KONIECZNOŚĆ PRZEBUDOWY
Gdyby prześledzić jedenastki sezonu ligi włoskiej 2023/2024, w wielu Michele Di Gregorio z Monzy zmieniałby się właśnie z Wojciechem Szczęsnym. Tym tropem postanowił podążyć Juventus, który za około 20 milionów euro postanowił wyciągnąć z lombardzkiego klubu niespełna 27-letniego bramkarza.
Nagłe doniesienia o rychłym odstawieniu Polaka od składu Bianconerich mogły przywołać pytania, zwłaszcza wśród fanów nie śledzących na co dzień Serie A, czy to właśnie względy sportowe zadecydowały o podjęciu takiej decyzji. Odpowiedź leży gdzie indziej.
Musimy zacząć od tego, na jakim etapie znajduje się Juventus. Po okresie absolutnej hegemonii, kiedy w latach 2012-2020 turyńczycy wygrali dziewięć mistrzostw Włoch z rzędu, nie ma już śladu. Stara Dama przestała się liczyć w walce o najważniejsze trofeum w Italii, nawet jeśli na starcie każdego sezonu zawsze jest wymieniana w gronie drużyn, które ostatecznie mogą o nie powalczyć.
Do wszystkiego doszły potężne zawirowana wewnątrzklubowe. To doprowadziło do wykluczenia Juventusu z europejskich pucharów na poprzedni sezon i nie pomagało we wprowadzeniu do zespołu spokoju tak potrzebnego w walce o wysokie cele.
Kibice, w dużej części zmęczeni trzyletnią ponowną kadencją Massimiliano Allegriego, domagali się rozstania z trenerem i rewolucji, która przywróci Starej Damie dawny blask. Dyrektorzy postanowili podążyć właśnie tą drogą i najpierw rozstali się ze szkoleniowcem, a potem zaczęli planować przyszłość.
Juventus obejmie Thiago Motta, czyli trener rewelacji poprzedniego sezonu – Bolonii. Na jednego z najbardziej obiecujących trenerów młodego pokolenia we Włoszech chrapkę miało wiele klubów, ale to turyńczykom udało się wygrać rywalizację o jego podpis. A gdy zdecydowano się na taki ruch na ławce trenerskiej to stało się jasne, że znaczne odświeżenie musi przejść także skład zespołu.
ULGA DLA BUDŻETU
I tu dochodzimy do sytuacji ze Szczęsnym. Z jednej strony mówimy o absolutnie czołowym bramkarzu Serie A. Bianconeri stracili raptem 31 goli – mogli poszczycić się drugą najlepszą defensywą ligi za plecami wyłącznie mistrzowskiego Interu. Kiedy Polak grał to nie zawodził, a często pomagał swoim kolegom. Zanotował 15 czystych kont, dzięki czemu uplasował się na najniższym stopniu podium tej klasyfikacji.
Z poprzedniego sezonu trudno przypomnieć sobie momenty, w których 34-latek byłby krytykowany. No może poza wrześniowym przegranym 2:4 spotkaniem z Sassuolo, kiedy Polak podobnie jak i jego koledzy faktycznie się nie popisał…
Ogółem jednak utrzymał wysoki poziom i wydawało się, że bramka to naprawdę ostatnia pozycja, co do której w Turynie mogą mieć wątpliwości. Jeśli jednak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Według danych przedstawianych we włoskich mediach, każdego roku Szczęsny mógł liczyć w Turynie na 6,5 mln euro netto. Pod względem wysokości zarobków ten wynik plasuje go w zespole za plecami wyłącznie Dusana Vlahovicia i Adriena Rabiot – Serb i Francuz inkasują po 7 mln euro netto.
Biorąc pod uwagę, że Polak ani młodszy, ani prawdopodobnie też lepszy już nie będzie, a na rynku transferowym nadarzyła się okazja wyciągnięcia obiecującego bramkarza, Juventus postanowił się nie zastanawiać. Dokonał wyboru, który nie był konieczny, ale w kilkuletniej perspektywie może wyjść klubowi na zdrowie. Odciążył klubowy budżet – bo Di Gregorio ma zarabiać „tylko” 2,5 mln euro netto rocznie – pozyskał dużo bardziej perspektywicznego piłkarza, a przy tym może nawet nie tylko nie straci na jakości, ale kto wie, czy wręcz nie zyska.
ZYSKUJĄ WSZYSCY
I choć przy takim postawieniu sprawy to Szczęsny może wydawać się tym poszkodowanym, to dodając sytuacji szerszy kontekst wszystko nie wygląda dla niego już tak źle. Przede wszystkim polski bramkarz od dawna nie ukrywał, że nie ma ambicji wieloletniego kontynuowania kariery na najwyższym światowym poziomie. Po Euro 2024 prawdopodobnie zakończy karierę reprezentacyjną, a potem będzie mógł się cieszyć aktywną i przynoszącą profity końcówką przygody z futbolem.
Transfer akurat teraz do Al Nassr, gdzie może zarobić nawet trzy razy więcej niż w Juventusie, a przy tym ponownie grać w jednym zespole między innymi z Cristiano Ronaldo, wygląda na pociąg, który podjeżdża raz i nie można go przegapić. Gdyby polską „jedynkę” zapytać o wymarzony scenariusz pożegnania się z Juve, to od wieloma względami zapewne byłby zbieżny z tym, co widzimy obecnie.
Szczęsny przez dziewięć lat w Serie A przeżył kilka epok i napisał mnóstwo ciekawych historii. Wprowadzał do europejskiej piłki Alissona wygrywając z nim rywalizację, sam był przywitany w Juventusie przez Gianluigiego Buffona, potem legenda włoskiej piłki była jego zmiennikiem… Przy tym Polak wygrał trzy mistrzostwa Włoch i był ważną, pełnoprawną częścią Starej Damy stojącej jeszcze na samym szczycie włoskiego futbolu.
„Tek”, jak nazywają Szczęsnego we Włoszech, opuszcza turyńczyków, którzy zamierzają całkowicie się odświeżyć i zacząć zupełnie nową erę. Odejdzie zapamiętany jako bramkarz wysokiej klasy, na którego – poza niewielkimi wyjątkami jak słaby okres latem 2021 roku – praktycznie zawsze można było liczyć. A przy tym trafi w miejsce, gdzie zarobi prawdziwą fortunę, a swoją karierę będzie mógł wygaszać stopniowo.
Choć czysto sportowo Polak zasłużył na dalsze cieszenie się mianem podstawowego bramkarza Juventusu, to w tym ruchu zgadza się wszystko. Z perspektywy Bianconerich, Di Gregorio i samego Szczęsnego.