36-letni Andrzej Fonfara to bardzo doświadczony pięściarz, który wiele lat temu wyjechał z rodziną do Stanów Zjednoczonych, by tam ułożyć sobie życie. Poznał tam trudne życie, ale i smak luksusu. Kiedyś boksował za jednego dolara (na jednej z gali w Newark), ale jednej nocy potrafił też zarobić w ringu 400 tysięcy dolarów, gdy niespodziewanie pokonał Julio Cesara Chaveza Jr.
W 2018 roku zakończył karierę, którą wznowił kilka miesięcy temu, gdy gładko pokonał Fabio Maldonado. Ta walka miała być przepustką do bycia rezerwowym w starciu Mike Tyson – Jake Paul, gdyby “Iron Mike” wypadł. Ostatecznie temat upadł, ale Fonfara wciąż liczy na głośne walki. Jest gotów bić się z blisko 48-letnim Tomaszem Adamkiem, ale jest też otwarty na 25-letniego Kacpra Meynę, czołowego polskiego ciężkiego.
Fonfara chce dużych walk, bo choć nie zarabia tylko na sporcie (prowadzi różne biznesy), to jego koszty życia są ogromne. Przynajmniej dla zwykłego zjadacza chleba.
– Potrzebujemy miesięcznie lekko sto tysięcy dolarów [około 400 000 PLN], żebyśmy przeżyli i działali – twierdzi Fonfara.
– Życie w Stanach Zjednoczonych jest tak drogie, czy ty masz po prostu taki tryb życia? – dopytujemy pięściarza.
– To nie tylko na mnie są pieniądze. Z bratem i kuzynem prowadzimy firmę razem. Mam jeszcze mamę, którą utrzymuję. Dom, mieszkanie, a także samochody. Każdy musi wziąć swoją dolę, żeby przeżyć. Do tego szkoła dla dzieci, ubezpieczenia, taksy, podatki za dom, jakieś tam wynajmowane rzeczy. I wiadomo, że też mamy jakiś już standard, że nie odmawiamy sobie pewnych rzeczy, dlatego trzeba dobrze zarabiać, że dobrze żyć – tłumaczy Fonfara. Więcej znajdziecie w poniższym wywiadzie.