Polski futbol ma przed sobą ciężki okres
Polski futbol nie daje ostatnio zbyt wielu powodów do radości. Kadra seniorska nie potrafi zdominować nawet takich drużyn, jak Litwa, Malta czy też Mołdawia. Kibice liczą na to, że następca Michała Probierza będzie w stanie pomóc reprezentacji. Niezależnie od tego, na kogo postawi Cezary Kulesza, nowemu selekcjonerowi już można współczuć. Prawda jest taka, że jeśli chodzi o potencjał kadrowiczów, tak źle dawno nie było.
W sezonie 2024/25 Polacy spędzili łącznie 33 328 minut na boiskach lig z tzw. „top 5”. To najgorszy wynik od sezonu 2017/18 (30 322 minut). W zestawieniu opublikowanym przez stronę fb.ref piłkarze znad Wisły zajmują 24 miejsce. Lepsi od nas są chociażby Szwedzi, Serbowie i Norwegowie.
Jakby tego było mało, nie widać światełka w tunelu. Choć w czołowych ligach wystąpiło 29 Polaków, tylko czterech graczy U-23 przekroczyło granicę 10 ligowych występów. Zresztą, przyszłość polskiej piłki widać było podczas Mistrzostw Europy U-21. Podopieczni Adama Majewskiego wrócili do domu po trzech porażkach. Wrócili do domu z dodatkowym bagażem 11 straconych goli.
Wszystko wskazuje na to, że polska piłka zatęskni za Robertem Lewandowskim, który ma przed sobą ostatnie lata swojej kariery. Wkrótce mecze Barcelony, Bayernu Monachium czy też Borussii Dortmund zostaną pozbawione polskich akcentów. Czeka nas zapewne powrót do czasów, w których emocje wywoływały bramki Macieja Żurawskiego dla Celtiku bądź gol Marka Saganowskiego dla Aalborga w Lidze Mistrzów. Skoro już mowa o tym turnieju, warto wspomnieć o tym, że od sezonu 2011/12 bramki w LM zdobywało 11 Polaków. Trzech z nich (Jakub Błaszczykowski, Łukasz Szukała, Łukasz Piszczek) nie gra już w piłkę. Za chwilę na emeryturę przejdzie Michał Kucharczyk, Kamil Glik oraz Grzegorz Krychowiak. W XXI w. urodził się jedynie Łukasz Łakomy, któremu udało się trafić do siatki w minionej edycji.
Młodzi Polacy mają nowy plan na swoje kariery
Jeśli chodzi o najlepsze ligi na świecie, Polacy od dawna mają problem z przebiciem się w Anglii i Hiszpanii. Dobrze spisywali się za to w Niemczech. W Bundeslidze reklamę reprezentantom Polski robiło słynne trio Piszczek – Błaszczykowski – Lewandowski. Zawodnicy znad Wisły cieszyli się dobrą reputacją także we Włoszech. Szkoleniowcy z Półwyspu Apenińskiego doceniali m.in. pracowitość polskich piłkarzy. Dziś niewiele z tego zostało. Polacy grają raczej w zespołach z dołu tabeli Serie A. Wielu z nich nie wraca już do elity po spadku. W Niemczech jest jeszcze gorzej. Bundesliga czeka na „polskiego” gola już dwa lata, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia.
W ostatnich latach głośno mówiło się o tym, że młodzi Polacy nie potrafią prowadzić swoich karier. Krytykowano m.in. Bartosza Kapustkę, który zamienił Cracovię na Leicester City, a także Rafała Wolskiego, który odbił się od Fiorentiny.
Można powiedzieć, że ich następcy wyciągnęli wnioski. Polscy piłkarze zaczynają świadomie schodzić półkę niżej. Coraz więcej jest zawodników, którzy zdają sobie sprawę z tego, że bezpośredni przeskok z Ekstraklasy do lig top 5 jest zbyt poważnym wyzwaniem. Jest jednak druga strona medalu. Dla klubów z czołowych lig – które przecież dysponują olbrzymimi środkami finansowymi – Polacy nie są już opłacalną inwestycją. Mówiąc krótko, nasi piłkarze zostali negatywnie zweryfikowani przez rynek.
Wystarczy spojrzeć na przykłady z ostatnich kilku sezonów. Kamil Piątkowski nie zagrzał sobie miejsca w Gent i Salzburgu. Michał Skóraś jest na wylocie z Club Brugge. Bartłomiej Wdowik pomógł Jagiellonii Białystok zdobyć historyczne mistrzostwo Polski, a teraz wraca do klubu po nieudanej przygodzie w portugalskiej Bradze. Szymon Włodarczyk miał być kolejnym sukcesem skautingu Sturmu Graz, lecz skończył na wypożyczeniu w Salernitarnie. Na kolejne nazwiska nawet szkoda prądu.
Sturm pozbawił Ekstraklasę wschodzącej gwiazdy
Kiedyś mówiło się, że po transferze do czołowej ligi piłkarz z Ekstraklasy potrzebuje kilku miesięcy na przyzwyczajenie się do nowych obciążeń treningowych. Dziś różnicę w intensywności dostrzegają nawet zawodnicy, którzy trafiają do ligi szwajcarskiej. Tak swoje wejście do Young Boys Berno wspominał Łukasz Łakomy:
– Pamiętam swój pierwszy dzień w klubie. Trener powiedział, że będziemy mieć lekki trening. Wiedziałem, co to znaczy lekki trening, a właściwie wydawało mi się, że wiem. Wyszło tak, że po treningu wróciłem do hotelu i ze zmęczenia momentalnie poszedłem spać. W pewnym momencie miałem problemy, żeby biegać od jednego do drugiego pola karnego. Tak było intensywnie. To jest właśnie najważniejsza rzecz, z jaką się zderzyłem w Szwajcarii: intensywność – powiedział pomocnik w rozmowie z „Przeglądem Sportowym Onet”.
Choć Ekstraklasa niewątpliwie nadrabia stracony czas, w Europie wciąż jest wiele lig, które uciekają polskiej elicie i wyciągają z niej najbardziej perspektywicznych piłkarzy. W letnim okienku transferowym Polskę opuścił Dominik Sarapata, a także Filip Rózga. Obaj należeli do najlepszych młodzieżowców sezonu 2024/25. Były pomocnik Cracovii strzelił dwa gole i zaliczył trzy asysty w 29 występach. Nie były to jedyne liczby, na które patrzył Sturm Graz, który zapłacił za 18-latka dwa miliony euro. Młodzieżowy reprezentant Polski wyróżniał się też w kategoriach dotyczących motoryki i gry 1v1 – a więc elementów, które zdominowały futbol.
- 7. miejsce w pojedynkach
- 3. miejsce w prędkości biegu
- 3. miejsce w dryblingach (wśród młodzieżowców)
- 3. miejsce w dryblingach udanych (wśród młodzieżowców)
- 6. miejsce w sprintach na mecz (wśród młodzieżowców)
Letnie okienko pokazuje, że polskie kluby zaczynają wydawać coraz większe pieniądze na transfery. Rozwój Ekstraklasy potwierdza zresztą awans w rankingu UEFA. Nawet pucharowicze nie mogliby sobie jednak pozwolić na zakup talentu z ligi austriackiej. Sturm pokazał Cracovii – i reszcie Ekstraklasy – miejsce w szeregu.
Duński gigant na zakupach w Polsce
Transfer Rózgi to jednak nic w porównaniu z tym, co zrobiła FC Kopenhaga. Duński gigant postanowił wydać cztery miliony euro na Dominika Sarapatę. 17-latek zadebiutował w Ekstraklasie dopiero w rundzie wiosennej sezonu 2024/25. Młodzieżowemu reprezentantowi Polski udało się wygrać rywalizację o pierwszy skład z Sondre Lisethem, który miał być następcą Damiana Rasaka. Nie brakowało głosów, że środkowy pomocnik jest jednym z objawień Ekstraklasy. Choć w barwach zabrzan zaliczył zaledwie 16 występów, jego statystyki i tak mogą robić wrażenie.
- 8. w dryblingach (wśród młodzieżowców)
- 7. w dryblingach udanych (wśród młodzieżowców)
- 10. w sprintach na mecz (wśród młodzieżowców)
Sarapata ma przed sobą poważny test. Przejście z Górnika Zabrze do zespołu, który będzie walczył o fazę ligową Ligi Mistrzów nie będzie proste. O tym, jakie wymagania stawia duńska Superligaen, przekonał się Mateusz Kowalczyk. Choć pomocnik GKS-u Katowice kosztował Brondby IF 1,2 miliona euro, na duńskich boiskach spędził zaledwie 47 minut.
Mówiąc wprost – właśnie dlatego giganci europejskiego futbolu już nie wybierają się na zakupy do Ekstraklasy. To nie te czasy, w których Brighton sięgało po Jakuba Modera i Kacpra Kozłowskiego, Wolfsburg zabierał Jakuba Kamińskiego Lechowi Poznań, a Radosław Majecki odchodził do Monaco. Wydaje się, że ten pociąg już odjechał. Potentaci z lig top 5 szukają talentów na całym świecie – lecz Polacy raczej zamykają listy życzeń. Miejsce Niemców, Anglików i Hiszpanów przy stole negocjacyjnym zajmują obecnie Austriacy, Duńczycy i Belgowie. Często nawet oni potrafią ostatecznie być rozczarowani. Oby nowi piłkarze Sturmu Graz i FC Kopenhagi pozostawili po sobie lepsze wrażenie.
Fatalne wieści o polskim szkoleniu
Ekstraklasa wyraźnie przestała być ligą, która produkuje talenty. Co jakiś czas można jednak usłyszeć o piłkarzach, którzy przechodzą z polskich akademii do znanych ekip. Jakub Zieliński właśnie stał się najdroższym piłkarzem w historii akademii Legia Warszawa. 17-letni golkiper przeszedł do VfL Wolfsburg za ok. 800 tysięcy euro. Z kolei w Mainz dobrze radzi sobie Kacper Potulski, który także ma za sobą staż w stołecznym klubie. W letnim okienku wychowany w FC Wrocław Academy Radosław Żelezny zamienił Juventus na Romę. W Turynie zostaje zaś Igor Brzyski. Były piłkarz Lecha Poznań został mistrzem Włoch do lat 18 z Torino.
Analizując te wszystkie ruchy można zauważyć ciekawą tendencję. Okazuje się bowiem, że kluby z lig top 5 nie chcą czekać, aż dany piłkarz pokaże się szerszej publiczności w Ekstraklasie. Wolą wyjmować „perełki” z akademii i stopniowo przygotowywać je do gry na wysokim poziomie.
Wróćmy na moment do tego, ile w ligach top 5 grają Polacy. Z tych 33 328 minut aż 12 735 mają na swoim koncie zawodnicy, którzy nigdy nie zadebiutowali w Ekstraklasie. To ponad 38%. Na tej liście znajdują się nazwiska Nicoli Zalewskiego, Matty’ego Casha, Jakuba Kiwiora, Marcina Bułki, Kamila Grabary, Piotra Zielińskiego, Wojciecha Szczęsnego i Jakuba Stolarczyka. Mowa więc o piłkarzach, którzy dzielą się na dwie grupy. Zalewski i Cash nigdy nie mieli styczności z polskim systemem szkolenia. Pozostali opuścili Polskę, gdy byli jeszcze nastolatkami. Jedno jest pewne – nie świadczy to dobrze o tym, co dzieje się z polskim futbolem.