Razem albo wcale
Nie można więc dziwić się determinacji właściciela Wisły, Jarosława Królewskiego, który publicznie uciekł się do formy szantażu wobec PZPN, oznajmiając, że jeśli z jego klubu nie zostanie zdjęty zakaz udziału zorganizowanych grup kibicowskich w meczach wyjazdowych Pucharu Polski, gotów jest oddać mecz walkowerem, bez względu na stratę finansową. Drużyna Wisły zjawi się na Stadionie Narodowym albo ze swoimi kibicami, albo wcale. – Piłkę robimy dla kibiców. Nie ustąpię. Niezależnie od straty finansowej, sportowej i innej. Ten klub współfinansują kibice. Nie jedziemy na Stadion Narodowy bez nich – napisał na X (dawniej Twitter).
Precedens już był
Prezes PZPN Cezary Kulesza odpowiedział Królewskiemu, że musi postępować zgodnie przepisami. I poprosił o wniosek formalny, który związek rozpatrzy. Można to odczytać jako zawoalowaną obietnicę pozytywnego rozpatrzenia prośby. Zwłaszcza, że nie ma takiego przepisu którego PZPN nie dał rady by obejść, by przytoczyć choćby konieczność posiadania własnego stadionu do rozgrywania meczów w Ekstraklasie.
Tym bardziej, że przecież istnieje precedens z kibicami Lecha Poznań, na których w 2017 roku nałożono identyczną karę jak na fanów „Białej Gwiazdy” i dokładnie za to samo przewinienie – rzucanie rac na murawę podczas poprzedniego finału PP w Warszawie. PZPN wtedy warunkowo zawiesił im karę na rok, biorąc kibiców pod lupę w całej następnej edycji Pucharu Polski. Skoro można było wtedy, nie wypada odmówić teraz.
Przymknięte oko sprawiedliwości
Po pierwsze dlatego, że piłka nożna jest dla kibiców. Bez nich takie święto futbolu jakim jest finał Pucharu Polski nie ma sensu. Rozgrywanie tego spotkania przy kibicach tylko jednej drużyny byłoby niesprawiedliwą fasą, która zaszkodziłaby wizerunkowi i prestiżowi rozgrywek.
Po drugie zawieszenie kary byłoby to dla kibiców Wisły swoistą rekompensatą za dyskryminację w obecnym sezonie, kiedy to bez żadnej oficjalnej kary nie mogąc uczestniczyć w wyjazdowych meczach swojej drużyny. Rywale wbrew zasadom licencyjnym wymyślają przeróżne powodu, zasłaniają się potencjalnym zagrożeniem bezpieczeństwa i kibiców „Białej Gwiazdy” na swoje stadiony nie wpuszczają. PZPN co prawda nie odpowiada za organizację meczów 1-ligi, ale też nic z tym bezprawiem nie zrobił. Skoro więc zamyka oko na tamto, może i powinien przymknąć na finał.
To oko musiało by zostać przymknięte mocno, ponieważ regulamin Pucharu Polski zakłada brak możliwości anulowania lub zawieszenia kary, jeśli nie została on odbyta przynajmniej w połowie. A Wisła – szczęście w nieszczęściu wszystkie mecze PP rozgrywała u siebie, a nie na wyjeździe (w przeciwieństwie do wspomnianego Lecha w 2017).
Z drugiej strony finał to finał Pucharu Polski i „rządzi się swoimi prawami”. Żartobliwie podpowiem, że przecież ciężko go nazwać meczem wyjazdowym. Tak naprawdę obie drużyny grają i na wyjeździe i u siebie. Wystarczy zakwaterować Wisłę w szatni z napisem „Gospodarze” i po kłopocie.
Piłka nożna dla kibiców!
Jestem za warunkowym zawieszeniem kary dla kibiców Wisły także dlatego, że odegrali oni wielką rolę w uratowaniu legendarnego klubu przed anihilacją w okresie smuty po odejściu Bogusława Cupiała i niedoszłego przejęcia przez Vannę Ly. Należy im się ten gest za lata (a zwłaszcza ten sezon) frustracji. Ponieważ każda decyzja PZPN – mecz z kibicami Wisły lub bez – będzie miała krytyków – lepiej postawić na futbol. Piłka nożna dla kibiców!