Przypomnijmy, Szczęsny do Juventusu trafił z Arsenalu za zaledwie 18 milionów euro. Zaledwie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Turynie stał się jednym z najlepszych pięciu, góra dziesięciu, bramkarzy świata.
34-latek rozegrał w Juve 252 spotkania, wpuścił zaledwie 232 gole, a aż 103 razy kończył mecz z czystym kontem. W ciągu siedmiu lat zdobył osiem trofeów, w tym trzy mistrzostwa Włoch. W dodatku był jednym z liderów w szatni. Nawet gdy piłkarze z pola zawodzili w ostatnich latach, to akurat do Szczęsnego nie można było mieć pretensji. Błędy zdarzały mu się bardzo rzadko, a fantastyczne interwencje regularnie.
Nie będzie szczególną przesadą, jeśli określimy Szczęsnego legendą Juventusu. A już na pewno można stwierdzić, że był godnym następcą Gianluigiego Buffona. W ujęciu historycznym pewnie tylko Buffon oraz równie legendarny Dino Zoff mają większe zasługi dla Juve. Można się kłócić, czy Szczęsny to trzeci, czy czwarty bramkarz w historii turyńczyków, biorąc pod uwagę Angelo Peruzziego, zdobywcę Ligi Mistrzów z 1996 roku. I jeśli cokolwiek można zarzucić Szczęsnemu, to tylko to, że właśnie w LM ani razu nie wychylił nosa poza ćwierćfinał.
Skoro Szczęsny był tak dobry, to dlaczego Juventus oddaje go bez żalu, zapytacie. I tu musimy się zatrzymać, bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Przecież akurat pozycja bramkarza była najmniejszym problemem w kadrze Juve.
Zarobki Szczęsnego problemem
Juve nie jest w najlepszej sytuacji finansowej już od czasów pandemii. I choć sytuacja się opanowała, to turyńczycy dalej muszą liczyć każdego eurocenta. Tym bardziej że w minionym sezonie byli wykluczeni z europejskich rozgrywek za nieprawidłowości w finansach. Ale wróćmy do Szczęsnego, który mocno obciąża klubowy budżet. Tylko Dusan Vlahović więcej zarabia w Juventusie.
Polak na mocy kontraktu, który miał wygasnąć dopiero za rok, inkasował 6,5 miliona euro netto rocznie, co brutto kosztowało Juventus dwa razy więcej. A jednak Stara Dama rozwiązała przedwcześnie umowę z Polakiem, który i tak otrzyma odprawę w wysokości ponad czterech mln euro, czyli znaczącą część obecnych zarobków. ”La Gazzetta dello Sport” dodaje, że płatność będzie rozłożona na dwa lata.
Włosi są zachwyceni postawą Szczęsnego, który teoretycznie przecież mógł zastrajkować i nie zgodzić się na wypchanie z klubu i np. przesiedzieć przyszły sezon na trybunach, pobierając pełną pensję.
”Szczęsny opuszcza Juve jak dżentelmen. (…) Wojtek napisał rozdział w historii Juventusu, a teraz nie robi problemów z rozstaniem, co jest w tych czasach rzadkością. W Turynie zawsze będzie witany jak przyjaciel” – pisze dziennik ”Tuttosport”.
Warto wrócić do wywiadu sprzed kilku tygodni, którego Szczęsny udzielił Foot Truckowi.
– Nigdy, przysięgam nigdy, nie wymuszałem żadnego transferu. Ale dla mnie lojalność to również taka sytuacja, że jeśli klub, który dał ci dużo, potrzebuje ten kontrakt zerwać i potrzebuje pomocy, to też jestem w stanie pomóc. Oczywiście, jeśli za dużo na tym nie stracisz. Jeśli teoretycznie Juventus chciałby, abym odszedł, to byłbym na to gotowy, nawet jeśli byłby to tylko mój akt wdzięczności za dotychczasowe lata. To nie znaczy, że tak jest – wymownie zaznaczył Szczęsny.
Poprosiliśmy o komentarz włoskiego dziennikarza Mirko Di Natale z Tuttojuve.com.
– Juventus nie potrafił się dogadać z Al Nassr, ani nigdzie sprzedać Polaka za ok. pięć milionów euro, więc zdecydował się rozwiązać kontrakt i tym samym zaoszczędzi na Szczęsnego pensji kilka milionów. A to dziś naprawdę duże pieniądze dla turyńczyków. Nie mam jednak wątpliwości, że Szczęsny to jeden z pięciu najlepszych bramkarzy w Europie i chciałbym żeby pozostał w Juventusie na kolejny rok. Rozumiem jednak ekonomiczną sytuację klubu. Tym bardziej że już dawno klub przekazał swoje stanowisko agentom Polaka – powiedział Kanałowi Sportowemu Mirko Di Natale.
Juventus wypchnął z klubu czołowego zawodnika, czym z pewnością rozczarował wielu swoich kibiców. Może i zaoszczędzi kilka milionów euro na jego pensji, ale na koniec dnia wynik sportowy w dużej mierze determinuje późniejsze przychody. A Szczęsny gwarantuje wysoki poziom.
Ściągnięty latem z Monzy Michele Di Gregorio, którego podobno preferuje trener Thiago Motta ze względu na jego świetną grę nogami, jest z pewnością bardzo dobrym bramkarzem. Bardzo dobrym, ale póki co nie jest na tej samej półce, co Polak.
Szczęsny to nie wyjątek. W Juventusie panuje chaos
Gdyby jeszcze przypadek Szczęsnego był odosobniony… Problem w tym, że większość ruchów Juventusu na rynku transferowym jest chaotyczna. Ale do tego jeszcze wrócimy…
Za transfery odpowiada w Turynie Cristiano Giuntoli, który wyrobił sobie renomę w Napoli, gdzie ściągnął m.in. Victora Osimhena, Kima czy Chwiczę Kwaracchelię. Jednak w Turynie, gdzie pracuje od roku, wciąż nie pokazał swojego kunsztu.
Jego pierwsze okienko transferowe było fatalne. Zimą ściągnął z Lille za ponad pięć milionów euro Thiago Djalo, ale ten spędził na murawie zaledwie 16 minut. Więcej minut rozegrał Carlos Alcaraz, jednak w ciągu 379 minut ofensywny pomocnik z Argentyny nie pokazał praktycznie niczego wartego uwagi. I szybko wrócił do Anglii.
Giuntoli ma być rozliczony dopiero po letnim okienku transferowym, ale Juve wznawia sezon 19 sierpnia meczem z Como, a kadra zespołu wciąż jest wybrakowana.
Co się udało Giuntolemu?
Zacznijmy od pozytywów. Warto pochwalić Juventus za ściągnięcie utalentowanego Khephrena Thurama, syna Lilliana, za 20 milionów euro z Nicei. Znaczącym wzmocnieniem drugiej linii zapewne będzie także Douglas Luiz z Aston Villi (51 mln). No i Di Gregorio powinien być co najmniej solidnym bramkarzem. Złośliwi pochwaliliby także klub za sprzedaż nieskutecznego Moise Keana do Fiorentiny. Jednak lista transakcji nieudanych lub niezrealizowanych jest znacznie dłuższa.
Okienko transferowe we Włoszech zamknie się 30 sierpnia, a klub wciąż nie pozbył się piłkarzy, których już dawno skreślił Thiago Motta. Wśród niechcianych graczy są: Arkadiusz Milik, Weston McKennie, Filip Kostić, Arthur Melo czy Mattia De Sciglio. Ale przede wszystkim Juventus nadal nie wie, co zrobi z Federico Chiesą, który chce pozostać w Turynie, jednak jest poza projektem Motty.
Może gdyby Giuntoli był skuteczniejszy, to nie trzeba byłoby w takim stylu żegnać się ze Szczęsnym?
Juventus chce grać skrzydłami, ale… nie ma skrzydłowych
Ale to nie koniec pesymistycznej wyliczanki. Giuntoli nie potrafił porozumieć się z Adrienem Rabiotem, któremu 30 czerwca wygasł kontrakt, a przecież Transfermarkt wycenia 29-latka na 35 milionów euro. Jednak jeszcze bardziej kibice przeżywali sprzedaż niezwykle utalentowanego Matiasa Soule do Romy za zaledwie 26 milionów euro, czy obiecującego stopera Deana Huijsena do Bournemouth za 15 mln.
Boli szczególnie sprzedaż Soule, bo Motta preferuje grę z ofensywnymi skrzydłowymi, a dziś w kadrze Juve na tej pozycji mogą zagrać tylko Kenan Yildiz, Timothy Weah i Chiesa. Ale Yildiz ma więcej z napastnika, Weah z wahadłowego, a Chiesa jest przecież poza projektem.
Fanów mogły też zirytować nieudane transfery, jak np. próba ściągnięcia Todibo, który ostatecznie trafił do West Hamu, czy w nieskończoność ciągnące się negocjacje z Atalantą ws. Teuna Koopmeinersa.
Oczywiście, na pierwsze podsumowanie okienka przyjdzie czas na początku września, a do tego czasu Giuntoli może wykonać kilka ciekawych ruchów. Jednak dziś w Turynie rządzi chaos, a sytuacja ze Szczęsnym jest tego świetnym podsumowaniem.