Czy Daniele Orsato będzie nam sędziował również w meczach turnieju Euro 2024 w Niemczech?
Rafał Rostkowski: – Po dogrywce meczu z Walią przyszedł mi do głowy pomysł, żeby 1 kwietnia opublikować tekst, że Włoch będzie sędzią meczu Holandia – Polska w Hamburgu, czyli pierwszego meczu biało-czerwonych w tym turnieju. Po tym pytaniu byłoby to już chyba zbyt grubymi nićmi szyte, więc się powstrzymam. Ale tak całkiem serio: oczywiście jest taka możliwość, że UEFA wyznaczy go na mecz Polski po raz kolejny, choć przypuszczam, że raczej nie w pierwszym meczu z Holandią. Do UEFA chyba dotarło, jak bardzo to jest szczęśliwy dla Polski sędzia…
Jeśli nie Orsato, to kto?
– Przypuszczam, że w meczach grupowych będą nam sędziować Anglik – Anthony Taylor albo Michael Oliver, Niemiec – Felix Zwayer albo Daniel Siebert albo ewentualnie Tobias Stieler, może Szwed Glenn Nyberg, Norweg Espen Eskas lub Rumun Istvan Kovacs, ewentualnie arbiter z Ameryki Południowej, bo taki też ma być zaproszony na Euro 2024. Ale pamiętajmy, że to jest bardzo wczesna, bardzo wstępna prognoza. Do turnieju mamy przecież jeszcze ponad dwa miesiące, a Komisji Sędziowska UEFA nawet jeszcze nie ogłosiła listy nominowanych sędziów. Jak ją zobaczymy, obejrzymy kolejne mecze Ligi Mistrzów, to może będzie można te prognozy jakoś skorygować. Myślę, że gdyby Polacy awansowali z grupy, to wtedy ponowne spotkanie z Orsato stałoby się bardziej prawdopodobne. A gdyby jeszcze biało-czerwoni doszli do finału, to byłoby prawie pewne, gdyż Orsato jest uznawany za kandydata numer 1 do prowadzenia najważniejszego meczu tego turnieju.
A czy kiedykolwiek zdarzyło się, żeby jakiś sędzia był tak szczęśliwy dla biało-czerwonych jak Orsato? Przy Włochu zremisowaliśmy towarzysko 2:2 z Niemcami, wygraliśmy z Czarnogórą 4:2 w eliminacjach do mistrzostw świata w Rosji, zremisowaliśmy 1:1 z Hiszpanią na Euro 2020, wygraliśmy 2:0 ze Szwecją w barażu o mundial w Katarze, zremisowaliśmy 1:1 z Czechami w eliminacjach do Euro 2024, no i teraz wygraliśmy z Walią po karnych w Cardiff…
– Tak, to wyjątkowa historia. Aż takiego dorobku, oprócz Orsato, nie ma z nami żaden sędzia. Szkot Robert Valentine w czasie mundialu w Hiszpanii w 1982 roku sędziował mecz Polski ze Związkiem Radzieckim. Remis 0:0 dał nam awans do półfinału. Trzy lata później Valentine na Stadionie Śląskim w Chorzowie prowadził mecz Polska – Belgia w eliminacjach do mistrzostw świata w Meksyku. Remis 0:0 znowu był dla nas szczęśliwy. Myślę, że na liście najszczęśliwszych dla Polski arbitrów Orsato jest pierwszy ze sporą przewagą nad Valentinem i całą resztą stawki.
W meczu z Walią decyzje Orsato były dla Polski bardzo korzystne. Czy wszystkie były prawidłowe?
– Największe kontrowersje wzbudziła sytuacja, w której Przemysław Frankowski kopnął Moore’a w naszym polu karnym. Gdyby Orsato podyktował rzut karny dla Walii, formalnie nie można byłoby tej decyzji podważyć. Moglibyśmy tylko narzekać, że sędzia nie czuł ducha gry i gwizdnął bez sensu. Na szczęście Włoch uwzględnił, że to kopnięcie nogą w nogę nie miało żadnego wpływu na wynik ani na przebieg gry i nie kwalifikowało się do kary indywidualnej. Czyli tak naprawdę było to zdarzenie dla meczu nieistotne. Pewnie dlatego Orsato nie gwizdnął, a sędziowie VAR nie wezwali go do monitora.
A gol dla Walii w końcówce pierwszej połowy meczu?
– Słusznie został anulowany, ponieważ był spalony. Mały, prawdopodobnie kilkucentymetrowy, ale to też spalony. Zresztą skoro sędzia asystent w czasach VAR sam podniósł chorągiewkę, to musiał być naprawdę pewny swojej decyzji. Sędziowie wideo potwierdzili prawidłowość tej decyzji.
Ale czerwonej kartki Walijczykowi w ostatniej minucie dogrywki już chyba nie musiał pokazywać?
– Zgadzam się. Samo przewinienie było na pograniczu nieostrożności i nierozważności, czyli sędzia mógł, ale nie musiał sięgnąć po żółtą kartkę. Przypuszczam, że Orsato pokazał ją nie pamiętając, że ten zawodnik już miał na koncie jedną żółtą. Gdyby o tym wiedział, chyba nie pokazałby mu drugiej i w efekcie czerwonej za taki w sumie błahy faul. Ale trudno tę decyzję podważyć, bo to była sytuacja z pogranicza, ocenna, można ją subiektywnie odbierać bardzo różnie. Prawdziwa kontrowersja, o której można długo dyskutować. Na szczęście to już była końcówka dogrywki, więc czerwona kartka nie miała już istotnego wpływu na przebieg meczu. Ani Walijczykom zbytnio nie zaszkodziła, ani biało-czerwonym nie pomogła. Tyle tylko, że wykluczony zawodnik po zejściu z boiska nie mógł wziąć udziału w serii rzutów karnych.