Uzasadniony entuzjazm Zagłębia
Dzięki niebywałemu sukcesowi w Gliwicach 61-letni szkoleniowiec zyskał słuszny pseudonim “Waldek King”. W listopadzie 2022 roku, kiedy większość kibiców kierowała już swoją uwagę ku nadchodzącemu mundialowi, Fornalik rozpoczął misję utrzymania Zagłębia Lubin w Ekstraklasie. Do pierwszego spotkania, które miało się odbyć pod koniec stycznia, nowy trener Miedziowych miał dużo czasu, więc mógł spokojnie zdiagnozować problemy swojej nowej drużyny. Wydawało się, że skoro były selekcjoner widział już w naszej piłce wszystko, to uratowanie lubinian nie powinno stanowić większych trudności.
Natomiast znowu powtórzyło się znane powiedzenie, że papier przyjmie wszystko, bo praktyka to już całkowicie co innego. Mimo że nowy trener rozbudził nadzieje zaraz po pierwszym meczu, wygrywając derbowe spotkanie we Wrocławiu aż 3:0, to kibice natychmiast zostali sprowadzeni na ziemię po kolejnych spotkaniach, w których Zagłębie wyglądało bardzo słabo. To właśnie wtedy zaczął się objawiać problem, który towarzyszył Fornalikowi przez całą jego kadencję, czyli szybko tracone bramki. Z tym że niekorzystny wynik zawsze można próbować odrobić. Jednak tej umiejętności lubinianie nie potrafili opanować. Na przykład porażka z Piastem Gliwice (0:2) w lutym 2023 roku była już pewna po pierwszej odsłonie, w której to piłkarze trenera Vukovicia z łatwością przedostawali się pod pole karne rywala.
Pojawiały się również mecze, w których lubinianie grali naprawdę ciekawą i ofensywną piłkę, ale nie byli skuteczni lub tracili bramki w samej końcówce spotkań, jak chociażby w starciu domowym z Pogonią Szczecin (0:1). Aczkolwiek na tamten moment, reaktywne nastawienie z kreatywnym Łukaszem Łakomym w środku zdawało egzamin, w efekcie czego Miedziowi utrzymali się w lidze. Aż tyle i tylko tyle.
Nieustający brak progresu
Nowy sezon miał być zupełnie inny, a w Lubinie liczono na więcej. Waldemar Fornalik dostał piłkarzy, którzy pasowali mu do koncepcji i rzeczywiście po letnim okienku transferowym kadra wyglądała na dość mocną. Co więcej, lubinianie przez znaczną część obserwatorów polskiej piłki byli typowani jako potencjalny czarny koń rozgrywek. Znowu – na papierze zgadzało się wszystko. Doświadczony trener, wzmocniona kadra doświadczonymi graczami jak Dąbrowski czy Wdowiak, trochę zdolnej młodzieży, brak większej presji… Teoretycznie Zagłębie miało wszystko, aby wyjść z przeciętności i nijakości, którą obserwowaliśmy w poprzednich rozgrywkach.
I początek sezonu 2023/2024 naprawdę dawał nadzieję na to, że Miedziowi mogą zakręcić się wokół nawet miejsc pucharowych. Oczywiście zdarzały się wpadki, ale znacznie częściej pojawiały się punkty, co napawało sporym optymizmem na resztę sezonu. Dla trenera Fornalika zawsze liczył się najpierw wynik i w tamtej części sezonu był on naprawdę solidny.
Jednak w październiku wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart. Defensywa momentami wręcz nie istniała, a trener nie potrafił zmotywować swojej drużyny na tyle, aby po szybko traconej bramce móc jeszcze wrócić do meczu. Co więcej, pojawiały się kompromitujące spotkania np. z Rakowem, które lubinianie przegrali 0:5, oddając w całym meczu ledwie jeden celny strzał. Zagłębie Fornalika nie oglądało się już z przyjemnością. Czy to był punkt zwrotny? Jednoznacznie trudno stwierdzić, aczkolwiek później Miedziowi zdecydowanie częściej wyglądali, jakby wychodzili na boisko wyłącznie po to, aby nie stracić gola. Nawet kiedy udało im się wyjść na prowadzenie, nie mieli w sobie tyle animuszu, by iść za ciosem. A powinni.
Znów posłużmy się przykładem z konkretnego spotkania. W 15. kolejce na Dolny Śląsk przyjechał Widzew Daniela Myśliwca. Mecz przez większość czasu przebiegał po myśli gospodarzy, którzy tworzyli sporą liczbę sytuacji i zasłużenie objęli prowadzenie w 60. minucie. Jednakże po zdobyciu bramki Miedziowi wycofali się pod własne pole karne i skupiali się już tylko i wyłącznie na odpieraniu ataków. Efekt? Łodzianie w ostatniej minucie oddają jedyny celny strzał i wywożą z Lubina remis. Trudno o bardziej bolesną karę za minimalizm.
*Reklama
Oglądaj Ligę Mistrzów i Ekstraklasę w Canal +
Jesień podopieczni trenera Fornalika skończyli wyżej niż przed rokiem (10. miejsce). Natomiast nie można powiedzieć, by był to adekwatny rezultat do potencjału, jaki Zagłębie posiada. Gdzie szukać przyczyny takiego stanu rzeczy? Przede wszystkim w nastawieniu. Wydaje się, że trener poległ w tym aspekcie już w ubiegłych rozgrywkach. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na kwadranse traconych bramek i ich liczbę w wykonaniu Miedziowych. W pierwszych 15 minutach Zagłębie straciło aż 11 bramek i pod tym względem przodowało w tabeli.
Pojawiały się zatem rywalizacje takie jak z Koroną, Cracovią, Jagiellonią czy Legią, gdy bramki dla rywala padały bardzo szybko (często po kuriozalnych błędach w obronie), w efekcie czego mecze błyskawicznie się “wyjaśniały”.
Fornalik, czyli król z uszkodzoną koroną
Wiosna 2024 zapowiadała się na ostatnie pół roku 61-letniego szkoleniowca w Lubinie. Zagłębie znowu nie grało na miarę możliwości, więc wszystko wskazywało na to, że wygasający w czerwcu kontrakt nie zostanie przedłużony. W tym, by doszło do zmiany opinii o Fornaliku, nie pomagał sam trener i występy jego drużyny. Mecze lubinian oglądało się bardzo nieprzyjemnie, zespół był nastawiony defensywnie, ale dopisywało mu szczęście. Chyba nie da się tego inaczej określić, gdy przypomnimy sobie domowy mecz z Koroną czy wyjazdowy z Pogonią.
Przeciwko drużynie trenera Kuzery gospodarze nie tworzyli dużej liczby jakościowych sytuacji. Tak naprawdę Zagłębie wykorzystało jeden moment, w którym błąd popełniła defensywa kielczan, dzięki czemu objęło prowadzenie. Z tym że w końcówce Korona wyrównała i została wówczas skrzywdzona przez Daniela Stefańskiego, który nie uznał prawidłowo zdobytej bramki. Z kolei w Szczecinie mecz wybronił Sokratis Dioudis, który odpierał huraganowe ataki Portowców. Lubinianie wygrali tamten mecz 2:0, choć według statystyk portalu Ekstrastats w 56% przypadków to Pogoń powinna sięgnąć po pełną pulę. W końcu rzadko się zdarza, że zespół oddający aż 16 strzałów, z czego 9 w światło bramki, nie kończy żadnej akcji golem. Zwłaszcza że Duma Pomorza wykręciła aż 2.46 xG przy 1.66 Zagłębia, więc nie można mówić o tym, że goście byli lepsi. Znów Fornalika uratowało szczęście.
Jednakże prędzej czy później suma farta zawsze wyjdzie na zero, nawet w tak niesprawiedliwym sporcie jak piłka nożna. Zagłębie znów wpadło w dołek, czym przekreśliło swoje szanse na wysokie miejsce na koniec sezonu. Ktoś powie, że w sumie ósma lokata w porównaniu do ostatnich dwóch kampanii to wynik zadowalający. I rzeczywiście w perspektywie krótkoterminowej można się z tym stwierdzeniem zgodzić. Jednak patrząc długofalowo, to lubinianie pod wodzą trenera Fornalika nie zrobili lepszego wyniku od chociażby Zagłębia Martina Seveli.
Ze słowackim trenerem, który opuścił klub latem 2021 roku, wiąże się ciekawa historia z jego ostatniego meczu w barwach Zagłębia. Po kompromitującej porażce z Wisłą Płock (0:4), przekreślająca jednocześnie szanse na europejskie puchary, trener na konferencji powiedział, że jego drużyna mentalnie pozostała na 8. miejscu. Dlaczego o tym wspominamy? Bo rolą trenera jest wykrzesanie z piłkarzy tego, co najlepsze. Nie tylko piłkarsko, ale może i przede wszystkim psychicznie. Zastanawiający jest fakt, że po przejściu obozu przygotowawczego z trenerem Fornalikiem, nowi gracze zaczęli kompletnie gasnąć. Najprostszy przykład to przychodzący w sierpniu 2023 roku Mateusz Wdowiak.
Były mistrz Polski z Rakowem przychodził do klubu prosto po eliminacjach do Ligi Mistrzów gotowy, aby pełnić ważną rolę w nowej drużynie. I rzeczywiście z miejsca Wdowiak stał się kluczową postacią Zagłębia, zdobywając jesienią 4 bramki i notując 1 ostatnie podanie. Jednak po zimowych przygotowaniach 28-latek kompletnie zgasł. Można wręcz rzec, że dopasował się do miernego poziomu kolegów.
Młodzież? Tylko teoretycznie
W ostatnich latach przynajmniej raz w roku z Zagłębia odchodził wychowanek, który dzięki ciężkiej pracy i okrzepnięciu na poziomie Ekstraklasy mógł z podniesioną głową ruszać na zachód do bardziej prestiżowych lig. Takich piłkarzy zbudował za pierwszej kadencji Piotr Stokowiec (Krzysztof Piątek, Jarosław Kubicki, Filip Jagiełło) czy również Martin Sevela, który otworzył bramy do seniorskiej piłki 17-letniemu Bartoszowi Białkowi. Z kolei za kadencji Dariusza Żurawia spory progres poczynili Patryk Szysz oraz Łukasz Poręba,
Natomiast Fornalik z własnej, nieprzymuszonej woli nie rozwinął nikogo. A to nie jest tak, że w Lubinie nie ma już dobrze rokujących młodzieżowców. O potencjale Tomasza Pieńki głośno jest już od kilku lat, tymczasem w jego wykonaniu obserwujemy ledwie momenty, gdy pokazuje pełnię talentu. Progres miał zostać poczyniony za kadencji nowego trenera, który chwalił się tym, że w Piaście postawił na wcześniej szerze nieznanego Michaela Ameyawa, albo zbudował przychodzącego z Legii Ariela Mosóra. Aczkolwiek na Dolnym Śląsku podczas jego rządów sprzedani zostali już tak naprawdę gotowi zawodnicy, którzy od dłuższego czasu palili się do wyjazdu. Tak było zarówno w przypadku Łukasza Łakomego, a w kolejnych rozgrywkach Kacpra Chodyny, który zamienił Lubin na Warszawę.
Ktoś powie (i może słusznie), że Fornalik postawił ochoczo na Igora Orlikowskiego. Jednak warto zauważyć, że gdyby nie głupota Michała Nalepy i jego czerwona kartka w meczu z Legią (0:2), to młody stoper nie powąchałby murawy w tym sezonie. Szanse dla niego pojawiły się zatem bardziej ze względu na okoliczności, a nie odwagę 61-latka wobec wychowanków. Zresztą były selekcjoner sam potrafił sobie zaprzeczyć w kwestii młodzieżowców. Po meczu z Lechią Gdańsk, w którym Orlikowski nie prezentował się najlepiej, stwierdził, że nie posadzi go na ławce po jednym błędzie (chociaż kluczowym, bo doprowadził do straty bramki). Ten sam trener w sezonie 2023/2024 wystawił na mecz domowy z Legią Szymona Weiraucha w bramce i ten również zagrał fatalnie. Po tamtym feralnym spotkaniu obecny golkiper Lechii Gdańsk więcej w miedziowych barwach już nie zagrał.
Ponadto dosyć znamienne jest, że odkąd został wprowadzony przepis o młodzieżowcu, wyłącznie za kadencji trenera Fornalika lubinianom zdarzało się rozgrywać mecze bez ani jednego z młodych graczy w jedenastce. Dopiero w nowych rozgrywkach to uległo zmianie, gdyż ten warunek stał się jednym z kluczowych do przedłużenia umowy z 61-latkiem. Znów zatem młodzieżowcom bardziej pomogły okoliczności – kompromis trenera z władzami klubu – a nie jego pryncypia.
Zwieńczone dzieło pod Jasną Górą
Drugi pełny sezon byłego selekcjonera miał stanowić zdecydowany krok naprzód. Rzeczywistość jednak znów okazała się być zgoła odmienna względem założeń. W efekcie po 9 kolejkach Waldemara Fornalika pożegnano. Czy słusznie? Jedni uważają, że tak. Drudzy, że nie, ale ci po prostu sądzą, iż z klubem powinien rozstać się znacznie wcześniej.
Zagłębie Lubin jak dotąd w tych rozgrywkach zanotowało ledwie dwa zwycięstwa. Co więcej, nie były one ani trochę przekonujące. Zwłaszcza mecz z GKS-em Katowice powinien skończyć się zupełnie inaczej. Beniaminek przeważał przez większość spotkania, tworząc więcej jakościowych okazji do zdobycia bramki. Szczęśliwie lubinian w końcówce uratował debiutant – Hubert Adamczyk.
Natomiast to, co zaprezentowało Zagłębie Lubin w spotkaniu 9. kolejki PKO BP Ekstraklasy – jak to mówi jeden z komentatorów naszej ligi – powinno być zabronione. Nawet pomimo faktu, że pierwsza połowa nie wskazywała na aż taki pogrom. A jednak mecz w Częstochowie pokazał jedno. Nie dość, że Waldemar Fornalik stracił szatnię, to dodatkowo udowodnił, iż nie ma pomysłu na wyciągnięcie drużyny z dołka. Z meczu na mecz w Lubinie było coraz gorzej.
Na konferencji prasowej po klęsce z Rakowem 61-letni szkoleniowiec próbował narzucić narrację mówiącą, że porażka 1:5 jest nieadekwatna do tego, co zobaczyliśmy na boisku. Faktem jest to, iż Raków oddał ledwie sześć strzałów w kierunku bramki i pięć z nich wylądowało w siatce. Jednak stało się tak, gdyż defensywa lubinian na to po prostu pozwoliła. To nie było szczęście Medalików tylko fatalna ocena sytuacji przez Dominika Hładuna, który chyba zagrał najgorszy mecz w karierze, a także obrońców, na czele z Aleksem Ławniczakiem.
Zagłębie Lubin z Fornalikiem zmierzało wyłącznie do rychłego spadku z ligi. Brakowało liderów, którzy wzięliby grę na siebie oraz umiejętnej reakcji trenera na wydarzenia boiskowe. W dodatku defensywa przestała być żelazna, a stała się dziurawa niczym ser szwajcarski. Nic zatem dziwnego, że Miedziowi z taką grą wylądowali w strefie spadkowej. Fornalik zostawia zespół na 16. miejscu ze zdobyczą 8 punktów na 27 możliwych.
Teraz zwolnieniem go prezes Jeż przyznał się do błędu, jakim niewątpliwie było zostawienie Waldemara Fornalika na stanowisku pierwszego trenera, zwalniając go po kompromitacji w Częstochowie.