HomePiłka nożnaTomasz Urban: Subiektywny power ranking Bundesligi – cz. 3

Tomasz Urban: Subiektywny power ranking Bundesligi – cz. 3

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Tomasz Urban zaprasza na swój ranking klubów Bundesligi przed sezonem 2024/25. Kto jest najmocniejszy, a kto jest kandydatem do spadku? Przedstawiamy miejsca 1-6.

Bundesliga

dpa picture alliance / Alamy

>> Cz. 1 – ranking drużyn 13-18: KLIKNIJ TUTAJ <<

>> Cz. 2 – ranking drużyn 7-12: KLIKNIJ TUTAJ <<

6. Eintracht Frankfurt

Plusy:

Mnogość opcji w ofensywie. Markus Kroesche jest w trakcie realizacji długofalowego projektu, obliczonego na sukcesy w przyszłości, ale i teraźniejszość maluje się dla kibiców Eintrachtu w coraz jaśniejszych barwach. Klub zgromadził u siebie sporą dawkę talentu, zwłaszcza w ofensywie. Ma wielu piłkarzy, którzy będą się jeszcze rozwijać i na których w przyszłości będzie mógł zarobić mnóstwo pieniędzy. Czyni to zresztą sukcesywnie każdego lata. Kroesche tanio kupuje, a drogo sprzedaje, umiejętnie reinwestując środki. Hugo Ekitike i Igor Matanovic na 9, Omar Marmoush, Fares Chaibi, Mario Goetze, Can Uzun, Ansgar Knauff, Jean-Matteo Bahoya czy Kristian Lisztes w roli podwieszonych… Sporo tego. Trudne zadanie przed Dino Toppmoellerem, bo aby te talenty rozwinąć, trzeba dać im minuty na boisku. Łatwo o to nie będzie przy tak wielu chętnych do grania.

Minusy:

No właśnie, mnogość opcji. A może właśnie ta mnogość okaże się problemem? No bo jak tu rozwijać tych wszystkich młodych talencików, mając dla nich w zasadzie tylko dwie pozycje w składzie? Kiedy oni mają łapać doświadczenie i minuty? A poza tym – Dino Toppmoeller. Można odnieść wrażenie, że cały czas jest na cenzurowanym i cały czas walczy o swoją pozycję oraz o uznanie fanów, dziennikarzy czy ekspertów. Poprzedni sezon nie wszystkich we Frankfurcie zadowolił. 6. miejsce w tabeli nie było złe, ale gra Eintrachtu nie przekonywała, do tego bardzo szybko frankfurtczycy pożegnał się z europejskimi pucharami, odpadając z PAOK-iem Saloniki, a więc z drużyną, którą powinni jednak przejść. Toppmoellera usprawiedliwiano, że musiał się zmagać z sezonem przejściowym, bo stracił wielu czołowych piłkarzy (Kolo Muani, Lindstroem, Kamada, Ndicka, Sow), ale prawda jest taka, że dostał naprawdę solidnych zastępców, a wyszło z tego relatywnie niewiele. Jeśli Eintracht szybko nie odpali, Toppmoeller może się długo na stanowisku nie utrzymać.

Kogo obserwować?

Can Uzun. Przychodzi w glorii największego talentu 2. Bundesligi. Piłkarz, który mi osobiście sposobem gry bardzo przypomina Marco Reusa. Świetnie wyszkolony, bardzo kreatywny, ze znakomitym wykończeniem (16 goli w 2. Bundeslidze). To, co odróżnia go od Reusa, to słabsza praca w defensywie. To też sprawia, że trudno dziś ocenić, czy wejdzie „z buta” do 1. Bundesligi, czy będzie jednak stopniowo wprowadzany, ale kwestią niezaprzeczalną jest to, że talent ma ogromny. No i czasu tez trochę jeszcze ma, bo w tym roku skończy dopiero 19 lat.

Okno transferowe:

Spory ruch, jak to w Eintrachcie, ale upraszczając te ruchy do kluczowych transferów – z podstawowych piłkarzy Eintracht stracił jedynie Williana Pacho, który przeszedł za 40 mln € do PSG (Eintracht zapłacił za niego Antwerpii rok wcześniej 9 mln, więc przebitka jest spora), a do podstawowej jedenastki ściągnął dwóch obrońców – Rasmusa Kristensena na prawą stronę i Arthura Theate na środek i lewą. Obaj są na razie wypożyczeni do Frankfurtu. Wykupiono też z poprzednich klubów na stałe Robina Kocha i Hugo Ekitike. Do tego trzeba dorzucić całą gromadę młodych talentów, o których mowa wyżej (Uzun, Hoejlund, Lisztes, Brown), którzy będą walczyć o swoje minuty. Kadra jest szeroka i przygotowana do gry na trzech frontach, choć na przykład na pozycji numer „6” trudno znaleźć konkretnego zmiennika dla Ellyesa Skhiriego, bo Hugo Larsson czy Oscar Hoejlund to piłkarze o nieco innych predyspozycjach.

Prognoza:

Nie powinno być gorzej niż w poprzednim sezonie. Kadra Eintrachtu jest dojrzalsza i na pewno szersza. Trójka napastników Marmoush, Ekitike i Matanovic robi ogromne wrażenie i może być zmorą najlepszych linii defensywnych w tej lidze. Pytanie, jak wszystkie klocki poukłada sobie Dino Toppmoeller i w ogóle jak długo będzie je mógł układać, bo kredytu zaufania w klubie chyba za wielkiego nie ma.

5. VfB Stuttgart

Plusy:

Nic nie muszą, wszystko mogą. Stuttgart zrobił w poprzednim sezonie wynik grubo ponad stan. Co do tego nikt nie ma chyba żadnych wątpliwości. Fenomenalna praca Sebastiana Hoenessa w połączeniu ze znakomitą formą kliku piłkarzy, dała piorunujący efekt. Drużyna zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów, dzięki czemu klub wszedł finansowo na wyższy poziom. No i może sobie pozwolić na to, by w jednym oknie dwukrotnie pobić swój dotychczasowy rekord transferowy. Oczywiście, oczekiwania w Stuttgarcie mocno wzrosły, ale nikt tam nikomu głowy nie urwie, jeśli tym razem zajmą 6 czy 7 miejsce. Ba, sądzę, że nawet miejsce w środku tabeli zostałoby przyjęte z akceptacją, choć oczywiście bez zadowolenia.

Minusy:

Utrata kluczowych graczy. Po raz drugi z rzędu Stuttgart traci w letnim oknie trzech kluczowych piłkarzy. Rok temu udało się ich zastąpić z fenomenalnym skutkiem, ale trudno liczyć, by tak było zawsze. W buty Girassy’ego musi wejść Ermedin Demirovic, Waldemara Antona w roli szefa defensywy ma zastąpić Jeff Chabot, a Hirokiego Ito… No w zasadzie jeszcze nie wiadomo, kto. Wyjdzie w praniu.

Kogo obserwować?

Angelo Stiller. Ci, którzy śledzą Bundesligę na co dzień wiedzą, że podanie piłki do Stillera, to jak zamknięcie jej w sejfie. Z kadry Niemiec znikają właśnie Ilkay Guendogan czy Toni Kroos i choć oczywiście nie da się Kroosa podrobić, to jednak Stiller gra w dość podobnym stylu i kto wie, czy Julian Nagelsmann nie sięgnie po niego w nowym rozdaniu. A jeśli Stillera już znacie, to śledźcie losy Justina Diehla. Na lewym skrzydle ma bardzo mocnego konkurenta w osobie Chrisa Fuehricha, ale przy takim natłoku meczów swoją szansę tez na pewno dostanie. A to niezwykle dynamiczny i zadziorny skrzydłowy. Jeszcze trochę nieułożony, ale praca z Sebastianem Hoenessem powinna go odpowiednio uformować.

Okno transferowe

Aż 13 nowych piłkarzy pojawiło się w tym okienku w drużynie. Powiedzieć, że kadra została poszerzona, to nic nie powiedzieć. Na treningach melduje się obecnie aż 33 piłkarzy. KAdra jest więc obszerna, ale i całkiem mocna jakościowo. Na zakupy wydano aż 74 mln €, z drugiej strony jednak, na zawodnikach odchodzących zarobiono aż 65 milionów. Bilans końcowy nie jest więc aż tak zły, jak można by przypuszczać.

Prognoza:

Trudno zakładać, by Stuttgart powtórzył wynik z poprzedniego sezonu. Obciążenia wynikające z gry w Lidze Mistrzów plus duża rotacja w składzie i utrata kilku liderów, mogą znacząco wpłynąć na postawę VfB w tym sezonie w lidze. Wiele zależy od tego, jak spasują się na boisku (i poza nim) Demirovic i Undav, a także kto przejmie rolę Hirokiego Ito, który spajał całą defensywę w roli hybrydowego obrońcy (lewy i środkowy obrońca w zależności od ustawienia i posiadania piłki). No i od tego, czy będzie się dało grać tak pięknie i intensywnie w sezonie, kiedy nie ma czasu na pełen mikrocykl przed meczami ligowymi. Jednocześnie jednak Stuttgart ma na tyle szeroką i jakościową kadrę, że ponowna kwalifikacja do europejskich pucharów zdaje się być bardzo realna. Ciężko będzie wbić się do czołowej czwórki, ale z pozostałych drużyn trudno też znaleźć silniejszą kadrę od tej, którą ma do dyspozycji Sebastian Hoeness.

4. RB Lipsk

Plusy:

Jakość w ofensywie. Lois Openda strzelił w poprzednim sezonie 26 goli, Benjamin Seiko trafiał w każdym z 7 ostatnich meczów ligowych. Do tego udało się zatrzymać Xaviego Simonsa i dokooptować do tego tercetu Antonio Nuse, który w swoich dwóch pierwszych meczach już dwa razy trafił do siatki. Można się spierać i polemizować, ale uważam, że nie jest pozbawione racji twierdzenie, że to właśnie Lipsk ma najlepszy sektor ofensywny w całej lidze. Po stronie plusów należy też zapisać stabilną kadrę, opartą na młodych i rozwojowych piłkarzach, którzy z każdym kolejnym sezonem, czy nawet miesiącem, stają się coraz lepsi. Benjamin Sesko jest tego chyba najlepszym przykładem.

Minusy:

Sposób grania.Wszyscy wiedzą, jak gra Lipsk. Niemal do perfekcji wdrażają w życie swoje „redbullowe” założenia. Ale może właśnie dlatego nie potrafią przebić szklanego sufitu i nie są w stanie przekroczyć choćby do 70 punktów w sezonie, co dawałoby im nadzieję na poważne włączenie się do walki o tytuł? 9 razy próbowali i ani razu nie przeszli przez ten próg. W grze Lipska brakuje czegoś ekstra. Ich plan na mecz jest dla wszystkich oczywisty, choć z drugiej strony – ich jakość jest tak wielka, że trudno mu się skutecznie przeciwstawić. Ale aby sięgać po najwyższe laury i trofea, trzeba czasem wyjść poza swój utarty schemat, zrobić coś niestandardowego. Być może czegoś takiego nieuchwytnego w Lipsku jeszcze nie ma.

Druga sprawa to niektóre pozycje w kadrze. David Raum jest w zasadzie jednym nominalnym lewym obrońcą. Owszem, Benjamin Henrichs też sobie tam poradzi, ale w drużynach z topu chyba nie chodzi o to, by już druga opcja jedynie „radziła sobie” na danej pozycji. Podobnie wygląda sytuacja w ataku, gdzie za plecami Seski i Opendy trochę brakuje jakości, bo Yussuf Poulsen – choć niezwykle pożyteczny – to jednak nie gwarantuje dużej liczby trafień, zaś Andre Silva zwyczajnie nie pasuje redbullowego grania i Lipsk robi wszystko, by jeszcze przed zakończeniem okna Portugalczyk dostał skrzydeł i wyfrunął z Saksonii.

Kogo obserwować?

Viggo Gebel. Niespełna 17-letni piłkarz to „prawdziwy” wychowanek RB Lipsk. Prawdziwy, bo urodził się w Lipsku i jest związany z RB od samego początku swojej przygody z piłką. To pierwszy tego typu „produkt” ichniejszej akademii. Gebel to ofensywny pomocnik, a więc piłkarz mogący wchodzić na pozycję Simonsa, Nusy czy Baumgartnera. W poprzednim sezonie, w drużynie U-17, zaliczył 23 udziały przy golach w 24 meczach ligowych. Świetnie spisywał się w okresie przygotowawczym i Marco Rose chce dać mu szansę. Sam mówi, że dla niego – trenera z Lipska – danie szansy w Bundeslidze młodemu piłkarzowi z tego miasta, będzie też dużym wydarzeniem. Nie ma się co spodziewać, że Gebel będzie regularnie grał w tym sezonie, ale warto śledzić jego losy, bo RB z pewnością będzie chciało nim udowodnić, że praca w akademii przy Cottaweg idzie wreszcie we właściwą stronę.

Okno transferowe:

Można by je sprowadzić w zasadzie do jednej wymiany. Lipsk sprzedał Daniego Olmo do Barcelony, a w jego miejsce pozyskał Anotnio Nusę z Brugge, który już na samym początku swojego pobytu w Lipsku pokazuje, że w krótkim tempie może stać się dla RB naprawdę ważnym i wartościowym piłkarzem. Środki pozyskane ze sprzedaży Olmo, przeznaczono też na ściągnięcie Assana Quedraogo z Schalke, sfinansowano z nich też wypożyczenie Artura Vermeerena z Atletico, który poszerzą opcje w środku pola. Do drużyny doszedł także Marteen Vandervoordt, którego kupiono… już 2 lata temu i który ma zwiększyć presję na Petera Gulacsiego w bramce. Strata Olmo jest oczywiście dotkliwa, ale z drugiej strony – Dani nie jest okazem zdrowia i w wielu przypadkach Lipsk nie mógł korzystać z jego talentów.

Prognoza:

Lipsk jest mocny. W zasadzie każde miejsce w TOP4 jest możliwe. Trudno natomiast przypuszczać, by z tej czołowej czwórki wypadł, choć oczywiście niespodzianki się zdarzają i komuś może przytrafić się taki sezon, jak Stuttgartowi rok temu czy Unionowi Berlin dwa lata wstecz. Jeśli jednak wszystko przebiegnie zgodnie z oczekiwaniami, to Lipsk może liczyć się w walce nawet o mistrzostwo. Póki co, celem nadrzędnym powinno być doskoczenie do progu 70 punktów w sezonie, a więc mniej więcej 35 punktów w rundzie. To otwiera drzwi do marzeń.

3. Borussia Dortmund

Plusy:

Głód sukcesu. Od 12 lat Borussia Dortmund czeka na mistrzowski tytuł. W międzyczasie kilka razy była bliska zdetronizowania Bayernu, najbliżej oczywiście w 2022, ale ciągle coś się psuło, najczęściej w samej końcówce sezonu. Ale obecna kadra BVB naszpikowana jest piłkarzami głodnymi sukcesu, którzy niewiele wygrali w swojej karierze i tytuł mistrzowski byłby spełnieniem ich marzeń. Tworzy się w drużynie nowa hierarchia, a tych, którzy byli twarzami tych wszystkich porażek BVB na wielu frontach, nie ma już w klubie. Wiecie, kogo mam na myśli. Czas na nowy początek i nowy porządek.

Kadra BVB wygląda w tym sezonie bardzo okazale. Borussia dołożyła ważne ogniwa w każdej formacji i przebudowała ofensywę, która na papierze może pobudzać wyobraźnię. Guirassy w roli „kotwicy”, Beier schodzący na tempie z lewej strony, do tego kreatywny Brandt, a na dokładkę „wiatraki” w osobach Gittensa czy Duranvillle’a. A gdzie Malen, gdzie Adeyemi, gdzie Sabitzer… BVB to dziś zdrowy miks doświadczenia, którego często trochę jej brakowało, i młodości. Są ci, którzy mają nosić fortepian i ci, którzy mają na nim grać.

Minusy:

Sytuacja zdrowotna Serhou Guirassy’ego. Niby to drobny problem, ale napawa on niepokojem fanów BVB. Nie raz i nie dwa byli oni świadkami „drobnych problemów zdrowotnych”, które z czasem przybierały charakter przewlekły. Tymczasem Guirassy jest tej drużynie niezbędny. Mecz z Eintrachtem dobitnie to pokazał. BVB potrzebuje w swojej strukturze napastnika z prawdziwego zdarzenia, kogoś, kto będzie aktywnie szukał piłki w okolicy pola karnego i kto będzie potrafił zagrać tyłem do bramki. Jeśli sytuacja zdrowotna Gwinejczyka szybko się poprawi, Borussia będzie mogła czerpać w pełni z bogatych zasobów swojej kadry. Guirassy ułatwi grę innym ofensywnym piłkarzom, bo sam będzie na sobie skupiał dużą uwagę obrońców przeciwnika, dając kolegom nieco więcej przestrzeni. Jeśli jednak wydarzy się coś nieprzewidzianego, to BVB, mimo naprawdę mocnej kadry w tym sezonie, będzie się męczyć w ataku pozycyjnym tak, jak przez większą część czasu męczyła się z Eintrachtem, w pierwszym meczu tego sezonu.

Zastanawiałbym się też nad jakością środka pola. Duet Gross – Can na razie się dociera i odnajduje swoje ścieżki na boisku. Zbyt często te ścieżki jeszcze się przecinają. Jestem ciekaw, czy Sahin z czasem nie otworzy się na większe ryzyko i nie dorzuci Grossowi do pary Marcela Sabitzera w środku. Bo z Canem Gross niespecjalnie będzie mógł poklepać.

Kogo obserwować?

Jamie Gittens. Już bez przedrostka „Bynoe” w nazwisku. Młody skrzydłowy z Anglii ma wszystko, by stać się drugim Jadonem Sancho. Wszystko poza regularnością. Póki co, daje najwięcej wchodząc z ławki. Mecze w pierwszym składzie nie zawsze układają mu się tak, jak by sobie tego życzył. Na razie miewa przebłyski, choć bardzo jasne. Wyjazdowy mecz z Milanem w Lidze Mistrzów dobitnie pokazał, jak wielkie możliwości w nim drzemią. Ostatni mecz z Eintrachtem też. Tyle tylko, że takich naprawdę dobrych meczów ma na liczniku tyle, że palców u rąk wystarczyłoby, by je zliczyć. Potrzebuje regularności (i trochę lepszej pracy w defensywie), bo jakość w ataku ma niezaprzeczalną.

Okno transferowe:

Szczerze? Nie ma się do czego przyczepić. Borussia wzmocniła się w każdej formacji, uwzględniając przy tym system, którym Nuri Sahin chce grać i braki w kadrze. W Borussii poszli poniekąd w ślady Bayeru Leverkusen z poprzedniego sezonu i pomyśleli o dzisiaj, a nie tylko o jutrze. Młodych, szybkonogich skrzydłowych wciąż im nie brakuje, a teraz dorzucili do nich stratega Pascala Grossa, walczaka Waldemara Antona i spryciarza Serhou Guirassy’ego. Cała trójka ma dać jakość tu i teraz i ma sprawić, by te młode „wiatraki” na bokach miały się od kogo uczyć piłkarskiego rzemiosła na boisku i profesjonalizmu poza nim. O tym, że dla Borussii nie jest to sezon przejściowy, świadczy też fakt, że bilans transferowy BVB jest w tym oknie mocno na minusie, ale mogli sobie na takie straty pozwolić dzięki pięknej przygodzie w Lidze Mistrzów w poprzednim sezonie.

Prognoza:

Przezornie ustawiam BVB na trzecim miejscu, ale naprawdę nie będę zdziwiony, jeśli Nuri Sahin okaże się drugim Xabim Alonso i zdystansuje całą stawkę. Kadra Borussii jest mocna i szeroka, do pełni szczęścia brakuje może jednego solidnego środkowego obrońcy (biorąc po uwagę system, czy grę na trzech środkowych), ale w razie konieczności można się posiłkować w tej formacji także Emre Canem czy Ramym Bensebainim, Wiele zależy od Serhou Guirassy’ego – od jego zdrowia i nastawienia. Umiejętności absolutnie mu nie brakuje, pytanie, czy przyjmie się w Dortmundzie, bo to jednak inna presja i inne granie niż w Stuttgarcie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to szybki Max Beier i pomysłowy Julian Brandt, będą robić na nim duże liczby. A BVB będzie postrachem dla każdego. Nie tylko w Bundeslidze.

2. Bayern Monachium

Plusy:

Chęć odwetu. Podrażniony Bayern, to najgroźniejszy Bayern. Historia Bundesligi pokazuje nam, że Bayern po porażkach zawsze wraca ze zdwojoną mocą. Jest jak ranne, rozjuszone zwierzę. Chęć odwetu na konkurentach w Niemczech jest potężna. Jan-Christian Dreesen mówi wprost – to Bundesliga jest w tym sezonie dla Bayernu najważniejsza. A przecież finał tegorocznej Ligi Mistrzów odbędzie się w tym sezonie w Monachium! Priorytetem jest jednak odzyskanie panowania na domowym podwórku – zarówno w lidze, jak i w Pucharze Niemiec. Kto wie, może taka gradacja celów i nieco luźniejsze podejście do Ligi Mistrzów, pozwoli im właśnie w Europie pokazać pełnię swoich możliwości? Zresztą – jeśli Borussia Dortmund mogła dojść w poprzedniej edycji do finału tych rozgrywek, to Bayern może to zrobić tym bardziej, bez względu na to, co mówi i jakie cele wytycza szef klubu.

Minusy

Środek obrony. Duet Kim – Upamecano nie zbudza wielkiego zaufania, zwłaszcza mając na uwadze ich występy w poprzednim sezonie. W odwodzie Bayern ma jeszcze Erica Diera i Hirokiego Ito, który leczy kontuzję, ewentualnie także Josipa Stanisicia (który także się leczy) i to wszystko. Na warunki europejskie zestaw ten nie robi wielkiego wrażenia, zwłaszcza kiedy posypią się kartki i kontuzje. Być może na finiszu okna Bayern jeszcze po kogoś sięgnie. Może raz jeszcze wróci temat Jonathana Taha…

Kogo obserwować?

Aleksandar Pavlovic. Przebojem wdarł się do podstawowego składu Bayernu w poprzednim sezonie, został nawet powołany do kadry Niemiec na Euro, ale ostatecznie przez chorobę musiał się obejść smakiem. W tym sezonie będzie miał trochę trudniej o regularne granie, bo doszedł do Bayernu Joao Palhinha, który docelowo ma pełnić rolę „6”, a dodatkowo Vincent Kompany przywrócił Joshuę Kimmicha do grania w środku pola. Konkurencja jest więc bardzo mocna. Pavlovic ma jednak ogromy potencjał i jestem przekonany, że będzie aktywnym uczestnikiem rotacji. Grania będzie co niemiara i z pewnością będzie okazja oglądać go w dłuższym wymiarze czasu. Trzeba pamiętać, że kariery reprezentacyjne pokończyli Ilkay Guendogan i Toni Kroos, przed Pavloviciem, który z piłką przy nodze gra bardzo pewnie, otwiera się zatem naprawdę ogromna szansa.

Okno transferowe:

Z dużej chmury trochę popadało, ale nie była to ulewa, jakiej spodziewali się kibice Bayernu. Zapowiadano gruntowną przebudowę kadry, a końcowy efekt jest taki, że z nowych piłkarzy w zasadzie tylko Michael Olise może liczyć na pewne miejsce w pierwszym składzie, a w dalszej perspektywie być może też i Joao Palhinha. Cieniem na tym oknie kładzie się też z pewnością fakt, że Xavi Simons czy Desire Doue odmówili Bayernowi, mimo usilnych starań Eberla i jego współpracowników. O tym, jak przebiegało poszukiwanie nowego trenera, nie będę już nawet przypominał.

Prognoza:

Zabrzmi to dziwnie, ale Bayern pokazał dużą moc w meczu z Wolfsburgiem. Pierwsza połowa przebiegała pod znakiem jego przytłaczającej przewagi, w drugiej zaś monachijczycy z dużą swobodą odwrócili wynik meczu po drzemce, w jaką zapadli w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Ale to też symptomatyczne dla Bayernu. W ofensywie stać ich na wszystko, niestety w defensywie też. Jeśli Kompany poukłada sobie wszystkie klocki w grze obronnej, Bayern będzie się mocno liczył w walce o tyłu, a może nawet i go wygra. Ale czy zespół jest jakoś znacząco mocniejszy niż w poprzednim sezonie? Czy to już jest ten Bayern, który zmiecie konkurencję w akcie rewanżu za ostatni sezon? Można mieć wątpliwości.

1. Bayer Leverkusen

Plusy:

Świetnie zbalansowana kadra. W zasadzie nie sposób znaleźć pozycję, na której Bayer nie miałby co najmniej dwóch równorzędnych piłkarzy. Oczywiście, Wirtza czy Xhaki nie zastąpią 1:1, bo to piłkarze, którzy mają nadzwyczajną jakość, ale brak każdego innego są w stanie zrekompensować bez najmniejszej utraty jakości. Schick czy Boniface, Frimpong czy Tella, Palacios czy Garcia – naprawdę nie ma to większego znaczenia. Jedyną pozycją, którą można by było jeszcze dozbroić, jest ewentualnie środek obrony, zwłaszcza w przypadku, gdy na finiszu okienka Bayer straciłby jeszcze Jonathana Taha.

Minusy:

Forma. Męczarnie ze Stuttgartem w Superpucharze, fartowna wygrana z Borussią Moenchenlgadbach w lidze, mimo tymczasowego prowadzenia dwoma bramkami i zaledwie jednobramkowa wygrana nad Carl Zeiss Jena z czwartego poziomu rozgrywkowego w Pucharze Niemiec i to po naprawdę słabym meczu. Bayer rozpędza się do sezonu jak stary diesel. No i defensywa. W poprzednim sezonie defensywa była jego chlubą (0,7 traconych goli na mecz w lidze), w tym coś w tej obronie zgrzyta (po 2 gople stracone ze Stuttgartem i Borussią).

Kogo obserwować?

Jeanuel Belocian. Mówi się, ze może to być małe odkrycie tego sezonu. Belocian został ściągnięty z myślą o potencjalnym odejściu Piero Hincapiego, bo to też piłkarz lewonożny, który może zagrać dokładnie na tych samych pozycjach, co jego konkurent. Hincapie ostatecznie jednak pozostaje w Bayerze, więc Belocian musi się uzbroić w cierpliwość, ale swoje minuty na przestrzeni całego sezonu na pewno rozegra.

Okno transferowe

Nie jest łatwo wzmocnić pierwszą jedenastkę, mając taki zespół jak Bayer, wydaje się jednak, że Simonowi Rolfesowi udało się znacząco wzmocnić rotację i tacy piłkarze, jak Martin Terrier, Aleix Garcia czy Nord Mukiele, są w stanie wywalczyć sobie w niej miejsce na stałe. Bayer wydał na nich w sumie 53 mln €, a więc najmniej z całej czołówki ligowej. Można więc to okienko uznać za naprawdę udane.

Prognoza:

Paradoksalna sytuacja, bo wydaje się, że Bayer ma szerszą (a zatem i mocniejszą) kadrę niż w poprzednim sezonie, ale trudno się spodziewać, by osiągnął choćby porównywalne wyniki. Ba, spodziewam się, że będą one gorsze. Z dwóch powodów. Po pierwsze – nie da się grać na takim poziomie punktowym przez kilka sezonów. Kluby z czołówki Bundesligi (poza Bayernem) mają ogromny problem z przekroczeniem granicy 70 punktów w sezonie, a Bayer nabił ich aż 90, po drugie – na niekorzyść Bayeru działać będzie także Liga Mistrzów. W poprzednim sezonie doczłapali się do finału Ligi Europy praktycznie dzięki piłkarzom rezerwowym, oszczędzając tych kluczowych na rozgrywki w Bundeslidze. Tym razem będzie odwrotnie. To zawodnicy z zaplecza decydować będą o obliczu Bayeru w lidze, bo pierwszy garnitur będzie walczył przede wszystkim na europejskich salonach. To przełoży się na gorsze wyniki w lidze. Ale Bayer ma z czego tracić, bo nawet jeśli zdobędzie te 15 punktów mniej, to i tak – przy tak wyrównanej stawce – będzie w czubie i w mojej opinii wciąż pozostaje faworytem do mistrzostwa. Także przez wzgląd na pracę Xaviego Alonso. Ale różnice między ścisłą czołówką są minimalne. Będę zdziwiony, jeśli któryś z potentatów wypadnie z TOP4 na koniec sezonu, ale nie zdziwi mnie żadna konfiguracja w czołówce pomiędzy wspomnianą wyżej czwórką. Bayer równie dobrze może być pierwszy, jak i czwarty i to samo można powiedzieć o Bayernie, BVB i Lipsku. Wielu niemieckich dziennikarzy twierdzi, że w tym sezonie doświadczymy najciekawszej walki o mistrzostwo od lat i sądzę, że nie jest to teza pozbawiona racji.

TOMASZ URBAN, DZIENNIKARZ VIAPLAY

>> Cz. 1 – ranking drużyn 13-18: KLIKNIJ TUTAJ <<

>> Cz. 2 – ranking drużyn 7-12: KLIKNIJ TUTAJ <<

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Real Madryt wpadł w kryzys. Piłkarze zdają sobie z tego sprawę
FIFA szokuje po raz kolejny! Absurdalny pomysł w związku z transferami
Daniel Myśliwiec w Legii? Trener odniósł się do plotek
Awantura Moraty z burmistrzem. Wściekły Hiszpan musi uciekać z miasta
Marek Papszun może mieć ból głowy. Coraz większe problemy kadrowe w Rakowie
Kamil Glik o końcu kariery. Jasna deklaracja
Real Madryt ruszy po gwiazdę Bundesligi? Rekordowa cena
Sergio Ramos może wrócić do gry! Sensacyjny transfer na horyzoncie
Arkadiusz Milik usłyszał diagnozę! Czarny scenariusz dla Polaka
Mocarstwowe plany zwolniły. Dlaczego Newcastle jeszcze nie jest potęgą