Przetarty szlak
Schemat w teorii był dość prosty – tanio i jak najwcześniej kupić, przeprowadzić przez próg seniorskiej piłki, a potem drogo i jak najpóźniej sprzedać. W ten sposób chciano (i chce się nadal) nadrabiać dystans do Bayernu, zarówno na polu sportowym, jak i finansowym. Na przestrzeni lat wychodziło to różnie, ale nie sposób nie dostrzec i nie docenić tego, że Borussia Dortmund dorobiła się w europejskiej piłce wyjątkowego statusu. Zarówno młodzi piłkarze, ich agenci, jak również największe kluby w Europie, wiedzą doskonale, że BVB to trampolina z najwyższym znakiem jakości. Przykłady Dembele, Pulisicia, Sancho, Haalanda czy Bellinghama wszystkim przemawiają do wyobraźni. Każdy taki udany transfer sprawia, że klubowi coraz łatwiej rozmawia się z potencjalnymi kandydatami na kolejne wielkie gwiazdy. Oni wiedzą, że w Dortmundzie dostaną czas i uczciwą szansę i tylko od nich będzie zależeć, jak te okoliczności wykorzystają. System zaczyna działać samoistnie.
W ostatnim czasie zanotowano jednak pewien zastój w produkcji kolejnych klejnotów. Kadra BVB lekko się zestarzała, a co za tym idzie, wartości sprzedażowe poszczególnych piłkarzy nie były już tak wielkie, jak oczekiwano. Nie znaczy to jednak, że w Dortmundzie odeszli od swojej filozofii. Czekano z utęsknieniem na eksplozje talentów Youssoufy Moukoko, Juliena Duranville’a czy Jamiego Gittensa. I o ile Moukoko chyba jednak lekko się po drodze pogubił, a Duranville nie ma raczej zdrowia na dużą piłką i istnieje obawa, że pozostanie już tylko niespełnioną obietnicą (podobnie jak Gio Reyna), o tyle Gittens wreszcie zaczyna spełniać składane w nim nadzieje i grać na miarę swojego nieprzeciętnego talentu.
Odwrócony Robben
Vincent Kompany miał świadomość, ze naprzeciw Gittensa w Klassikerze nie może zagrać Raphael Guerreiro. Portugalczyk jest świetny w meczach z drużynami, które bronią głęboko i mają deficyt szybkościowców z przodu. Ale w meczach z zespołami, które rozwijają w ofensywie duże tempo, trzeba szukać innych rozwiązań na tej pozycji. Belg postawił więc na Konrada Laimera, który jest piłkarzem i szybszym, i agresywniejszym niż Guerreiro. Ale wystarczyła chwila nieuwagi, moment zawahania, jeden fałszywy krok… Tylko jeden. Zamiast asekurować Gittensa do boku, poszedł na wyprzedzenie, chcąc przeciąć lecącą w jego kierunku piłkę. Bardzo szybko zorientował się, że nie będzie w stanie tego zrobić, ale ten pierwszy ułamek sekundy okazał się być decydujący. Gonił Gittensa ile fabryka dała, tego drobnego błędu, popełnionego jeszcze na połowie rywala, już się nie był w stanie naprawić. Mógł jedynie liczyć na to, że Gittens pomyli się w wykończeniu – w końcu biegł na swoją słabszą lewą nogę, a gdyby ścinał do środka na prawą, to Kim mógłby go jeszcze zatrzymać – ale skrzydłowy BVB trafił lewą idealnie. Piłka poszybowała obok głowy Neuera prosto do bramki. Lepiej nie dało się tego wykończyć.
Cała akcja Gittensa była wręcz zachwycająca, ale mnie najbardziej urzekło właśnie to wykończenie. Bo Gittens to dla mnie taki odwrócony Robben. Wszyscy w zasadzie wiedzą, jak będzie kończył akcję. To zejście do środka na prawą nogę jest już jego znakiem firmowym. Ale zejście to jedno, a potem trzeba jeszcze kopnąć piłkę do bramki. Gittens wie, jak to się robi. Ma kapitalną „wkładkę” przy dalszym słupku. Wystarczy obejrzeć jego ostatnie gole w meczach z Dynamem Zagrzeb czy SC Freiburg. Warto zapamiętać zwłaszcza tego gola z Freiburgiem, bo został on poprzedzony bardzo krótkim dryblingiem. Nawet w zwolnionym tempie widać, jak szybką nogę ma Anglik i jak błyskawicznie potrafi złożyć się do precyzyjnego uderzenia. Nawet jeśli obrońca wie, co za chwilę nastąpi, to trudno mu nadążyć z reakcją.
Krok po kroku
Rozwój talentu Gittensa przebiega w sposób modelowy, pominąwszy może kontuzje, które nieco go wyhamowały. Gdyby nie one, być może znacznie szybciej byłby w tym miejscu, w którym znajduje się obecnie. Trafił do BVB w 2020 roku w wieku 16 lat. Najpierw dostał kilka meczów w ekipie juniorskiej, w kolejnym roku zaliczył epizody w Bundeslidze, w sezonie 22/23 pojawiły się już pierwsze gole w lidze i debiut w Lidze Mistrzów, a w poprzednim był już stałym uczestnikiem rotacji u Edina Terzicia. Miał też swój wielki moment chwały w wyjazdowym meczu przeciwko Milanowi w Lidze Mistrzów. Ale prawdziwy przełom nastąpił teraz. Jest podstawowym piłkarzem BVB, obok Guirassy’ego ma najlepsze liczby, należy do czołowych strzelców w Lidze Mistrzów, a w Bundeslidze zaczyna się bawić i robić różnicę. W mediach niemieckich pojawiają się pierwsze nazwy potencjalnych nabywców Gittensa. Mówi się o Arsenalu, Liverpoolu, Chelsea i Tottenhamie. Z Borussii dochodzą głosy, że nie mają zamiaru sprzedawać Anglika, który ma przecież kontrakt z klubem aż do 2028 roku. Niewykluczone jednak, że jest to po prostu cześć strategii negocjacyjnej, by w przyszłości zarobić na nim jak najwięcej. Niemieckie media twierdzą, że Borussia oczekuje od potencjalnego nabywcy oferty w wysokości 100 mln €.
Kiedy Sancho odchodził z BVB można było odnieść wrażenie, że bundesligową planszę już przeszedł i najwyższy czas następny level. U Haalanda i Bellinghama było podobnie. Ale w przypadku Gittensa takiego wrażenia póki co nie ma i chyba najlepszym rozwiązaniem dla niego byłoby pozostanie w BVB na kolejny sezon, a może nawet i na dłużej. Do niedawna Gittens był znakomitym jokerem. Kiedy wchodził z ławki, potrafił zmieniać obraz meczu. Ale kiedy grał od pierwszej minuty, najczęściej nie dawał wystarczającej jakości. Albo potrafił zagrać znakomicie, by potem w trzech-czterech kolejnych meczach zupełnie zniknąć z radarów. Częstotliwość dobrych meczów w jego wykonaniu jest co prawda co raz większa, ale nadal widoczne są problemy z decyzyjnością w ostatniej tercji i sumienną pracą w defensywie. Widać to było także w Klassikerze. O ile Beier po prawej stronie mocno wspierał Ryersona w walce z Telem, o tyle Gittens czasem się „zawieszał” i pozostawiał Ryersona bez wsparcia.
Nie ma jednak wątpliwości, że Borussia znów ma w swoich szeregach kogoś, kto rozbudza wyobraźnię i kto pojedynczym zagraniem jest w stanie odmienić losy meczu. No i kogoś, kto jest jej finansową polisą na przyszłość. Parafrazując klasyka – trzymać w okładce, nie giąć, nie niszczyć, a dwa lata będzie służyć! A daj Boże, by i dłużej.