Punkt punktowi nierówny
Kapitan Bayeru podbiega do Roberta Andricha i mówi, że któryś z nich musi się… położyć na murawie, żeby zaoszczędzić czas. Andrich odpowiada, że ma już na koncie żółtą kartkę, więc nie może ryzykować. Szwajcar bierze więc to zadanie na siebie. Z pozytywnym skutkiem. Bayerowi udaje się dotrwać do końcowego gwizdka sędziego i zabrać do domu jeden punkt. W poprzednim sezonie też udało im się zdobyć w Monachium jedno „oczko”, ale okoliczności tamtego meczu były zupełnie inne. O ile wtedy Bayer toczył z Bayernem wyrównaną walkę, a inicjatywa na boisku przechodziła wówczas z rąk do rąk, o tyle teraz był to Einbahnstrassenfussball (piękne są te niemieckie złożenia, prawda?), czyli futbol na drodze jednokierunkowej. Rok temu Bayer szukał do samego końca wyrównującego gola i znalazł go – a jakże – w doliczonym czasie, a teraz wręcz żebrał o ostatni gwizdek, uciekając się przy tym niezbyt wyszukanych zagrywek. W całym meczu Bayerowi zaliczono trzy strzały, w tym jeden dość pocieszny – Victora Boniface’a z około 70 metrów – przy czym nie ma pewności, że piłka w ogóle doleciałaby do bramki Manuela Neuera, bo ten przyjął ją nogą jeszcze przed polem karnym. Wiele to mówi o postawie Bayeru w tym spotkaniu, ale równie wiele – a może nawet więcej – o tym, jak na przestrzeni ostatnich miesięcy zmienił się monachijski Bayern.
Gorzej czyli lepiej
Po rozstaniu z Thomasem Tuchelem, Vincent Kompany był dla Bayernu w najlepszym przypadku opcją D. Nie udało się wcześniej dogadać ani z Xabim Alonso, ani z Julianem Nagelsmannem, ani z Ralfem Rangnickiem, choć akurat ta opcja dziwiła chyba najbardziej, bo przecież preferuje on zupełnie inną piłkę niż pozostali kandydaci. Dzisiaj Lothar Mathaeus mówi, że Bayern Kompany’ego gra nawet lepiej niż Bayern Pepa Guardioli, bo nie ma faz, w których spowalnia grę i gra w poprzek boiska, byle tylko utrzymać się przy piłce. Bayern Kompany’ego gra cały czas na pełen gaz, szuka jak najkrótszej i jak najszybszej drogi do bramki przeciwnika. Tempo i intensywność mają być cechami charakterystycznymi tej drużyny. Być może Matthaeus trochę pospieszył się z taką opinią, bo przecież wciąż znajdujemy się w początkowej fazie sezonu i pięć meczów ligowych to zbyt mała próba, by wyciągać daleko idące wnioski, ale 20 goli wbite rywalom w ciągu tygodnia i Bayer Leverkusen, szukający w doliczonym czasie gry sekund a nie goli, wiele mówią o tym, jak duże zmiany zaszły w Bayernie w porównaniu do poprzedniego sezonu.
Co ciekawe, analiza statystyczna w oparciu o wskaźniki udostępniane przez StatsBomb pokazuje, że w grze ofensywnej nie zmieniło się właściwie nic, a jeśli już, to na gorsze. Mimo tej samej liczby strzałów oddawanych średnio na mecz (18), mocno spadł średni współczynnik goli oczekiwanych (z 2,23 na 1,74). Bayern stwarza też nieco mniejsze zagrożenie po stałych fragmentach gry i oddaje znacznie mniejszą liczbę strzałów z czystych pozycji (2,20 u Kompany’ego przy 3,74 za Tuchela), ale współczynniki te trzeba na razie traktować z dużym dystansem. Po pierwsze – ze względu na małą próbę (każdy mecz przy tak niewielkiej liczbie meczów może znacząco zmieniać średnie), po drugie – ze względu na styl gry Bayernu. Zespół Tuchela nie grał aż tak wysoko jak drużyna Kompany’ego (średnio linia obrony Bayernu ustawiona jest o 3,5 metra dalej niż w poprzednim sezonie) i starał się często wciągać rywala do środkowej strefy, by stamtąd napędzać kontry. Kompany chce, by jego zespół odbierał piłkę wyżej, a w fazach posiadania wciska wręcz przeciwnika w jego pole karne. Tak, jak zrobił to z urzędującym mistrzem. W naturalny sposób, przy takim zagęszczeniu pola karnego przez przeciwników, liczba strzałów z czystych pozycji musiała pójść w dół. Najważniejsze, że średnia strzelanych goli póki co jak najbardziej się zgadza.
Inna intensywność
To, co znacząco poprawiło się względem poprzedniego sezonu, to gra w defensywie. Bayern znacznie szybciej odbiera rywalowi piłkę niż za czasów Tuchela i wyśrubował współczynnik PPDA do wartości 8,45 (czyli odbiera rywalowi piłkę średnio po 8,5 podaniach), przy ponad 10 za poprzednika. To przekłada się też na dwukrotnie mniejszą liczbę strzałów, jakie przeciwnicy oddają na bramkę monachijczyków (5,20 do 10,35), a także na dwukrotnie mniejsze zagrożenie, jakie generują (średnie xG przeciwnika wynosi obecnie 0,46 przy 0,83 w poprzednim sezonie). Co ciekawe, średnie xG dla strzału pozostało praktycznie na tym samym poziomie (0,09 przy 0,08), co oznacza, że rywale w dalszym ciągu oddają strzały na bramkę Bayernu z trudnych pozycji, przy czym czynią to dwukrotnie rzadziej niż robili to w poprzednim roku rozgrywkowym. Przed meczem z Bayerem, Bundesliga w swoich przedmeczowych dokumentach podała, że obecny Bayern biega też zdecydowanie intensywniej. Średnia liczba pokonywanych kilometrów skoczyła o ponad 3,5 względem poprzedniego sezonu, a liczba intensywnych biegów wzrosła z 673 do 729. Oba wskaźniki wywindowały Bayern na 2. i 3. pozycję w tabeli biegowej, mimo iż w poprzednim sezonie okupowali pod tymi względami końcowe miejsca. Można sobie zadawać pytanie, czy zmiana trybu z ekonomicznego na sportowy nie odbije się na zespole w końcówce rundy czy sezonu, ale tym sztab trenerski Bayernu będzie sobie zawracał głowę wtedy, gdy taka kwestia faktycznie zaistnieje. W końcu możliwości rotacyjne Bayernu są naprawdę ogromne i niewykluczone, że dzięki nim uda się utrzymać taką intensywność biegową do samego końca sezonu.
Zwiększona intensywność gry Bayernu względem poprzedniego sezonu, przejawia się jednak nie tylko w statystykach biegowych. Bayern podkręca tempo także mając piłkę przy nodze. Według statystyk zaczerpniętych z wyscout, pod wodzą Kompany’ego wzrosła średnia liczba podań, jaką Bayern wymienia w ciągu minuty czystego posiadania (za Tuchela 17,5, teraz prawie 19), a także średnia liczba podań w trakcie jednego posiadania (z 6,3 na 7,4). Spadły natomiast wskaźniki przeciwników. Za Tuchela Bayern pozwalał przeciwnikom na wymianę średnio 4,2 podań w trakcie posiadania, teraz szybciej rzuca im się do gardła i ograniczył tę liczbę do 3,4. No i o ile w poprzednim sezonie przeciwnicy przerywali akcję Bayernu średnio co 18 podań, o tyle teraz czynią to o wiele później – co 23 podania. To też świadczy o zwiększonej intensywności gry monachijczyków i o tempie rozgrywania akcji. Widać to zresztą gołym okiem. Gra Bayernu to próba połączenia żywiołów, czyli miks futbolu Guardioli, Flicka i Kloppa. Bayern średnio wymienia w tym sezonie o blisko 100 podań więcej niż za Tuchela (711 do 610), ale po stracie natychmiast rusza do zajadłego kontrpressingu. I właśnie tym wysokim podejściem pod przeciwnika i reakcjami po stracie piłki, Bawarczycy zaduszają kolejnych rywali. Xabi Alonso w sobotnim hicie z premedytacją oddał pole i piłkę Bayernowi. Liczył na to, że Bayer będzie w stanie utrzymać się przy piłce po stratach Bayernu i wyprowadzać groźne kontry. Testował taką grę w meczu z Feyenoordem i tam funkcjonowała ona znakomicie. Ale Feyenoord to nie Bayern. Reakcja Bawarczyków po stratach była w tym meczu mistrzowska, co całkowicie wytrąciło Xabiemu i jego drużynie atuty z rąk. Bayer, mający w swoich szeregach tak fantastycznych i – zdawałoby się – „niepressowalnych” techników, jak Grimaldo, Wirtz, Xhaka, czy Tapsoba (uchodzący za jednego z najlepiej wyprowadzających piłkę obrońców w lidze), nie był w stanie utrzymać się przy piłce przez 3-4 sekundy po jej przejęciu i wymienić choćby 2-3 podań, by dać sobie szansę na wyprowadzenie kontry.
Wymienność pozycji
Wiele zmieniło się także w strategii meczowej. Bazowym ustawieniem Bayernu pozostaje struktura 1-4-2-3-1, przy czym piłkarze płynnie zmieniają swoje pozycje i role na boisku. Także dlatego, że pod wodzą Kompany’ego kryją zazwyczaj każdy swego i to na całym boisku. Mały szczegół z meczu z Holstein Kiel – Dayot Upamecano był w nim odpowiedzialny za Shuto Machino. Napastnik Kilonii cofnął się pod własne pole karne, by pomóc w rozegraniu piłki, ale cały czas miał przy sobie środkowego obrońcę Bayernu. Utrudniło to gospodarzom wyjście spod pressingu Bayernu, a Holtby podał w tamtej sytuacji piłkę wprost pod nogi Gnabry’ego, z czego zrodził się gola dla Bayernu. Bawarczycy bardzo chętnie zmieniają swoje pozycje na boisku. Skrzydłowi raz atakują szeroko, raz z półprzestrzeni, zostawiając szerokość boiska dla bocznych obrońców. Ci z kolei równie często dublują rolę środkowych pomocników. Raphael Guerreiro ustawia się w fazie posiadania piłki jak „ósemka”, a czasem nawet jak „dziesiątka”, a Joshua Kimmich, który jest chyba najbardziej elastycznym taktycznie piłkarzem w drużynie Kompany’ego, odgrywa wszelakie role na boisku. Nominalnie gra na pozycji numer 6 (czasem 8), ale często interpretuje ją po „krossowemu”. W rozegraniu piłki albo schodzi między środkowych obrońców, albo ustawia się po ich prawej stronie, kiedy wspomniany wyżej Guerreiro podchodzi wysoko (o ile właśnie to on gra na prawej obronie). Arcyciekawą rolę Kompany przypisał Kimmichowi w meczu z Freiburgiem. Joshua wypełniał podwójną rolę – środkowego pomocnika i prawego obrońcy. Kompany miał świadomość, że Vincenzo Grifo, grający nominalnie na lewym skrzydle, nigdy nie gra jak skrzydłowy. Schodzi z tej pozycji do środka i stamtąd napędza ataki Freiburga. Belgijski szkoleniowiec zdecydował się więc na wariant gry bez nominalnego prawego obrońcy, dokładając więcej boiskowych obowiązków swojemu środkowemu pomocnikowi i plan wypalił w całej rozciągłości.
No i być może najważniejsza kwestia. Po sobotnim hicie miałem okazję porozmawiać z Carstenem Fussem, dziennikarzem DAZN, który przebywa w bliskim otoczeniu piłkarzy Bayernu. Zwracał on uwagę na zmianę, jaka zaszła w relacji na linii trener – zespół. Podkreślał, że komunikacja wewnątrz zespołu weszła na znacznie wyższy poziom. Kompany wręcz szuka indywidualnych rozmów, podtrzymuje na duchu, wspiera, pomaga i tłumaczy. Poprzednik nie stronił od publicznej swoich zawodników, kwestionował nawet tak ważnych dla zespołu piłkarzy, jak Kimmich, domagał się transferów i rzadko sprawiał wrażenie człowieka pozytywnie nastawionego do swojego drużyny. Kompany wytwarza, póki co, zupełnie inną aurę, a piłkarze podkreślają w rozmowach z mediami, jak bardzo rozwija ich praca z nim. Bayern znów jest głodny i to widać w każdym meczu. Kiedy prowadzą 4:0, to idą po piątego gola, a potem po kolejne. W Monachium nie wystarczy wygrywać. Trzeba to robić w określonym stylu, a przeciwnik musi mieć poczucie, że przyjechał na stracenie. Kompany zdaje się to doskonale rozumieć. To dopiero początek jego pracy w Bayernie, wszystko wciąż jeszcze może pójść w złą stronę, ale ten początek jest więcej niż obiecujący.