Michał Pol: Jak skomentujesz doniesienia z Niemiec, że Szymon Marciniak i Daniele Orsato mogą wrócić do domu już po fazie grupowej? Czy to tylko plotki, czy jednak jest coś na rzeczy?
Rafał Rostkowski: Tak naprawdę tylko Roberto Rosetti i zaufani cżłonkowie Komisji Sędziowskiej wiedzą już, którzy sędziowie na pewno wrócą do domu po pierwszej części turnieju, a którzy zostaną w Niemczech dłużej. Przypuszczalnie co do kilku nazwisk są jeszcze wątpliwości, na przykład w stosunku do arbitrów, którzy zostali wyznaczeni na mecze wtorkowe i środowe. Oni jeszcze muszą się wykazać. Nie możemy wykluczyć żadnej decyzji UEFA, natomiast przypuszczam, że źródła tych doniesień czy ewentualnych nacisków lub sugestii w sprawie Marciniaka czy Orsato są gdzie indziej.
Na rzeczy z pewnością jest to, że niektórzy kibice są bardzo pamiętliwi i tak fanatyczni, że nie potrafią oceniać sędziego obiektywnie i inaczej niż przez pryzmat jednego meczu czy jednej decyzji sędziowskiej dotyczącej ich klubu. Szymon Marciniak podpadł im jedną sytuacją w meczu Realu Madryt z Bayernem Monachium, a Daniele Orsato – niekorzystnymi dla Niemców decyzjami w spotkaniu ze Szwajcarią. Trochę tak jak Turek Halil Umut Meler podpadł Polakom niekorzystnymi decyzjami w spotkaniu z Austrią. Poza Polską jest komplementowany, ale w Polsce niekoniecznie.
Owszem, ale Umut Meler nie jest taką gwiazdą jak Marciniak i Orsato. Odesłanie ich do domu to byłaby sensacja.
Trudno mi sobie wyobrazić, żeby UEFA wysłała Szymona Marciniaka do domu już po pierwszym meczu. Obiektywnie i merytorycznie taka decyzja byłaby po prostu bardzo zła, wręcz nieodpowiedzialna, bo mogłaby się odbyć z dużą szkodą dla jakości sędziowania dalszej części turnieju. Już przecież wiemy, że kilku arbitrów zdecydowanie nie trafiło z formą. Najsłabiej zaprezentowali się Clement Turpin i Marco Guida, ale wyraźnie słabiej niż Marciniak spisało się jeszcze kilku innych. Marciniak jest UEFA po prostu bardzo potrzebny. Daniele Orsato też. Wprawdzie w spotkaniu Szwajcaria – Niemcy rzeczywiście Włoch wypadł znacznie słabiej niż zwykle, z pewnością jego szanse na sędziowanie finału zmalały czy może nawet stopniały, ale nie popełnił żadnego błędu aż tak ewidentnego i rażącego, żeby rezygnować z niego całkowicie. Nawet z tymi błędami wciąż jest arbitrem lepszym od większości obecnych w Niemczech. Gdybym sędziego jakiegoś meczu w fazie pucharowej miał wybierać pomiędzy Slavko Vinciciem, Arturem Soaresem Diasem, Jesusem Gilem Manzano, Felixem Zwayerem, Danielem Siebertem, Claudio Schaererem, Ivanem Krużliakiem a Danielem Orsato, zdecydowanie wybrałbym Włocha.
Finał też powierzyłbyś Daniele Orsato będącemu w formie z meczu Szwajcaria – Włochy?
Nie. Trudno przewidzieć, jak wypadną arbitrzy w kolejnych meczach, ale na podstawie dotychczasowych spotkań mecz o mistrzostwo Europy powierzyłbym Rumunowi Istvanowi Kovacsowi. Znakomitą formę potwierdza w kolejnych meczach. Jeśli nie przytrafi mu się jakaś wpadka, będzie jednym z faworytów do finału albo co najmniej półfinału.
W czasie jednej z codziennych rozmów w „Mocy Euro” mówiłeś o pomyśle z różową kartką, który pojawił się w Ameryce Południowej przed Copa America. Czy taka kartka mogłaby pomóc w takiej sytuacji jak w meczu Szkocja – Węgry, gdy doszło do zderzenia zawodników i potrzebna była szybka pomoc lekarska?
Tak, widzę taką możliwość. Ta kartka mogłaby tak działać. Obecnie zamysł jest taki, żeby różowa kartka była pokazywana wtedy, gdy jest podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Chodzi o możliwość dodatkowej wymiany zawodnika w czasie meczu i oczywiście o szybkie udzielenie pomocy lekarskiej. Uważam, że ten pomysł warto rozwinąć. Różową kartkę powinien mieć zarówno sędzia główny, jak i lekarze każdej z drużyn. Gdyby jedna z tych osób widziała, że konieczna jest szybka pomoc lekarska, na przykład w sytuacjach podejrzenia udaru czy zawału serca, to mogłaby natychmiast ją pokazać. Jeżeli zrobiłby to sędzia, byłby to sygnał zarówno dla lekarzy obu drużyn, jak i dla załogi karetki pogotowia obecnej na stadionie, że trzeba natychmiast wbiec czy wjechać na boisko, aby udzielić pomocy. Jeżeli sędzia sam nie pokaże takiej kartki, bo może przecież nie rozpoznać niektórych objawów, a na boisko wbiegnie lekarz drużyny i to on pokaże taką kartkę, karetka pogotowia też mogłaby wjechać na boisko natychmiast.
W meczu Szkocja – Węgry na boisko wbiegli noszowi z noszami, ale tak powoli, że sami piłkarze przejęli nosze, aby przyspieszyć pomoc dla kolegi.
Sędzia od razu gwizdał i wykonywał gesty wzywające pomocy, ale najwyraźniej ani gwizdek ani gesty arbitra nie były dość czytelne dla służb medycznych. To dowód, że potrzebny jest jakiś symbol, sygnał, znak, który byłby jasny dla wszystkich. Różowa kartka z pewnością mogłaby znacząco przyspieszyć udzielanie pomocy medycznej. Nigdy nie wiadomo, ilu minut czy sekund może zabraknąć do uratowania komuś zdrowia czy życia. Jeśli taka kartka mogłaby w tym komuś pomóc, to jest dla mnie jasne, że warto ją wprowadzić do piłki nożnej na całym świecie. Skoro zrobiła to CONMEBOL, to może również na przykład PZPN.