Karolina Michalczuk stanowczo o Lin Yu-Ting i Imane Khalif
Wydarzenia, jakie mają miejsce podczas turnieju bokserskiego kobiet na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu trafiają na pierwsze strony gazet z całego świata. Już na początku zmagań w stolicy Francji głośnym echem odbiła się walka Imane Khelif z Angelą Carini. Zawodniczka z Włoch postanowiła się poddać po zaledwie… 45 sekundach pojedynku. Bokserka z Półwyspu Apenińskiego twierdziła, że jej przeciwniczka bije zbyt mocno, jak na kobietę.
Mimo wątpliwości dotyczących jej prawdziwej płci Algierka przekonywała, że oskarżenia ze strony jej rywalek są bezpodstawne. Khelif poradziła sobie z resztą stawki i awansowała do finału w swojej kategorii wagowej. Podobnie potoczyły się losy Lin Yu-Ting, która musiała mierzyć się z identycznymi zarzutami. Tu należy wspomnieć chociażby o incydencie, jaki miał miejsce po ćwierćfinale, w którym zawodniczka z Tajwanu mierzyła się ze Swietłaną Kamenową. Po werdykcie sędziowskim Bułgarka wykonała gest nawiązujący do rzekomej liczby chromosomów swojej rywalki.
Teraz Tajwanka zmierzy się z Julią Szeremetą o krążek z najcenniejszego kruszcu. Choć tożsamość płciowa Azjatki stała się w ostatnich dniach przedmiotem dyskusji, w obronie zawodniczki staje Karolina Michalczuk. Polska olimpijka z Londynu przyznała, że wokół niej też kiedyś zrobiło się duże zamieszanie. Bokserka zaznacza, że w sprawach Khelif i Lin Yu-Ting nikt nie przedstawił jeszcze twardych dowodów.
– One boksują z kobietami od lat, to że biją mocno to nie oznacza od razu, że są facetami. Mnie też zarzucali, że nie wyglądam jak kobieta, jak miałam krótkie włosy. Nasłuchałam się wiele i doskonale wiem, jak się człowiek czuje po takim czymś. To jest tak po ludzku przykre, że jesteś oceniana na podstawie wyglądu. A tu jeszcze o tych dwóch zawodniczkach dyskutuje cały świat. Tylko z powodu wyglądu i na podstawie oskarżeń, których nikt nigdy nie udowodnił – grzmi.
Pojedynek Julii Szeremety z Lin-Yu Ting rozpocznie się 10 sierpnia (sobota) o godzinie 21:30.