HomePiłka nożnaW cieniu Alonso. Architekci wielkiego sukcesu Bayeru Leverkusen

W cieniu Alonso. Architekci wielkiego sukcesu Bayeru Leverkusen

Źródło: Marcin Borzęcki

Aktualizacja:

Twarzami pierwszego w historii zdobytego przez Bayer Leverkusen mistrzostwa są przede wszystkim Xabi Alonso, Granit Xhaka czy Florian Wirtz. W cieniu tytaniczną pracę wykonało jednak kilka postaci, które sprawiły, że kibice leczą dziś kaca po niedzielnej imprezie, a na horyzoncie mają jeszcze potencjalnie dwie równie mocne balangi.

Xabi Alonso

ZUMA Press, Inc.

Ulica Xabiego Alonso

W Niemczech od lat istnieje niepisana reguła, która pozwala arbitrom na niedoliczanie minut do regulaminowego czasu gry, jeśli jedna z drużyn wysoko wygrywa i obie dają do zrozumienia, że najchętniej zakończyłyby już spotkanie. Nie zdarzało się jednak, by gwizdek wybrzmiał jeszcze przed upływem 90 minut, a przecież tak właśnie stało się podczas niedzielnego starcia Bayeru Leverkusen z Werderem Brema. Porządek stadionowy został naruszony po raz pierwszy po bramce Floriana Wirtza na 4:0, ale rozemocjonowany tłum udało się jeszcze zepchnąć poza bandy reklamowe. Kiedy jednak Wirtz skompletował hat-tricka na 37 sekund przed przepisowym końcem, żądnej zabawy szarańczy powstrzymać już się nie dało. Prowadzący zawody Harm Osmers przytomnie uznał więc, że lepiej dmuchnąć trzy razy w gwizdek i więcej nie przeszkadzać.

Leverkusen długo będzie jeszcze celebrowało historyczny tytuł, a nazwiska piłkarzy przejdą do historii i przez kolejne dekady będą przez kibiców recytowane z pamięci. Xabi Alonso już doczekał się transparentów i flag ze swoim wizerunkiem, a w przypływie emocji niektórzy zaczęli nawet nazwy ulic zaklejać personaliami Baska i cokolwiek już w trakcie kariery nie zrobi – będzie w Bayerze czczony. Byłoby jednak niepotrzebnym uproszczeniem i krótkowzrocznością nie docenić tych, którzy na sukces Bayeru pracowali równie mocno, a niekoniecznie błyszczą dziś na okładkach gazet.

Pan z telewizji w fotelu prezesa

Mogłoby się wydawać, że epoka „hiszpańskiego Bayeru” rozpoczęła się w październiku 2022 roku. To wtedy na ławce trenerskiej zasiadł Alonso, a u jego boku zaufani współpracownicy – asystent Alberto Encinas i specjalista od stałych fragmentów gry Sebastian Parrilla. Można nawet powiedzieć, że klub stał się jeszcze bardziej południowy w kolejnych okienkach transferowych – najpierw kontraktując Alejandro Grimaldo z Benfiki, a potem ściągając Borję Iglesiasa z Betisu. A są też w szatni inni piłkarze o latynosko-iberyjskim sznycie: Exequiel Palacios (Argentyna), Gustavo Puerta (Kolumbia) czy Piero Hincapie (Ekwador). Tak naprawdę jednak tę mentalność zakorzenił już w 2018 roku Fernando Carro. Człowiek który wcześniej nie pracował w żadnym klubie, a wtedy niespodziewanie objął funkcję prezesa Bayeru.

Pochodzący z Barcelony 59-latek stał się wówczas pierwszym w historii zagranicznym szefem klubu z Bundesligi i niektórzy już na początku zaczęli go brać za wariata. Gdy zaczął na wejściu opowiadać o tym, że gablota na BayArena powinna zacząć się zapełniać, a klub powinien regularnie grać w Lidze Mistrzów i rzucać wyzwania Bayernowi, można było rzeczywiście spojrzeć na niego z podejrzeniem. Ale widocznie zadziałał tu w myśl powiedzenia Einsteina: jeśli wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, to niech przyjdzie ktoś, kto o tym nie wiem i po prostu to zrobi.

Carro rzeczywiście zdawał się nie wiedzieć, że przejął klub mający łatkę największego fajtłapy w kraju. Nie za bardzo przejmował się tym, że jeden z członów nazwy był złośliwie przekręcany na „Neverkusen”. Może nawet nie za bardzo wiedział, jak poruszać się na nowym stanowisku, bo wcześniej przez ponad dwie dekady pracował na kierowniczych stanowiskach ale w wielkim koncernie mediowym Bertelsmann. Z piłką zawodowo nie miał jednak zbyt wiele wspólnego. Jako zręczny biznesmen, facet piekielnie ambitny i zakochany w liczbach, zaczął układać Bayer na swoją modłę i myśleć o nim w kategorii korporacji. Szybko ruszył do wykorzystywania uśpionego potencjału i wykorzystywania swoich międzynarodowych kontaktów. Analizowanie taktyki pozostawił fachowcom, a sam skupił się na rozwijaniu tego miejsca jako firmy, która ma zarabiać i osiągać sukcesy. Po sześciu latach można powiedzieć, że udało mu się to znakomicie.

Uczeń legendy

To w ostatnich latach w Niemczech dość modne, by byli piłkarze – po zakończeniu kariery – strój piłkarski zamieniali na garnitur i stawali się dyrektorami sportowymi. Tak potoczyło się zawodowe życie Frediego Bobicia (były dyrektor Stuttgartu i Herthy), Mario Gomeza (dyrektor koncernu piłkarskiego Red Bulla), Clemensa Fritza (Werder Brema) czy Sebastiana Kehla (Borussia Dortmund). Takich przykładów można by wymieniać jeszcze więcej, ale żaden z nich nie zrobił jednak tak spektakularnej kariery jak Simon Rolfes. To były pomocnik Bayeru, który w latach 2005-2015 rozegrał w barwach tego zespołu blisko 400 spotkań, co nie zaowocowało jednak ani jednym zdobytym trofeum. Po trzech latach od zawieszenia butów na kołku został za to włączony do struktur gabinetowych.

Najpierw wrzucono go na chwilę do działu młodzieżowego, ale dość szybko dostrzeżono w nim znacznie większy potencjał. Po kilku miesiącach został więc przesunięty na pozycję dyrektora sportowego i u boku Rudiego Voellera uczył się mechanizmów tej pracy od podstaw. Gdy więc pod koniec 2021 roku Voeller ogłosił, że wkrótce przejdzie na emeryturę, Rolfes był już gotowy, by przejąć jego kompetencje i odpowiadać za to, jacy piłkarze mają grać w Leverkusen i kto ma ich trenować. Jego blisko dwuletnia praca to jak na razie pasmo sukcesów – trafił w dziesiątkę zatrudniając Alonso, zbudował też niezwykle jakościową i szeroką kadrę, która pozwala Baskowi dowolnie żonglować nazwiskami w obrębie wyjściowej jedenastki. Zadbał też o to, by nie nadszedł w najbliższym czasie moment utraty kilku kluczowych zawodników – większość z nich jest bowiem związanych z klubem jeszcze wieloletnią umową, a jakby tego było mało, to właściwie tylko Jeremie Frimpong ma w kontrakcie relatywnie niską klauzulę odejścia (reszta nie ma ich wcale albo ma na bardzo wysokim poziomie). W listopadzie sam Rolfes prolongował kontrakt z klubem do 2028 roku.

Od stażysty do planera

Kim Falkenberg też był w przeszłości piłkarzem, ale nawet nie otarł się o poziom, na którym grał Rolfes. Rozegrał nieco ponad 100 meczów w 2. Bundeslidze, a przygodę zakończył jako zawodnik 3-ligowego VfL Osnabrueck. Zapowiadał się jednak całkiem nieźle – w 2007 roku wygrał w barwach Bayeru młodzieżowe mistrzostwo Niemiec, dostał nawet zaproszenie do drużyny seniorskiej, ale ostatecznie na karierę w Bundeslidze zabrakło talentu. Nie zabrakło jednak szczęścia, gdy na jednej z imprez kilka lat później spotkał się z byłymi kolegami z Leverkusen i dyrektorem zespołu Jonasem Boldtem. Falkenberg studiował wtedy zarządzanie w sporcie i szukał miejsca, w którym mógłby odbyć wymagany do zaliczenia kierunku staż. Boldt zaproponował mu więc praktyki w dziale skautingowym Bayeru.

Wychowankowi B04 nie brakowało zapału i umiejętności w wyszukiwaniu zdolnych piłkarzy, co szybko spostrzegli przełożeni. Staż błyskawicznie przerodził się w stałe zatrudnienie, a Falkenberg weekendy spędzał jeżdżąc po kraju i tworząc dla klubu raporty na temat utalentowanych nastolatków. Już po czterech latach awansował na szefa swojego działu, a w lipcu 2023 roku został mianowany planerem kadry. To raczej niespotykana w Polsce funkcja, wysoce ceniona jednak w niemieckich klubach piłkarskich. Jest więc teraz 36-latek osobą spajającą komórkę skautingową z pionem dyrektorskim i ma bardzo ważny głos w sprawie tego, jak powinien wyglądać zespół – które pozycje należy wzmocnić, na jakich płaszczyznach drużyna ma braki, kogo powinno się kupić, a kogo sprzedać.

Legenda i mentor

W całej tej wyliczance nie mogłoby zabraknąć ikony klubu. Najpierw w latach 1994-1996 Rudi Voeller był zawodnikiem, potem dwukrotnie tymczasowym trenerem, aż w końcu od 2005 do 2018 roku dyrektorem. Można by więc zapytać: no dobrze, ale skoro od sześciu lat nim już nie jest, to jaki ma wpływ na to, że zespół Alonso dał miastu pierwszy tytuł mistrzowski w historii? Ogromny. Jego wkładu w rozwój całej instytucji nie można nie docenić. Na przestrzeni ponad dekady pracy rozwinął klub i ustabilizował jego pozycję w niemieckiej czołówce. Wprawdzie nie może pochwalić się ani jednym wygranym trofeum, ale może pochwalić się wytyczeniem drogi rozwoju opartej na inwestycji w młodych zawodników i stworzeniem zdrowych fundamentów, na których teraz funkcjonuje krajowy mistrz. Jako postać o niezwykłej estymie w świecie piłkarskim i szerokiej bazie kontaktów wzniósł B04 na wyższy poziom i – co równie ważne w tej najświeższej historii – znakomicie przygotował Simona Rolfesa do funkcji, którą ten tak efektywnie teraz piastuje. W dużej mierze więc wczorajszy sukces – ale i kolejne – będą efektem jego wieloletniej pracy.

MARCIN BORZĘCKI

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Znamy szczegóły dotyczące przyszłości Gabriela Jesusa!
Dziś poznamy pierwszego spadkowicza z Ekstraklasy? Możliwe scenariusze
Rostkowski: Szkoda Pogoni, szkoda Widzewa, ale Wisła zagrała ekstraklasowo
Unai Emery po porażce z Olympiakosem: To był kluczowy moment
Serhou Guirassy na liście życzeń niemieckich gigantów
Borzęcki: Utracony prestiż. Bayern olewany jak nigdy, kolejni trenerzy mu odmawiają!
Z kim Wisła Kraków zagra w eliminacjach Ligi Europy? Znani potencjalni rywale
“Biorę za to odpowiedzialność”. Trener Tottenhamu po dotkliwej przegranej z Chelsea
Holenderzy krytycznie ocenili występ Skórasia z Fiorentiną. “Występ do zapomnienia”
Angel Di Maria może zmienić klub. Zagra ze swoim dobrym kolegą