No ale właśnie nie do końca jest spoko. Nie po takim sezonie, jak ten ostatni. Wtedy Bayer był nietykalny niemal do samego końca. Kiedy strzelał gola, można było w zasadzie kończyć mecz. W lidze zanotował 28 meczów, w których wychodził na prowadzenie i wszystkie te mecze wygrał! Niewiarygodna, wręcz kosmiczna statystyka. Zwłaszcza ja, sympatyk Borussii Moenchengladbach, która w poprzednim sezonie straciła 31 punktów po prowadzeniach, patrzyłem na te wyliczenia z niedowierzeniem, że tak się da. Borussia doprowadziła mnie w poprzednim sezonie do takiego stanu, że im więcej goli w danym meczu strzelała, tym bardziej byłem wnerwiony, bo i tak wiedziałem, że znowu nie oszuka przeznaczenia. Ale Bayer zdawał się być ulepiony z innej gliny.
Pewność siebie czy arogancja?
W pierwszej kolejce obecnego sezonu Bayer prowadzi z rzeczoną Borussią 2:0 i niespodziewanie daje się dojść na 2:2. Wygrywa dopiero po rzucie karnym w ostatniej minucie doliczonego czasu gry (wiadomo, Xabi time). W następnym meczu prowadzi u siebie z Lipskiem 2:0, ale w drugiej połowie daje się zaskoczyć i ostatecznie przegrywa w lidze po raz pierwszy od 36 meczów. Potem dwukrotnie prowadzi z Wolfsburgiem – 1:0 i 3:2, ale do zwycięstwa znów potrzebuje efektu Fergusona. Prowadzi z Bayernem, by ostatecznie zremisować, prowadzi z Brestem w Lidze Mistrzów, by finalnie zdobyć tylko jeden punkt, prowadzi wreszcie ze słabiutkim Holstein Kiel 2:0, by i w tym meczu sensacyjnie wypuścić wygraną z rąk. To, co wydarzyło się w sobotnim Topspielu z Werderem, było tylko ugruntowaniem pewnego trendu. Bayer dwukrotnie obejmował w tym meczu prowadzenie, ale ostatecznie znów tylko zremisował, tracąc gola w doliczonym czasie gry, a więc wtedy, kiedy zazwyczaj sam je strzela.
Ten gol na 2:2 sprawił, że Leverkusen straciło w tym sezonie w lidze już 9 punktów po prowadzeniach, a przecież za nami dopiero 8 kolejek. I to też dobrze unaocznia największy problem mistrza w tym sezonie. Jest to oczywiście gra w obronie. W całym poprzednim sezonie stracił on w lidze tylko 24 gole, czyli średnio 0,70 gola na mecz. Tymczasem teraz, po zaledwie 8 kolejkach, tych straconych goli ma aż 15, czyli 1,87 na mecz. Rok temu, 15 gola Bayer stracił dopiero w 22. kolejce. Xabi Alonso diagnozuje ten problem mówiąc, że jego podopieczni bronią „za miękko”. Ciągle czegoś brakuje – albo centymetrów w doskoku, albo ułamków sekundy w reakcji. Bayer sprawia wrażenie drużyny nasyconej poprzednim sezonem, zespołu, który za bardzo uwierzył w swoje magiczne moce i w „Xabi time”. Można odnieść wrażenie, że pewność siebie, jaką ten zespół emanował w poprzednim sezonie, poszła odrobinę za daleko i przeistoczyła się w arogancję. Okoliczności straty punktów z Holstein Kiel, który przegrywa w lidze z każdym jak leci, są na to najlepszym dowodem. Bayer już po 8 minutach prowadził 2:0, potem jeszcze w 25. minucie strzelił trzeciego gola, który jednak nie został uznany i nagle przestał grać, co goście skrzętnie wykorzystali.
Przestrzelone transfery?
Kiedy patrzyło się w poprzednim sezonie na Bayer, ciężko było określić pozycję, o której powiedzielibyśmy, że tutaj są jeszcze rezerwy i ewentualny transfer (pozostający oczywiście w zakresie możliwości finansowych Bayeru) mógłby wznieść ten zespół na wyższy poziom. Znakomity sezon w bramce rozgrywał Lukas Hradecky, rundę życia jesienią mieli Odilon Koussounou w obronie i Jonas Hofmann w ofensywie. Exequiel Palacios grał tak, że uprawnione było myślenie o nim jako o najlepszej „szóstce” w lidze, a przecież grał obok absolutnego szefa, jakim jest Granit Xhaka. No i do tego te fenomenalne wahadła, które zachwycały techniką, tempem, rozmachem, a nade wszystko liczbami. Nawet piłkarze, którzy wchodzili z ławki, albo w trakcie sezonu wywalczyli sobie miejsce w składzie, jak Josip Stanisic czy Nathan Tella, wnosili na boisko dużo energii i konkretów, a Amine Adli i Patrick Schick byli znakomitymi jokerami, którzy potrafili dać Bayerowi coś dodatkowego, nawet w ciągu zaledwie kilkunastu minut gry. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Patrząc z dzisiejszej perspektywy – może to właśnie okazało się być problemem? Może tak dobra postawa wszystkich sprawiła, że Simonowi Rolfesowi o wiele trudniej przyszło zdiagnozowanie potrzeb tego zespołu? Bo transfery, jakich dokonał w lecie, nie wnoszą na razie zbyt wiele gry drużyny. Z grona Belocian, Garcia, Mukiele, Terrier, tylko o tym ostatnim możemy mówić, że to gracz pierwszego składu, przy czym nie będzie chyba wielką kontrowersją stwierdzenie, że to na ten moment jedno z najsłabszych ogniw tej drużyny. I nie chodzi tylko o liczby, choć te faktycznie są słabe (jeden gol i jedna asysta w 11 meczach Bundesligi i Ligi Mistrzów), ale też i o samą grę. Terrier nie potrafi na razie wywrzeć piętna na grze drużyny, jest na boisku przezroczysty. Prosty przykład ze statystyk – Terrier wykonuje średnio w Bayerze 0,41 dryblingów na 90 minut i to jest jego najgorszy wskaźnik w karierze. Dla porównania, w poprzednim sezonie w Rennes, tych prób dryblingów podejmował aż 2,29. Na boisku sprawia wrażenie kogoś, kto w Bayerze jest na razie „na gościnnych występach”. Nie ma jeszcze poczucia, że to już jego zespół.
Problemy po obu stronach boiska
Co do reszty – z każdym kolejnym meczem Hradecky’ego mówimy, że albo przy danym golu można było zrobić coś więcej (strzał Pavlovicia w hicie z Bayernem), albo nawet trzeba było (gol Schmida na 2:2 z Werderem). Bramka i rzeczona wyżej 10 obok Wirtza, natychmiast przychodzą nam na myśl, kiedy mówimy o pozycjach, na których potencjalnie najłatwiej byłoby tej drużynie dorzucić trochę jakości poprzez transfery z zewnątrz. Exequiel Palacios po kontuzji cały czas znajduje się na obrzeżach pierwszej jedenastki i choć Robert Andrich zastępuje go bardzo godnie, to jednak sufit obu piłkarzy jest na różnych wysokościach i Argentyńczyk w formie jest zawodnikiem znacznie większego kalibru. Kompletnie poza formą jest Patrik Schick, co przy kontuzji Amine’a Adliego i równiej słabej dyspozycji Nathana Telli sprawia, że Bayerowi w tym sezonie impulsów z ławki. No i wreszcie wspomniane wyżej wahadła. Alejandro Grimaldo i Jeremie Frimpong wciąż dają drużynie bardzo wiele, ale już nie aż tak wiele, jak w poprzednim sezonie. On ile wtedy, w lidze, notowali bezpośrednie udziały przy golach (a więc gol lub asysta) odpowiednio co 111 i 124 minuty, o tyle w tym sezonie okres ten wydłużył się do 240 i 194 minut. Bayer kuleje więc nie tylko w defensywie, ale i w ataku. Już teraz, po 8 kolejkach, mają na koncie o 5 strzelonych goli mniej, niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu, mimo iż wartości goli oczekiwanych po 8 kolejkach są na zbliżonym poziomie (18,6 rok temu, 17,6 teraz).
Swoją drogą, ciekawi mnie, co teraz siedzi w głowie Xabiego Alonso. Czy nie żałuje, że nie podjął się nowego wyzwania i nie odszedł z klubu, będąc na samym szczycie. Bo z Bayerem Leverkusen osiągnął niemal maksa i można było przypuszczać, że nie będzie z nim w stanie powtórzyć aż tak dobrego sezonu, że może być tylko gorzej. Że po tak ogromnych i historycznych dla klubu sukcesach, musi przyjść lekkie rozprężenie. Także dlatego, że kadra pozostała niemal nietknięta. Tymczasem jest chyba gorzej niż można się było spodziewać, co wcale nie oznacza, że jest źle. Rok temu było fenomenalnie, można było zakładać, że teraz będzie bardzo dobrze, a tymczasem jest po prostu ok. Jest w miarę spoko. Nic mniej i nic więcej.