Fluminense niespodziewanie wygrało 2:0 z Interem w 1/16 finału Klubowych Mistrzostw Świata, a jednym z najlepszych na boisku był Thiago Silva. Doświadczony Brazylijczyk we wrześniu skończy 41 lat, a i tak potrafił skutecznie zatrzymać ofensywnych piłkarzy finalisty Ligi Mistrzów, w szczególności Marcusa Thurama i Lautaro Martineza. Po ostatnim gwizdku weteran nie krył wielkich emocji, bo Thiago Silva to przecież człowiek Milanu.
– W mojej głowie rywalizacja z Interem zawsze będzie derbami – powiedział 40-latek po ostatnim gwizdku.
– Analizowałeś grę Interu przed waszym meczem? – zapytał dziennikarz DAZN.
– Tak, w końcu jestem pasjonatem futbolu. Kilka dni temu zadzwoniłem do mojego starego przyjaciela Massimiliano Allegriego, by podpytać go o Inter [Włoch prowadził Silvę w Milanie – red]. A on przekazał mi najważniejsze informacje. Pomógł mi odpowiednio przygotować się do tego starcia – odpowiedział Thiago Silva.
PSG źle potraktowało swoją ikonę
Silva znowu zachwycił na wielkiej scenie, choć już pięć lat temu wydawało się, że jest o krok od emerytury. W 2020 roku Thiago Silva miał 35 lat i był ikoną Paris Saint Germain, a jednak paryski klub nie chciał z nim przedłużyć umowy.
– To był pandemiczny sezon, który został przerwany. Gdy byłem w Brazylii, zadzwonił do mnie Leonardo, ówczesny dyrektor sportowy PSG. Zapytał, czy mogę zostać w klubie dwa miesiące dłużej, by pomóc w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Dodał jednak, że nie mogę liczyć na nic więcej. Dwa miesiące i tyle. To mnie wk****o. Nie podobało mi się, jak mnie potraktowano. Nawet w trakcie pandemii wszystko można było załatwić inaczej. Leonardo zabrakło klasy, bo nie można tak traktować kapitana. I nie chodziło tylko o mnie. Edinson Cavani też został źle potraktowany – wspominał Thiago Silva, który z PSG zdobył 25 pucharów, w tym siedem mistrzostw Francji. I choć nie udało mu się wygrać Ligi Mistrzów, to doprowadził PSG do finału w tamtym sezonie. Podczas “Final 8” był rewelacyjny, choć w Lizbonie był najstarszym z piłkarzy.
Silva zobaczył, że skoro w wieku 35 lat nadal zachwyca, to nie musi myśleć o odcinaniu kuponów w lidze saudyjskiej czy amerykańskiej. Brazylijczyk nieoczekiwanie podpisał kontrakt z Chelsea i trafił do najbardziej wymagającej ligi świata. Tam też błyszczał. I nic w tym dziwnego, bo dba o swój organizm niemal jak Cristiano Ronaldo.
– Zapytaj się dowolnego zawodnika lub pracownika Chelsea o Thiago Silvę, to usłyszysz: profesjonalista. Jest wzorem dla młodych piłkarzy. Jego etyka pracy i zaangażowanie robią wrażenie na wszystkich – pisał o nim “The Athletic”.
W londyńskim klubie stał się jednym z najlepszych obrońców Premier League, a przy okazji wygrał Ligę Mistrzów w 2021 roku. Łącznie w barwach Chelsea rozegrał aż 155 meczów. Jego długowieczność jest wyjątkowa, bo do elity światowych stoperów trafił jeszcze jako piłkarz Milanu. Na San Siro dorastał u boku Alessandro Nesty, jednego z najlepszych stoperów w historii. Duży wpływ na jego rozwój miały także wskazówki od Paolo Maldiniego, jeszcze większej legendy. Ale początki Brazylijczyka wcale nie były kolorowe.
Gruźlica mogła zatrzymać nie tylko jego karierę…
Był 2005 rok, gdy wypatrzyli go skauci FC Porto, jednak nie potrafił się tam przebić i został wypożyczony do Dynama Moskwa. W Rosji zachorował na gruźlicę, którą, na domiar złego, lekarze wykryli dopiero w ostatniej chwili. Piłkarz spędził w szpitalu kilka miesięcy i usłyszał od lekarzy, że będzie miał szczęście, jeśli w ogóle wróci kiedyś na boisko…
Na powrót do poważnej piłki czekał blisko dwa lata. Silva odbudował się we Fluminense i potem znowu ruszył na podbój Europy. W Milanie początkowo nie mógł grać, bo wszystkie wolne miejsca dla piłkarzy spoza Unii Europejskiej były już zajęte. Ale jak już wskoczył do składu Milanu w 2009 r., to został na lata. W 2012 r. Silvio Berlusconi, ówczesny prezes klubu, rozpaczliwie szukał oszczędności, więc sprzedał Silvę i Zlatana Ibrahimovicia do PSG.
Dziś, 15 lat po transferze do Milanu, Silva może czuj się piłkarzem spełnionym. Jedyny niedosyt może odczuwać związany z reprezentacją, ale w ojczyźnie i tak jest wielbiony.
Antyteza Neymara
Jego droga na szczyt była kręta, ale może właśnie dlatego pokochali go Brazylijczycy. Thiago był przeciwieństwem Neymara, który wyskakiwał z lodówki od kiedy był nastolatkiem. Z Silvą łatwiej było się utożsamić. Jako młody piłkarz chciał rzucić futbol, bo trudno było mu się przebić. Być może skończyłby jak jego brat, który został kierowcą autobusu. Karierą Thiago Silvy wystrzeliła, gdy miał już 25 lat, a jej punktem kulminacyjnym miał być mundial w Brazylii (2014), ale tam Niemcy upokorzyli gospodarzy w półfinale 7:1. Silva akurat w feralnym meczu nie zagrał, ale i tak dostał po uszach, bo w poprzednim spotkaniu z Kolumbią zobaczył niepotrzebną żółtą kartkę, przez co został zawieszony. Po tamtym mundialu stracił opaskę kapitańską. Rok później Brazylia odpadła z Copa America po tym, jak sprokurował głupi rzut karny przeciwko Paragwajowi. Szybko więc został kozłem ofiarnym. Nie zagrał w reprezentacji przez następne 17 miesięcy.
Ostatecznie Silva wrócił do reprezentacji i ponownie był kapitanem. Jego ostatnim rozdziałem był mundial w Katarze, ale tamta przygoda zakończyła się w ćwierćfinale. Największym jego sukcesem z kadrą pozostał więc triumf w Copa America z 2019 roku. W Brazylii zagrał 113 razy.
Ostatnie tango
Wróćmy jednak do piłki klubowej. Thiago Silva znowu daje radość rodakom. A uroku tej historii dodaje fakt, że Fluminense to ekipa starszych panów, gdzie występują też m.in. Fabio (44 lata), Samuel Xavier (35), Ganso (35), Keno (35) czy German Cano (37). W ćwierćfinale KMŚ zmierzą się z saudyjskim Al Hilal, więc będą mieli szansę powalczyć o półfinał, gdzie mogą zagrać z Chelsea, a potencjalnym rywalem w finale może okazać się PSG, a więc kolejny były klub Silvy.
Pojawiła się szansa na piękną puentę kariery Brazylijczyka, choć będzie o to niezwykle trudno. A z drugiej strony… Thiago Silva nieustannie udowodnia, że dla niego wiek to tylko liczba.