Robert Lewandowski po raz pierwszy zaznaczył swoją obecność na boisku w 13. minucie, gdy zagrał do Raphinhi na wolne pole, jednak Brazylijczyk źle opanował piłkę, pozbawiając Barcelony szansy na gola. Brazylijczyk ma czego żałować, bo chwilę później gospodarze objęli prowadzenie po ładnej akcji Maghnesa Akliouche’a.
Barca była w trudnej sytuacji, bo nie dość, że Monaco przeważało, to w dodatku musiała gonić wynik w dziesiątkę, po tym jak w 10. minucie z boiska wyleciał Eric Garcia za spóźnioną interwencję. Tu trzeba otworzyć nawias, bo współwinnym jego czerwonej kartki jest Marc-Andre ter Stegen, który sprowokował całą sytuację fatalnym wznowieniem gry.
W 28. minucie udało się Barcelonie jednak wyrównać. Autorem gola był Lamine Yamal, który wykończył akcję podobnie, co Akliouche, czyli ściął z piłką do środka, a następnie strzelił na bliższy słupek. To nie była jednak oznaka lepszej gry piłkarzy Hansiego Flicka, a po prostu przebłysk geniuszu 17-latka. Na więcej Barcelony w pierwszej połowie nie było już stać.
Była to też bezbarwna połowa w wykonaniu Lewandowskiego, który był odcięty od podań, a samemu nie potrafił nic sobie wykreować. Zresztą Monaco stłamsiło gości. Miało większe posiadanie piłki (52 do 48 procent), wykonało więcej podań (228 do 187) i oddało więcej strzałów (10 do 2).
Fatalna Barcelona i bezzębny Lewandowski
Barcelona grała mizernie także po przerwie. Na domiar złego w 72. minucie było już 2:1, gdy słabo dysponowanego ter Stegena pokonał rezerwowy Monaco – George Ilenikhena. Ale Barca ani wcześniej, ani później nie potrafiła realnie zagrozić francuskiej drużynie. Wystarczy wspomnieć, że w drugiej połowie Lewandowski także nie oddał żadnego strzału. Nawet niecelnego! I choć koledzy mu nie pomagali, to od napastnika, który kiedyś potrafił zdobyć pięć bramek w dziewięć minut, należy oczekiwać więcej.
To był bezbarwny występ Polaka. Pochwalić można go właściwie za jedno podanie z początku meczu, później zniknął. Nie udało mu się zanotować ani żadnego dryblingu, ani udanego przechwytu, wygrał zaledwie jeden z sześciu pojedynków powietrznych, a mecz zakończył tylko z 14 celnymi podaniami (74 procent skuteczności). Trudno z niego robić jednak kozła ofiarnego, bo nie było piłkarza Barcy, którego można byłoby pochwalić. Może z wyjątkiem Yamala.
– To był bardzo niewdzięczny mecz dla Lewandowskiego. Tym bardziej że Barca grała w dziesiątkę – tak Rafał Dębiński podsumował spotkanie Polaka, gdy w 78. minucie napastnik opuszczał boisko. Ale wątpliwe, by piątkowe wydania hiszpańskiej prasy były równie łaskawe dla Polaka co komentator Canal +. Nie można jednak przesadnie dramatyzować po takim meczu. Szczególnie, że Barcelona przegrała dopiero pierwszy raz w tym sezonie, po tym jak wygrała pięć spotkań w lidze (15 na 15 pkt).
Nie zapominajmy, że Lewandowski świetnie się czuje pod okiem Flicka. Nie dość, że napastnikowi podobają się metody treningowe Niemca, który podkręcił śrubę po lżejszych zajęciach Xaviego, to w dodatku Polak świetnie wspomina współpracę z Flickiem w Bayernie. To właśnie za kadencji byłego selekcjonera reprezentacji Niemiec wygrał Ligę Mistrzów, kolejny raz zwyciężył Bundesligę, ale i pobił strzelecki rekord Gerda Muellera. Teraz w głowie ma kolejne rekordy.
Dogonić Messiego i Ronaldo będzie niewiarygodnie trudno
A może nawet jest to misja niemożliwa do wykonania, bo Cristiano Ronaldo ma na koncie 140 trafień w LM, a Leo Messi 129. Lewandowski jest trzeci w rankingu historycznym z 94 bramkami. Na razie marzy mu się osiągnięcie stu goli. Postara się tego dokonać jeszcze w fazie ligowej, gdzie zostało mu siedem spotkań.
Barca zmierzy się w niej jeszcze z BSC Young Boys, Bayernem, Crveną Zvezdą, Brest, Borussią Dortmund, Benficą i Atalantą.