Reprezentacja Polski była bliska zmarnowania wielkiej okazji
Jak się okazuje, pierwszych przyczyn awansu na Mistrzostwa Europy 2024 musimy szukać kilka lat wcześniej. Wszystko zaczyna się od… Jerzego Brzęczka, który w Lidze Narodów 2020-21 zapewnił reprezentacji losowanie z pierwszego koszyka, a także automatyczne miejsce w barażach Euro. Za kadencji Czesława Michniewicza nasi reprezentanci zagwarantowali sobie z kolei rozstawienie w barażach, co jeszcze bardziej poprawiło nasze szanse na wyjazd do Niemiec. Po wylosowaniu grupy eliminacyjnej w składzie Czechy, Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze prawdopodobieństwo tego, że zagramy na Mistrzostwach Europy wynosiło już ponad 90%.
I wtedy właśnie przyszedł Fernando Santos, który obniżył prawdopodobieństwo gry Polski na mistrzostwach Europy prawie o połowę. Po porażce 2:3 z Mołdawią nasze szanse na awans spadły o ok. 10%. Najbardziej dotkliwa była jednak klęska w meczu z Albanią. Wówczas prawie połowa scenariuszy zakładała, że zabraknie nas na mistrzostwach Europy.
Gdy kolejny raz straciliśmy punkty z reprezentacją Mołdawii – już za kadencji Michała Probierza – Euro stało się tak odległe, jak nigdy dotąd. Po losowaniu baraży nie wyglądało to dużo lepiej. Prawdopodobieństwo awansu wciąż można było szacować na ok. 30-40%. Po 120 minutach finału baraży z Walią te szanse wzrosły, lecz kwestia awansu wisiała w powietrzu tak naprawdę do samego końca.
Mamy za sobą naprawdę wyboistą drogę. W październiku 2022 roku gra na mistrzostwach Starego Kontynentu wydawała się być formalnością. Dwanaście miesięcy później musieliśmy wręcz drżeć o awans. Mimo tych wszystkich perypetii, udało się nam osiągnąć cel. Będziemy jedną z 24 drużyn, która wystąpi na Euro. Warto to docenić.