„Dobry podatnik na rzecz rosyjskiego terroryzmu. I tak każdego dnia od dwóch lat”. Ten wpis znalazł się pod gratulacjami dla Aleksieja Miranczuka zamieszczonymi w mediach społecznościowych Atalanty Bergamo. A wpisał się Rusłan Malinowski, który zamieścił też zdjęcie zburzonego stadionu w Charkowie, na którym przed wojną Atalanta rywalizowała z Szachtarem w Lidze Mistrzów. – Pamiętasz? M? – zapytał.
W imię ojczyzny
21 marca reprezentacja Rosji rozegrała pierwszy mecz z europejskim rywalem od czasu napaści Putina na Ukrainę. Do Moskwy przyleciała Serbia, dostała 0:4, do czego przyłożył nogę zawodnik Atalanty. Klub z bezmyślną radością zareagował na ten fakt. Dopiero po przywołaniu do porządku przez swojego byłego zawodnika (obecnie w Genoi), którego wsparła żona słowami „Wstydźcie się”, skasował post.
Jako że w internecie nic nie ginie, sprawa nabrała rozgłosu. Zarazem stanowiła kolejny dowód na to, że reprezentanci Ukrainy, którzy prowadzą na zachodzie w miarę normalne i wygodne życie, nie siedzą cicho i dostępnymi sobie środkami bronią imienia ojczyzny.
Vatniki
Dla Ukraińców futbol to odskocznia. Dobre występy i gole rodaków to powód do dumy. Zwłaszcza piłkarzy grających w ligach Top 5. Pięciu zaczęło ten sezon w Premier League, czterech w La Liga, dwóch w Serie A i jeden w Ligue 1. Tylko w Bundeslidze nie było żadnego. Co jednak kłóciło się z wyborem transfermarkt.com, w którego drużynie złożonej z 11 najlepszych ukraińskich piłkarzy grających za granicą znalazł się Iwan Ordeć z Bochum.
Ukraińcy nie uważali go za swojego. Był zdrajcą, vatnikiem, który po 24 lutego 2022 roku zdecydował się zostać w Rosji. Tak samo za nic mieli Anatolija Timoszczuka. Piłkarz z największą liczbą występów w reprezentacji przestał istnieć, umarł za życia. Zupełnie innym torem potoczyła się historia Jarosław Rakickiego, który w 2019 roku przeszedł z Szachtara do Zenitu. Urodzony w Donbasie miał swoje poglądy polityczne, raczej separatystyczne, powoływany do reprezentacji jako jedyny nie śpiewał hymnu. Przez trzy lata do 2022 roku Ukraina o nim zapomniała, przez naród była traktowany jak Timoszczuk i Ordeć. Jednak kiedy 22 lutego Rosja napadła na Ukrainę natychmiast opuścił Zenit i dołączył do Szachtara. I zaczął śpiewać hymn. Do kadry nie wrócił tylko dlatego, że młodsza konkurencja okazała się silniejsza.
Bez gwizdka
Pięknego i cenionego w Europie piłkarskiego pokolenia doczekała się Ukraina. Wojna musiała odcisnąć na nim piętno. W normalnych czasach drużyna Rebrowa miałaby większe szanse na pokonanie Walii w finałowym barażu o udział w mistrzostwach świata w Katarze. Z 18 meczów w czasie wojennym przegrała tylko 4: z Walią, Szkocją, Anglią i Włochami. Najbardziej jednak zabolał ich jeden remis. Wystarczyło pokonać w listopadzie Włochy, a nie musiałaby znów męczyć się w barażach. I była blisko. W doliczonym czasie gry Gil Manzano, któremu za wcześnie gwizdnęło się w meczu Valencia – Real, zapomniał gwizdka w gębie, po tym jak Cristante podciął Mudryka. Rzecz jasna rzut karny, to nie gol, ale wielka szansa przeszła obok.
Jak z Anglią
Ostatnią przeszkodą do wzięcia została Islandia. W tych przedłużonych kwalifikacjach Ukraina w roli gospodarza występowała już w Niemczech, Czechach, na Słowacji i po raz drugi zagra we Wrocławiu. Jeśli wejdzie na ten sam poziom, co z Anglią (było 1:1), to nie zabraknie jej na Euro 2024.