk ma zespół, który ma prawo myśleć o najwyższych celach. No i na tym potencjale zazwyczaj wszystko się kończy.

RB Lipsk

RB Lipsk. Fot. Alamy

Szklany sufit

Odkąd awansowali do 1. Bundesligi w 2016 roku, ciągle mówi się o tym, że to uśpiony gigant, że za chwilę rzucą wyzwanie Bayernowi i powalczą o mistrzowski tytuł. Finansowo to trzecia siła ligi, po Bayernie i Borussii Dortmund, za to wciąż jeszcze przed Bayerem Leverkusen. W ciągu tych 8 lat, tylko raz wypadli z czołowej czwórki na koniec sezonu. Można więc rzec, że mają abonament na grę w Lidze Mistrzów. To ważne, bo dzięki temu zapewniają sobie finansową stabilizację i kładą podwaliny pod rozwój w tym aspekcie. Ale rozwój finansowy nie idzie w parze z rozwojem sportowym. Ich najlepszym punktowo sezonem był ten pierwszy, w którym zdobyli 67 punktów. Potem parę razy zbliżali się do tej wartości, ale nigdy jej nie osiągnęli. Tymczasem aby myśleć realnie o tytule, trzeba osiągać w sezonie granicę 80 punktów, zaś marzyć można od 75, o ile Bayernowi przytrafi się akurat słabszy rok. Lipsk jest bardzo daleki od osiągnięcia tych progów, a przecież 70 punktów w sezonie raz na jakiś czas przekracza Borussia Dortmund, a w zeszłym sezonie zrobiło to nawet VfB Stuttgart. O ekstremalnym wyczynie Bayeru, który miniony sezon skończył rozgrywki z dorobkiem 90 punktów, nawet nie wspominam.

Można sobie zadać pytanie – czemu inni mogą, a Lipsk nie? Nie jest to kwestia pieniędzy, których w Lipsku nie brakuje. Nie jest to też chyba kwestia indywidualności, bo Sesko, Openda czy Simons to sektor ofensywny, którego pewnie niemal każdy w lidze im zazdrości. Coś ich jednak blokuje, coś sprawia, że od lat nie są w stanie zrobić choćby jednego kroku do przodu. Granica 70 punktów jest dla nich szklanym sufitem, którego nie są w stanie przebić.

Dobrze czyli źle

Marco Rose pracuje w Lipsku od września 2022 roku, zaczyna więc właśnie swój trzeci sezon w klubie. Spośród wszystkich trenerów, którzy prowadzili Lipsk w 1. Bundeslidze, a przecież nie brakuje w tym gronie trenerskich znakomitości, jak Julian Nagelsmann czy Ralf Rangnick, może się pochwalić najwyższą średnią punktów na mecz, która na ten moment wynosi równiutkie 2 punkty. Zdobył też z zespołem Puchar Niemiec w sezonie 2022/2023. Do tego, wraz z zespołem śrubuje właśnie serię kolejnych meczów bez porażki w lidze. Uzbierało się ich już 15 i jest to najdłuższa taka seria z bieżących w lidze. To właśnie Lipsk Marco Rosego przerwał parę tygodni temu serię 35 meczów bez porażki w lidze urzędującego mistrza z Leverkusen. W zasadzie do niczego nie można się przyczepić. Jeśli jednak wejdzie się w detale, można zaobserwować pewną niepokojącą prawidłowość. RB Lipsk potrafi co prawda napsuć krwi najlepszym, ale co rusz potyka się na tych, na których aspiranci do tytułu potykać się nie powinni. I co kluczowe – nie kreuje sobie zbyt wielu sytuacji w takich spotkaniach.

Męczarnie w lidze

Weźmy pod lupę tylko bieżący sezon. W 4 meczach z Bochum, Leverkusen, Unionem i St. Pauli Lipsk strzelił zaledwie 4 gole, z czego 3 w teoretycznie najtrudniejszym meczu, czyli z Bayerem na wyjeździe. Z Bochum udało się wygrać 1:0, ale męczarnie Lipska w ataku pozycyjnym aż kłuły po oczach. Na dodatek, Lipsk musiał ratować wygraną faulem taktycznym Orbana w samej końcówce meczu. Z Unionem RB miało rzut karny, ale jeśli go odejmiemy, współczynnik goli oczekiwanych oscylowałby w okolicach 0,6, podobnie zresztą jak i w meczu z St. Pauli. Mówiąc w dużym skrócie – patrząc na jakość i liczbę stworzonych sobie przez Lipsk sytuacji w obu meczach, w żadnym z nich podopieczni Marco Rosego nie zasłużyli sobie na strzelenie choćby jednego gola.

Drużyna Rosego od lat bazuje na tych samych aspektach – na wysokim odbiorze piłki, na wykorzystaniu wolnej przestrzeni, jaką dają im rywale i na formie kluczowych piłkarzy. W meczu z Bayerem zagrało im wszystko, także dlatego, że Lois Openda był w doskonałej dyspozycji i w pełni wykorzystywał połacie terenu, jakie Bayer zostawiał mu za własną linią obrony. Ale w meczach z drużynami głębiej broniącymi, które na dodatek nie chcą rozgrywać od bramki, by nie narażać się na straty piłek w newralgicznych sektorach, Lipsk musi liczyć przede wszystkich na kreatywność i ruchliwość piłkarzy grających między liniami. To od Xaviego Simona i jego partnera w drugiej linii w największym stopniu zależy to, ile sytuacji Lipsk sobie stworzy i jaki finalnie osiągnie wynik. Xavi Simons na razie „odchorowuje” Euro i nie jest w optymalnej dyspozycji. Dodatkowo do Barcelony odszedł jego kongenialny partner Dani Olmo, który potrafił zagrać prostopadłą piłkę do napastnika przez szczelinę wielkości igielnego ucha i nagle się okazuje, że Lipskowi z wielkim trudnem przychodzi wygrywanie meczów dość oczywistych, bo ani Antonio Nusa, ani Christoph Baumgartner nie są na razie w stanie wejść w buty fenomenalnego Hiszpana.

Co dalej?

Ale zrzucanie winy na formę jednego piłkarza i brak innego, byłoby chyba za proste. Marco Rose pracuje z tym zespołem od blisko 750 dni. To wystarczająco dużo czasu, by zaimplementować w drużynie pewne innowacje, by przestawić ją na inny sposób gry, by rozwinąć ją i wznieść na wyższy poziom. Tak, jak to zrobił z Leverkusen Xabi Alonso. Pewnie wszyscy muszą się uderzyć w pierś, być może trzeba zrewidować politykę transferową. Być może potrzebna jest właściwa diagnoza braków w zespole i inny sposób myślenia o transferach. Być może potrzeba więcej ruchów na dziś, a nie na jutro czy na pojutrze. Bo gołym okiem widać, że RB Lipsk sportowo stoi w miejscu. Drużyna od lat robi na boisku te same rzeczy. Robi je dobrze, ale nic więcej. Nie schodzi przez to poniżej określonego poziomu, ale też nie wznosi się ponad z góry określoną skalę. Kiedyś o Dieterze Heckingu mówiono z przymrużeniem oka, że z każdym zespołem w lidze jest w stanie zająć siódme miejsce – czy to z Bayernem, czy z Hannoverem. O Marco Rose można powiedzieć to samo, tyle że miejsce siódme trzeba by zamienić na miejsce czwarte. No, może trzecie.

Rose jest dla Lipska trenerem oczywistym, nie tylko ze względu na swoje pochodzenie. Ale z oczywistym trenerem robi się oczywiste wyniki. On niczego nie zepsuje, pod jego wodzą zawsze będzie tak samo dobrze. Ale wątpliwe, czy będzie lepiej. Rose nie wychodzi poza pewien schemat myślenia o piłce, a być może właśnie takiej rewolucji w podejściu najbardziej dziś drużynie spod znaku Czerwonego Byka brakuje. Może potrzeba niestandardowej drogi, takiej, jaką obrały Bayer Leverkusen i Borussia Dortmund. Bayer już na tym wygrał, Borussia Dortmund może wygra, może nie. Ale próbuje podjąć ryzyko i stawia na nieoczywistego trenera. A kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

TOMASZ URBAN, DZIENNIKARZ VIAPLAY

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

“Płuca Barcelony” wracają na dobre. Kibice długo czekali na tę wieść
Neymar zasugerował gdzie trafi? To może być hit
Dwie kontuzje w Śląsku. Klub oficjalnie potwierdził
Zwoliński z cudowną bramką! Ależ się zabawił! [WIDEO]
Amorim zabrał głos przed swoim debiutem! Jasna deklaracja
Guardiola w piątej lidze angielskiej? Kibice dostali słowo
Kolejna porażka ekipy Ronaldo. Al-Nassr pogrążone przez znanego piłkarza
Mraz zachwycił i ukąsił byłą drużynę. Motor pokonał Zagłębie!
Termalica zlała Kotwicę! Grad goli w Kołobrzegu [WIDEO]
Rodri dostał pytanie o Viniciusa. Roześmiał się