TAŃSZY TYLKO OD NEUERA I KOBELA
Przez wiele lat miejsce w bramce „Wilków” było zabetonowane przez Koena Casteelsa. Belg zagrał w barwach Wolfsburga w aż 275 meczach i można się w sumie dziwić, że w międzyczasie nie podebrał go żaden mocniejszy i bogatszy klub. Niezmiennie bowiem wychowanek Genku należał do ligowej czołówki na swojej pozycji. Jesienią poczuł jednak, że brakuje mu w życiu wrażeń, a otoczenie trochę mu już spowszedniało i uznał, że nie przedłuży wygasającego wraz z końcem sezonu kontraktu. Wtedy też działacze VfL ruszyli na poszukiwania jego następcy. I tak trafili do Kopenhagi, gdzie udało im się znaleźć wspólny język i z Grabarą, i z jego ówczesnym pracodawcą. Tym samym jeszcze zimą ogłoszono letnią przeprowadzkę Polaka do Niemiec, co ostatecznie kosztowało szefów klubu 13,5 miliona euro. Choć na Volkswagen-Arena na brak pieniędzy narzekać nie mogą, przede wszystkim dzięki protekcji ze strony samochodowego konsorcjum, to i tak Grabara został dziesiątym najdrożej kupionym zawodnikiem. Oczywiście nijak nie może się równać z Julianem Draxlerem (43 miliony), Andre Schuerrle (32 miliony) czy Lovro Majerem (25 milionów), ale jednak ogromne sumy wydawano głównie za piłkarzy ofensywnych. Za bramkarza zapłacono w przeszłości co najwyżej 2,8 miliona euro, gdy w 2003 roku ściągano z TSV 1860 Monachium Simona Jentzscha. Ba – w historii całej Bundesligi droższymi bramkarzami byli tylko Manuel Neuer (z Schalke do Bayernu za 30 mln) i Gregor Kobel (ze Stuttgartu do BVB za 15 mln).
Już w styczniu niemieckie media zaczęły intensywnie żyć tematem transferu Grabary, choć warto zaznaczyć, że VfL nie jest klubem medialnym. Pisze się o nim w prasie za Odrą rzadko, a jeżeli już zdarzały się okresy nasilonego zainteresowania ze strony dziennikarzy, to zazwyczaj połączone z jakimś konkretnym piłkarzem. Chyba największą uwagę przykuwał w ostatnim czasie Max Kruse, czyli jeden z najbarwniejszych niemieckich zawodników. A to zgubił w taksówce kilkadziesiąt tysięcy, a to dotarł na trening prosto z turnieju pokerowego, a to chwalił się swoim zamiłowaniem do kremu czekoladowego. Atencją w przypadku „Wilków” są więc obdarzani zawodnicy specyficzni – i Polak z pewnością do nich należy.
NAJLEPSZY POLSKI BRAMKARZ POZA KADRĄ
Lokalne gazety jego sylwetkę zaczęły prześwietlać jeszcze kilka miesięcy temu. Choć wszyscy mieli świadomość, jak toczyła się dotychczas jego kariera, w dużej mierze rozpisywano się o jego charakterze. Magazyn „kicker” jako jeden z pierwszych wypunktował spodziewaną różnicę w bramce zespołu – zamieniono bowiem bramkarza cichego na głośnego. Casteels znakomicie wykonywał swoją robotę, zdarzało mu się nawet nosić opaskę kapitańską, ale rzadko kiedy można go było zobaczyć na boisku pokrzykującego. A tym bardziej nie dało się go skojarzyć z jakimikolwiek pozaboiskowymi skandalami czy po prostu na tyle nośnymi wypowiedziami, by cytowały je media w całym kraju. W przypadku Grabary szansa na stworzenie kilku chwytliwych nagłówków jest znacznie większa.
Zainteresowanie postacią wychowanka Ruchu Chorzów zintensyfikowało się już latem, gdy 25-latek rzeczywiście zaczął pobierać pensję z klubowej kasy i trenować w charakterystycznej zielonej koszulce. Zbiegło się to też ze zmianami na poziomie dyrektorskim w klubie, bowiem Marcela Schaefera, który przeniósł się do Lipska, zastąpił Peter Christiansen, a więc facet, który… Grabarę do Wolfsburg sprzedał. Duńczyk przez kilka lat był dyrektorem sportowym FC Kopenhaga, a teraz pełni tę funkcję w ekipie „Wilków”. I tak mówił o swoich nowym-starym zawodniku na jednej z konferencji prasowych: – On chce zawsze wygrywać. Nigdy nie widziałem piłkarza, który chciałby wygrywać bardziej. Prawda jest taka, że Polska nie powołała na Euro swojego najlepszego bramkarza.
WULKAN ENERGII JAK OLIVER KAHN
Poza tym sam zawodnik zwrócił na siebie uwagę rozmową ze wspomnianym „kickerem”. Dziennikarz zapytał go bowiem o to, co kierowało nim, wybierając akurat Wolfsburg. I chyba nawet sam nie spodziewał się, że ma przed sobą tak szczerego rozmówcę: – Jest oczywiście wiele powodów, które sprawiły, że tu jestem. Ale przede wszystkim klub mnie bardzo chciał, a ponadto skłamałbym, mówiąc, że finanse nie były istotne. Nie będę z tego robił jakiejś romantycznej historii.
I tak jak na ogół bramkarze – pytani o cele na kolejny sezon – opowiadają o wymarzonej liczbie czystych kont, tak Polak nie szedł z prądem: – Nie czuję potrzeby gonienia za prywatnymi celami, po prostu jeśli będę dobrze grał, to dobrze będzie grał też cały zespół. Nie będzie dla mnie problemem puszczenie trzech goli, jeśli mielibyśmy za to wygrać mecz – dodał.
Pod lupę wziął go również ukazujący się co środę tygodnik „Sport Bild”, który zaskoczył już samym tytułem tekstu, w którym dziennikarz porównał Grabarę do Kahna. I oczywiście nie chodzi o to, że Polak już jest na poziomie legendarnego golkipera albo że czeka go podobna przyszłość – kto wie, może tak – ale chodziło przede wszystkim o zbieżność charakterów. W tekście można przeczytać bowiem o energii kipiącej z piłkarza i pozytywnej agresji, która jest efektem ubocznym ogromnej ambicji – a więc zupełnie tak, jak miało to w przypadku 86-krotnego reprezentanta Niemiec. I choć takie porównania są oczywiście nieco przerośnięte, to wychowanek Ruchu szybko będzie miał okazję, by udowodnić, że i potencjał bramkarski ma na poziomie Kahna – wszak już niedzielę jego Wolfsburg zagra właśnie z Bayernem Monachium. A Grabara wyjdzie na to spotkanie w wyjściowej jedenastce.