Słodko-gorzkie wspomnienia Neugebauera
Zacznijmy od poprzedniego sezonu. Spodziewał się pan tak szybkiego i imponującego powrotu Lechii do Ekstraklasy?
Myślę, że na początku sezonu nikt się tego nie spodziewał. My również. W pierwszych dniach przygotowań trenowaliśmy w 13 osób, nie mieliśmy zawodników, były różne problemy. Z czasem jednak zaczęli przychodzić kolejni piłkarze, notowaliśmy coraz więcej zwycięstw i stawaliśmy się lepsi. Myśleliśmy już wówczas o awansie. Każdy chciał to zrobić już w pierwszym sezonie po spadku.
Który mecz z poprzedniego sezonu zapamięta pan na dłużej?
Gdybym lepiej zagrał z Arką, to pewnie ten mecz derbowy. Indywidualnie bardzo pozytywnie wspominam spotkanie z Wisłą Kraków. Zdobyłem dwie bramki z rzutów karnych. Graliśmy też przy pełnych trybunach stadionu przy Reymonta, po końcowym gwizdku cieszyliśmy się z awansu. Z pewnością jest to mecz, który zapadnie mi w pamięć na długo.
Jak wspomina pan tamto emocjonujące derbowe spotkanie?
Słodko-gorzko. Czerwona kartka dla Andreia Chindrisa to po części moja wina. Byłem wówczas zły na siebie, bo chciałem pomóc drużynie, ale tego nie zrobiłem. W drugiej połowie widziałem po Arce, że nie chce wygrać, tylko zremisować ten mecz. Powiedziałem wtedy, że strzelimy jeszcze tego jednego gola, m.in. dlatego że Arka nie wykorzystała swoich sytuacji, tylko grała na wynik. Wiedziałem, że w końcówce to my przechylimy szalę na swoją korzyść.
Co pan poczuł, gdy okazało się, że Arka, z którą długo rywalizowaliście o bezpośredni awans, ostatecznie zostanie na zapleczu Ekstraklasy?
Nic szczególnego. Nie można patrzeć na takie rzeczy. My jako zawodnicy mamy trochę inne podejście niż kibice. Derby derbami, ale gdy wychodzisz na boisko, to rywalizujesz przeciwko innemu zawodnikowi, a nie konkretnemu klubowi. Kibice Lechii mogą cieszyć się, że Arka nie awansowała do PKO BP Ekstaklasy, chociaż z drugiej strony derby na najwyższym szczeblu rozgrywkowym byłyby świetnym widowiskiem.
Podbeskidzie było kluczowe
W ubiegłym sezonie zdobył pan 8 bramek i zaliczył 2 asysty. Jak ocenia pan ten wynik?
To był najlepszy sezon w całej mojej dotychczasowej karierze. Po raz pierwszy grałem też praktycznie od deski do deski przez cały rok. Pod względem liczb również jestem zadowolony. Wiem jednak, że mogę zanotować jeszcze lepsze statystyki.
W zeszłym sezonie był pan jednym z kluczowych zawodników Lechii, ale droga do tego wiodła m.in. poprzez wypożyczenie do Podbeskidzia. Co dał panu pobyt w Bielsku-Białej?
W Podbeskidziu regularnie grałem, co było nowością po roku bez żadnych występów. Dziękuję trenerowi, że zgodził się, abym odszedł na wypożyczenie, bo wcześniej nie otrzymałem takiej zgody. W Bielsku-Białej dostałem zaufanie w trudnym dla mnie okresie i nabrałem pewności siebie.
Stałem się też mocniejszy psychicznie, ponieważ Podbeskidzie zmagało się wówczas z rożnymi problemami finansowymi. Nie dostawaliśmy pieniędzy przez cztery miesiące. Nie zarabiałem wtedy zbyt dużo, więc bardzo się cieszę, że mogłem liczyć na wsparcie mojej rodziny oraz dziewczyny. Inaczej nie wiem, jak bym sobie poradził.
Łezka zakręciła się w oku, gdy Podbeskidzie niedawno żegnało się z I ligą?
Wiadomo, że człowiek zżywa się z klubem, zawodnikami i kibicami. Ja czułem dużą więź z drużyną, ale w zeszłym sezonie z moich kolegów z szatni zostało tylko kilku chłopaków. Przyszedł jednak trener Jarosław Skrobacz, z którym pracowałem w Ruchu Chorzów. Liczyłem na to, że Podbeskidzie się utrzyma. Bielsko-Biała to super miasto z ładnym stadionem, na którym zawsze przyjemnie jest grać.
Blackwell odmienił Lechię
Punktem przełomowym dla Lechii w poprzednim sezonie było przyjście Kevina Blackwella. Co zmieniło się w drużynie po przyjściu Anglika?
Przyjście Kevina dało nam bardzo dużo. Ma przeogromną wiedzę. Widać, że pracował w Anglii na wysokim poziomie. Umie też przełożyć swoją wiedzę na nasze treningi. Muszę powiedzieć, że doskonale dopasował się do pracy Szymona Grabowskiego i całego sztabu. W I lidze nasza współpraca funkcjonowała bardzo dobrze.
Czego się więc nauczyliście?
Pokazał nam rzeczy, na które w Polsce nawet nie zwraca się uwagi. Skupia się na detalach, a wiadomo, że w piłce niekiedy to szczegóły okazują się decydujące.
Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że zimowe przygotowania odegrały decydującą rolę w imponującym awansie Lechii?
Tak, absolutnie. Dało nam to bardzo dużo, motorycznie i fizycznie wyglądaliśmy świetnie. Zimowy okres przygotowawczy to był najcięższy czas w mojej dotychczasowej karierze.
Dlaczego?
Nie będę miło wspominał tego okresu (śmiech). Przychodziłem wtedy do domu i nie miałem siły robić nic więcej. Aktualnie pracujemy półtora tygodnia i jest tak samo, a może nawet jeszcze trudniej. Wszyscy jednak wiedzą, że nasza obecna praca zaprocentuje w sezonie. Czasami przychodzi zmęczenie, ale wówczas trzeba zacisnąć zęby i przebiec kolejne 50 metrów, żeby ukończyć zadanie.
Nad czym obecnie pracujecie na treningach?
Zwracamy teraz dużą uwagę na przygotowanie motoryczne i biegowe. I liga różni się pod tym względem od Ekstraklasy. W czasie pierwszych dwóch tygodni przygotowań można ciężej popracować, bo im bliżej początku ligi, tym więcej zajęć typowo piłkarskich i taktycznych.
Zagraniczne wzorce
Jeśli mówimy o taktyce, na jakiej pozycji czuje się pan najlepiej?
W trakcie ubiegłego sezonu moja pozycja trochę się zmieniła. Zazwyczaj grałem jako dziesiątka, czasami również na ósemce, w jednym spotkaniu grałem nawet jako szóstka. Dawno nie grałem już na tej pozycji, nie czułem się wtedy komfortowo. Najlepiej czuję się zatem jako numer osiem lub dziesięć.
Jest jakiś zawodnik, na którym się pan wzoruje?
Kibicuję Barcelonie, więc podpatruję Frenkiego de Jonga, Ilkaya Gundogana czy Pedriego. Zwracam uwagę na ich zagrania. Lubię również oglądać grę Kevina de Bruyne. Myślę, że to może być zawodnik, którym się inspiruję.
Za około trzy tygodnie start nowego sezonu. Jakie są cele i apetyty Lechii w Ekstraklasie?
Na pewno chcemy wygrywać każdy mecz. Ciężko teraz pracujemy, żeby dobrze przygotować się do nowego sezonu. Nieważne kto będzie naszym przeciwnikiem, będziemy grali o pełną pulę.
W Ekstraklasie Lechia nie zmierzy się z Ruchem Chorzów, pańskim byłym klubem, który spadł niedawno z ligi. Czy wobec tego czeka pan specjalnie na mecz z jakąś inną drużyną?
Chcę w końcu zagrać z Górnikiem Zabrze. Wiadomo, że rywalizacja między Ruchem a Górnikiem jest bardzo emocjonująca. Mecze z Legią czy Lechem również będą pasjonujące, bo prezentują wysoki poziom piłkarski i kibicowski.
Dobra forma z zeszłego sezonu zaowocowała powołaniem do reprezentacji Polski do lat 21. Jak wspomina pan swój debiut w tej kategorii wiekowej?
Cieszyłem się, że dostałem powołanie. Byłem również zadowolony z racji występu przeciwko Macedonii Północnej, ale wynik tego spotkania nie może już być satysfakcjonujący Przegraliśmy 1:2. Chcieliśmy wygrać, nie udało się. Indywidualnie jednak to był dla mnie pozytywny czas.
Na zgrupowaniu obecny był również Kacper Sezonienko. Obecność kompana z drużyny pomogła w aklimatyzacji?
Wiadomo, że to fajna sprawa, że mogłem pojechać na to zgrupowanie z “Sezonem”. Dobrze się trzymamy, widzimy się każdego dnia. Myślę jednak, że nawet gdyby był tylko jeden z nas, to i tak byśmy sobie poradzili. Był Jakub Kałuziński oraz inni zawodnicy, których znamy, na przykład z innych kategorii wiekowych.
Do tego dąży Neugebauer
Szatnia Lechii jest bardzo międzynarodowa. Są piłkarze z różnych krajów, a nawet kontynentów. Wpływa to negatywnie na zbudowanie chemii w drużynie?
U nas nie ma takiego problemu. Jest dużo obcokrajowców, ale jesteśmy młodym zespołem. Pozwala to stworzyć dobrą atmosferę, rozumiemy się, nawet mimo różnic językowych. Utrzymujemy też kontakty po treningach, spotykamy się na śniadania czy obiady, więc mamy naprawdę fajną ekipę. Jestem pewien, że utrzymamy to w nadchodzącym sezonie. Jesteśmy jak wielka biało-zielona rodzina.
Każda drużyna potrzebuje lidera na boisku. Czuje pan, że może być kimś takim w Lechii?
Dążę do tego. Jeżeli będę dalej ciężko pracował, to mogę być liderem Lechii Gdańsk. Muszę dalej pracować nad swoją mentalnością, ale już teraz wymagam bardzo dużo przede wszystkim od siebie. Wiem, co ja mogę, wiem też, co inni potrafią, od nich również tego wymagam. Nie lubię przegrywać. Zawsze chcę wygrywać. Najważniejsza jest jednak właściwa postawa na boisku. Bez tego trudno być pełnoprawnym liderem.
Mentalność to we współczesnym futbolu najważniejsza składowa sukcesu?
Moim zdaniem odpowiednia mentalność jest jeszcze ważniejsza niż umiejętności. Znamy wiele przykładów świetnych zawodników, którzy jednak nie poradzili sobie z powodu “słabej głowy”. Skończyli w niskich ligach, choć mieli umiejętności na wielką piłkę. Mental odgrywa zatem ogromną rolę. Trzeba nad nim nieustannie pracować.