Szkoda, że w tym czasie nie zostali w domu i nie obejrzeli czegoś innego. Moje rozczarowanie i żal starciem Legii ze Śląskiem bierze się z tego, że w międzyczasie spoglądałem na mecz pomiędzy Coventry City a Manchesterem United. Do starcia FA Cup jednak jeszcze wrócimy…
To koniec marzeń Legii o tytule. Nie tylko jej
Ale nie tylko kibice stracili 90 minut. Piłkarze Legii również. Myślę, że można to już otwarcie powiedzieć, że Legia, podobnie jak Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin, wypisały się w tej kolejce z walki o tytuł.
Śląsk też, choć wciąż ma cztery punkty więcej niż Legia i Raków. OK, może Śląsk nieźle wychodzi na swojej defensywnej grze, bo z ostatnich 13 wyjazdowych meczów, wygrał aż siedem, a przegrał tylko dwa. Nie kupuje jednak tej filozofii, a zwłaszcza w kolejce, w której swoje spotkania wygrały Jagiellonia (2:1 z Zagłębiem) oraz Lech (3:2 z ŁKS-em). Z tak mocno defensywnym nastawieniem, nie da się wygrać mistrzostwa.
W międzyczasie zobaczyłem piękno futbolu
Oprócz meczu Legii ze Śląskiem oglądałem na drugim ekranie starcie Coventry z Manchesterem United. Mecz w Warszawie był zaprzeczeniem spotkania z FA Cup. Na Łazienkowskiej oglądaliśmy kalkulację, zamiast radości. Kunktatorstwo, zamiast szaleństwa. Grę na remis, zamiast podjęcia ryzyka, nawet nadmiernego ryzyka, byle tylko jednak spróbować zwyciężyć. Na tle angielskiego starcia, gdzie wszystko było na ostrzu noża, oglądaliśmy w Warszawie rywalizację przypominającą… letni sparing.
Mam tylko nadzieję, że ktoś w Legii i Śląsku na koniec dnia uświadomi sobie, że w niedzielę oba zespoły straciły kolejne 90 minut tego sezonu, by sobie pomóc. Jednego jestem pewien: nie da się zdobyć mistrzostwa Polski, licząc jedynie na błąd rywala. Taki minimalizm będzie ich słono kosztował.