NIEUDANE ODEJŚCIE NA EMERYTURĘ
Przez kilka dekad Hoeness był najważniejszą postacią w klubie z Saebener Strasse i dopiero w drugiej połowie poprzedniej dekady zaczął przygotowywać się do oddania sterów. Doświadczony szef uznał, że lepiej będzie dopuścić do głosu młodszych ludzi i zaczął przygotowywać do przejęcia schedy Olivera Kahna i Hasana Salihamidzicia. Był niezwykle cierpliwym i odpowiedzialnym mentorem, stopniowo awansując obu byłych piłkarzy i wybaczając im błędy. W końcu musiał jednak odciąć pępowinę i dać im wolną rękę w działaniu. A to skończyło się katastrofą.
Niemiec z Bośniakiem zaliczyli wiele wtop, spektakularnie wykładając się i na tych mniejszych polach, i na tych większych. Czarę goryczy przelała historia ze zwolnieniem Juliana Nagelsmanna i zatrudnieniem Thomasa Tuchela. Jeszcze przed ostatnią kolejką sezonu 2023/24, kiedy Bayern liczył się jeszcze w walce o mistrzostwo Niemiec, Kahn dowiedział się, że zostanie zwolniony i nie dostał nawet pozwolenia, by pojawić się na stadionie w Kolonii. Salihamidzić mecz z „Koziołkami” oglądał z wysokości trybun, a gdy Jamal Musiala w 89. minucie zdobył bramkę na wagę tytułu, szalał z radości. Mina zrzedła mu jednak kwadrans później, gdy Herbert Hainer oświadczył mu na murawie w otoczeniu cieszących się piłkarzy, że jego kontrakt z Bayernem zostanie rozwiązany.
W trakcie ostatnich miesięcy Bawarczycy przeszli więc prawdziwą rewolucją. Nowym dyrektorem sportowym został Christoph Freund, nieco wyższe do niego rangą stanowisko zajął Max Eberl, a znów do pilnowania interesów powrócił Hoeness. Może już nie w tak eksponowanej roli jak przed laty, bo jednak głównymi decydentami są świeżo zatrudnieni menedżerowie, ale jednak wciąż z dużym wpływem na to, co dzieje się w klubie. I niezmiennie z notorycznie świerzbiącym go językiem, jak choćby przed kilkoma miesiącami, gdy wypunktował słabości Thomasa Tuchela w momencie, gdy klub… starał się zatrzymać go jednak na dłużej. Teraz 72-latek znów wykorzystał okazję, gdy dziennikarze podstawili mu mikrofon i poprosili o kilka komentarzy. Hoeness w swoim stylu postawił na rozwiązłość i konkrety.
TYMCZASOWY ZAKAZ TRANSFEROWY
W Bayernie doszło w ostatnim czasie do przebudowy na poziomie gabinetów, ławki trenerskiej, a teraz również sporym zmianom ulega kształt kadry. Klub zdołał już zakontraktować Hirokiego Ito ze Stuttgartu, Joao Palhinhę z Fulham i Michaela Olise z Crystal Palace, co w wyraźny sposób nadszarpnęło budżet. Wciąż jednak spodziewane są kolejne ruchy – trzecia drużyna ubiegłego sezonu Bundesligi stara się między innymi o nowego środkowego obrońcę i ofensywnego pomocnika. I choć wydawało się, że te wzmocnienia to kwestia czasu, Hoeness zburzył entuzjazm kibiców. – Od kilku dni ciągle czytam, że tego ściągniemy za 90 milionów, a tamtego za 50. Bzdura. Żaden nowy zawodnik nie trafi do nas, jeśli nikogo nie sprzedamy. Wydaliśmy na transfery 125 milionów i potrzebujemy teraz zarobić, bo w przeciwnym razie niedługo będziemy podróżowali na mecze autobusem przegubowym – wypalił podczas wydarzenia sponsorskiego. Na liście zawodników na sprzedaż nazwisk bowiem nie brakuje – pod znakiem zapytana stoi przyszłość Leroya Sane, Serge’a Gnabry’ego, Leona Goretzki, Joshuy Kimmicha czy Matthijsa de Ligta. I jaśniejszego sygnału, by w końcu wziąć się za uszczuplanie kadry, Eberl usłyszeć nie mógł.
I choć o potencjalnym odejściu właśnie Kimmicha mówi się sporo, to 68-latkowi taki pomysł najwyraźniej nie przypadł do gustu: – Przez lata udowodnił, że jest klasowym zawodnikiem. Nie mogę powiedzieć nic więcej o jego sytuacji, bo jest teraz na wakacjach i porozmawiamy, gdy wróci. Ale to bardzo rozsądny człowiek, z którym można racjonalnie dyskutować.
Przy okazji wskazał też zresztą, że jest on – obok Harry’ego Kane’a, Thomasa Muellera i Manuela Neuera – postacią z którą fani najchętniej się identyfikują. W obliczu takich słów tym trudniej wyobrazić sobie, by Bayern doprowadził już tego lata do rozstania z obrońcą.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO DLA KOMPANY’EGO
Członek klubowej rady nadzorczej odniósł się również do sytuacji Alphonso Daviesa. Kanadyjczyk ma jeszcze przez rok obowiązujący kontrakt z klubem, ale mimo atrakcyjnej oferty leżącej na stole, nie spieszy się do złożenia podpisu. Jest bowiem zdania, że powinen zarabiać znacznie więcej, co nie podoba się szefom zespołu i wyraz temu dał też oczywiście Hoeness: – Jeśli nie podpisze nowej umowy, jego kontrakt za rok wygaśnie i odejdzie z klubu. Nie dostanie więcej pieniędzy – zapowiedział.
Wielu kibiców Bayernu zastanawia się również, jak w roli trenera poradzi sobie Vincent Kompany. Belg w przeszłości prowadził jedynie Anderlecht i Burnley, a z drugim z tych klubów spadł zresztą z Premier League (choć wcześniej też awansował). Nic więc dziwnego, że istnieją obawy o zbyt nikłe doświadczenie, zwłaszcza że przecież w ostatnim czasie oczekiwań zarządu nie spełnili znacznie bardziej doświadczeni szkoleniowcy – Tuchel czy Nagelsmann. Hoeness zdaje się jednak totalnie ufać 38-letniemu trenerowi: –To czas by znów skupić się na piłce nożnej. Byliśmy wspólnie na kolacji i często podkreślał znaczenie ciężkiej parcy, bardzo mi się to spodobało. Decyzja o podpisaniu z nim kontraktu była więc znakomita. Chcemy powiewu świeżości, młodego i pełnego pomysłów człowieka, który podchodzi do obowiązków w dynamiczny sposób. Byliśmy już trochę zmęczeni całą tą sytuacją, a teraz odzyskaliśmy radość.
SOCZYSTA KONTRA MATTHAEUSA
Jak to jednak zwykle bywa w przypadku Hoenessa, gdy sieje wiatr, to zbiera burzę. A już szczególnie chętny do rzucania piorunami jest Lothar Matthaeus, który przecież też słynie z ostrego języka i nie boi się krytykować rządzących Bayernem. Już dawno zresztą Hoeness zapowiedział, że dopóki ma coś do powiedzenia w klubie, dopóty jego były zawodnik nie zostanie w nim zatrudniony – nawet do malowania linii. 63-letni ekspert tym razem powiedział zatem w Sky: – Uli jest twórcą tego wielkiego klubu, ale nie jest już jego szefem. Ma oczywiście pełne prawo wyrażania swoich opinii, ale szkodzi w ten sposób otoczeniu, wzbudzając niepokój. Decydentami w Monachium są Max Eberl i Christoph Freund, lecz dzięki tym wypowiedziom widzimy, kto tak naprawdę podejmuje decyzje. Już raz pozwolił decydować komu innemu, gdy władzę scedował na Kahna i Salihamidzicia, więc teraz najwyraźniej boi się, że znów coś pójdzie nie tak. Jego zmartwienia i obawy stają się widoczne – przyznał.
Nie po raz pierwszy zatem trafiła kosa na kamień. Właściwie ilekroć jeden zabiera głos w sprawach dotyczących Bayernu, ten drugi go kontruje – co działa też w odwrotną stronę. Trudno jednak równolegle nie przyznawać nieco racji Matthaeusowi, bo zwłaszcza w ostatnim czasie można odnieść wrażenie, że aktywność medialna Hoenessa nie pomaga Bayernowi w działaniach na rynku. Ale z tym Eberl i Freund chyba nie mają nawet co walczyć – 72-latek już raczej nigdy się nie zmieni i trzeba się z tym pogodzić.