Historia jest po stronie Włochów, teraźniejszość przemawia za Szwajcarami
Reprezentacje Szwajcarii i Włoch mierzyły się ze sobą aż 60-krotnie. 29-krotnie zwyciężała „Squadra Azzurra”, 24 razy padł remis. Helweci wygrali więc zaledwie siedem spotkań ze swoimi sobotnimi rywalami. Po raz ostatni zdarzyło się to w roku 1993 w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w USA. Podopieczni Roya Hodgsona pokonali żołnierzy Arrigo Sacchiego 1:0 po golu Marca Hottigera w 54. minucie. Zwycięstwo to tym bardziej robi wrażenie z perspektywy czasu, gdyż zaledwie rok później Włosi zagrali w finale mundialu, gdzie dopiero po rzutach karnych ulegli Brazylii.
Od tamtej pory pięciokrotnie triumfowała „Squadra Azzurra”, a aż sześć razy padł remis. Tak też było w dwóch ostatnich spotkaniach, gdyż obie reprezentacje znów trafiły na siebie w grupie eliminacyjnej, tym razem do Mistrzostw Świata w Katarze. W Bazylei było 0:0, w Rzymie 1:1. Ostatni mecz obu ekip na wielkim turnieju to oczywiście EURO sprzed trzech lat, gdzie nikt nie był w stanie zatrzymać Italii, która finalnie sięgnęła po europejski czempionat. Szwajcarzy stanęli jej na drodze w fazie grupowej i zostali boleśnie skarceni. Dwie bramki Manuela Locatellego i jedno trafienie Ciro Immobile pogrążyło ówczesnych podopiecznych Vladimira Petkovicia.
Od tamtej pory Szwajcarzy grali jednak jak z nut – najpierw w ostatnim meczu fazy grupowej koncertowo uporali się z uważanymi przed turniejem za czarnych koni Turkami, a następnie sensacyjnie wyeliminowali w 1/8 ówczesnych mistrzów świata, Francuzów, przegrywając 1:3 i doprowadzając do wyrównania, dogrywki i rzutów karnych, w których okazali się lepsi („jedenastki” nie trafił Kylian Mbappe).
W ćwierćfinale los znów „obdarował” Szwajcarów rzutami karnymi, tym razem naprzeciw stanęła reprezentacja Hiszpanii. Nic dwa razy się nie zdarza, i podobnie jak Polska 5 lat wcześniej, tak i wtedy Helweci, nie byli w stanie wygrać dwóch serii jedenastek z rzędu. Podopieczni Vladimira Petkovicia pozostawili jednak po sobie bardzo dobre wrażenie i do domów mogli wracać z podniesionymi głowami.
Z jeszcze bardziej podniesionymi głowami do domu wracała ekipa prowadzona wówczas przez Roberto Manciniego – Włosi po wyjściu z grupy najpierw po dogrywce ograli Austrię, następnie Belgię, a w półfinale trafili na pogromców Szwajcarów – Hiszpanię. Jak to było? „Nic dwa razy się nie zdarza?” Cóż, tak też było tym razem, „Squadra Azzurra” po rzutach karnych wyeliminowała „La Furia Roja” i zameldowała się w wielkim finale, gdzie naprzeciw stanęła reprezentacja Anglii, do tego grająca na swoim stadionie. W tym przypadku jednak powiedzenie” „Nic dwa razy się nie zdarza” nie znalazło już zastosowania, gdyż w rzutach karnych Włosi po raz drugi z rzędu okazali się lepsi od swoich rywali. Tym samym sięgnęli po drugie w swojej historii mistrzostwo Europy.
W sobotę los ponownie skojarzył ze sobą reprezentacje Szwajcarii i Włoch. I choć historia jest zdecydowanie po stronie tych drugich, to występy obu kadr na turnieju w Niemczech wręcz każą nam myśleć, że to nie „Squadra Azzurra” będzie faworytem tego spotkania, zwłaszcza w obliczu kontuzji, jakie nawiedziły ekipę prowadzoną przez Luciano Spallettiego. Początek spotkania o godzinie 18:00. Transmisja dostępna na antenie Telewizji Polskiej.